- Paradygmat rozwoju
Malowanie kwiatków na asfalcie nie może być uznawane za alternatywę dla przemocy
- By krakauer
- |
- 19 lipca 2016
- |
- 2 minuty czytania
Czy chcemy tego, czy nie chcemy – ulegamy przemocy nie, dlatego ponieważ tego chcemy, tylko, dlatego ponieważ przeciwnik tego chce i narzuca nam własną wolę. Jeżeli chcielibyśmy uniknąć przemocy, to sami musimy być silni, przynajmniej na tyle, żeby przeciwnikowi nie opłacało się nas atakować w trosce o własne bezpieczeństwo. Możliwy jest jeszcze przypadek, w którym przeciwnikowi jego własny stan jest obojętny. Wówczas sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, ponieważ jedynym sposobem na uniknięcie projekcji przemocy ze strony przeciwnika jest WŁASNA PROJEKCJA PRZEMOCY WYMIERZONA W PRZECIWNIKA, W CELU POZBAWIENIA GO MOŻLIWOŚCI DZIAŁANIA.
Powyższe to wynik prostego równania logicznego, nie da się go przekłamać, ani nie da się go falsyfikować, chyba że przekonamy ogół, że śmierć jest dobra i jeżeli będą umierali w określonych warunkach np. zabijając innych ludzi, wówczas to najlepszy rodzaj śmierci. Proste, banalne, brutalne – niestety w naszym świecie rzeczywiste i prawdziwe. Dodajmy, także dla wielu z nas bolesne.
Normą we współczesnym świecie jest to, co mają inni, a czego nam brakuje. Jeżeli normą jest gotowość do zabijania, to musimy mieć tak daleko posunięte możliwości obrony, żeby być moralnie i operacyjnie gotowymi do zabicia tych, którzy chcą naszej śmierci, najlepiej jeszcze zanim w ogóle sobie uświadomią, że chcą nas zaatakować. To brutalne i bolesne, ale czy to zabijanie, które nas dotyka, nie jest przypadkiem brutalne i bolesne? Mamy do wyboru – być gotowymi do zabijania, albo być zabijanymi. Wybór należy do nas, to nie jest kwestia jakiejś „wojny cywilizacji”, to jest kwestia zwykłego atawizmu, świat jest ułożony tak, że żyje ten, kto pierwszy zabije innych w swoim otoczeniu. Głupia sprawa, ale to tak działa i nic się na to nie da poradzić. Malowanie kwiatków kredkami, czy kredą na asfalcie, potem robienie im zdjęć i umieszczanie w mediach społecznościowych nie może być uznawane za zachowanie alternatywne dla przemocy.
Żeby nie dać się zwyciężyć przemocy, należy zachować nasze wartości, ale tylko tam, gdzie to jest możliwe i gdzie to daje pozytywną stopę zwrotu, czyli dla nas samych. Nie musimy świadczyć dobrodziejstw cywilizacji dla nikogo innego, poza nami samymi. Chodzi o to, że należy z cywilizacji wartości, którą jesteśmy – czerpać korzyści, a nie świadczyć korzyści. To wcale nie jest takie niemożliwe jak się nam wydaje. Wystarczy tylko ograniczyć dyfuzję materiałów krytycznych i w ogóle embargo na zaawansowane usługi, które podnoszą III-ci świat, do współczesnego wymiaru cywilizacyjnego. Praktyce już samo ograniczenie konsumpcji ropy z Bliskiego Wschodu jest w stanie w ciągu jednej lub dwóch dekad, spowodować zupełną zmianę paradygmatu globalizacji. Nie ma znaczenia, że ktoś inny będzie klientem na nasze miejsce, liczy się to, że my nie będziemy zależni od ludzi, którzy w bliższym lub dalszym przełożeniu finansują terroryzm i zabijanie. Mówimy o procesie będącym wyzwaniem na pokolenie, jednak lepiej jest nie kupować ropy i wydawać środki na alternatywne źródła energii, niż wydawać na bomby i prowadzenie wojny. Przy czym uwaga – naszym wrogiem nie jest ani inna kultura, ani państwa przez nią tworzone. Naszym wrogiem jest to, co tym ludziom nakazuje ekspansję i zabijanie. W uproszczeniu wojnę można wygrać bez jej wypowiadania, likwidując cele punktowe jak będzie trzeba, ale przede wszystkim liczy się kultura i możliwość cywilizacyjnego oddziaływania. Jeżeli ktoś chce żyć w średniowieczu, to trzeba mu to umożliwić.
Niestety przemoc rodzi przemoc, a jedyną pewną składową naszego życia jest śmierć. Jeżeli jednak chcemy, żeby coś pozostało, żeby przyszłe pokolenia identyfikowały się z nami i z tymi, którzy byli przed nami – nie mamy innego wyjścia, musimy być brutalniejsi niż inni. To wynika z dyfuzji w ramach globalizacji.
Pytanie o to, czy mamy alternatywę, jest pytaniem o to, czy jesteśmy skłonni umrzeć wcześniej niż wynika to z biologicznego rytmu życia, jak również czy jesteśmy gotowi na poświęcenie swojej cywilizacji na ołtarzu atawizmu i prawa silniejszego. Nie byłoby nas, gdyby Rzymianie nie niszczyli Kartaginy. Mając przewagę trzeba być idiotą, żeby pozwolić przeciwnikowi się rozmnażać za nasze pieniądze jak rakowi, albo swobodnie i bez konsekwencji na zabijanie własnych ludzi. Oczywiście skutki zmiany naszego paradygmatu zachowania się w globalnym otoczeniu będą okrutne, ale świat jest okrutny i nic na to nie poradzimy. Musimy się dostosować do warunków, a one mówią, że albo moderuje się rzeczywistość, albo jest się moderowanym. Wybór należy do nas.