• 17 marca 2023
    • Polityka

    Rosja to inna liga niż strefa zgniotu

    • By krakauer
    • |
    • 16 lipca 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Kolejna wizyta pana Johna Kerryego amerykańskiego Sekretarza Stanu w Moskwie, to kolejne potwierdzenie, że USA uważają Federację Rosyjską za supermocarstwo, z którym ustalają możliwy tok interesujących ich spraw, przede wszystkim w kontekście reagowania na kryzysu. Skoro USA wiedzą, że Rosja to supermocarstwo i trzeba z Rosją rozmawiać, to dlaczego z rozumieniem tych oczywistych faktów jest taki problem w stolicach niektórych państw środkowoeuropejskich?

    Być może to wynik jakiegoś strategicznego przekłamania? Może kraje Europy Środkowej posiadają broń termojądrową, własne źródła ropy i innych surowców strategicznych, w końcu olbrzymie rynki zbytu, są ważnymi partnerami w handlu międzynarodowym, a ich rozwinięte technologie kosmiczne plasują je w czołówce państw rozwiniętych technologicznie?

    Okazuje się, że nie, nic z tych rzeczy, państwa Europy Środkowej są przeważnie małe, albo średniej wielkości, a ich cechą charakterystyczną jest bieda, a na pewno brak zasobów finansowych umożliwiających swobodne funkcjonowanie w warunkach globalizacji. Dlatego nie da się zrozumieć, dlaczego małe, słabe i biedne państwa – praktycznie wszystkie na dorobku, pomimo faktu, że ich militarny i polityczny pryncypał – liczy się z Federacją Rosyjską jako supermocarstwem, same prowadzą polityki, które przynajmniej w kilku przypadkach można uznać za „trudne”, a w co najmniej dwóch za „bardzo trudne”?

    Zastanawiająca jest taka niekonsekwencja i nieracjonalność, zwłaszcza że to nie jest pierwszy raz, kiedy „najwięksi” porozumiewają się sami pomiędzy sobą, pozostawiając „mniejszych”, w sytuacji faktów dokonanych, nawet jak już ci, zaangażowali się w konflikt na serio, albo przynajmniej zainwestowali bardzo dużo, żeby np. zmienić orientację prowadzonej polityki energetycznej.

    W związku z powyższym zachodzi podejrzenie graniczące z pewnością, że Rosja to inna liga. Natomiast inni gracze, grają w swoich rozgrywkach podwórkowych, ewentualnie czasami są zaproszeni na mistrzostwa swojego sołectwa lub nawet gminy. Dlatego rodzi się pytanie, czy aby przypadkiem nie jesteśmy wykorzystywani w ramach istniejących sojuszy, przez państwo które uważamy za militarnego i politycznego pryncypała po prostu nas wykorzystuje do robienia „szumu”?

    Warto mieć to na uwadze, głównie poprzez pryzmat polityki niemieckiej i francuskiej wobec Federacji Rosyjskiej, której kwintesencją są rozmowy w Mińsku. Co ciekawe, Niemcy i Francja nie występowały tam w formule unijnej, ponieważ trzeba byłoby wysłać znanego z dużego sceptycyzmu wobec Rosji – Przewodniczącego Rady Unii Europejskiej. Więc de facto, okazało się, że nawet przynależność do struktur zachodnich nie oznacza dla nas gwarancji, że nie będziemy zmarginalizowani i wręcz pominięci!

    Wnioski jawią się co najmniej dwa. Po pierwsze Rosja to inna liga, będąc krajem w strefie zgniotu trzeba zupełnie przemodelować politykę, która nie powinna wykazywać nawet poprzez dorozumienia cienia dążenia do konfrontacji. Po drugie nasze sojusze Zachodnie są warte dokładnie tyle, na ile pozwoli układ stosunków międzynarodowych w strefie zgniotu. Oznacza to, że trzeba albo „tańczyć jak nam zagrają”, albo zmienić politykę wewnętrzną w taki sposób, żebyśmy byli w stanie, przynajmniej zniechęcić sąsiadów, do realizowania własnych celów naszym kosztem. Odnosi się to również do tych z Zachodu, albowiem jak nauczyły nas dwa ostatnie lata, gra się toczy nadal, tak jakbyśmy w zasadzie nie byli w żadnych sojuszach, więc trzeba uwzględniać w rzeczywistości – takie warunki jakie wychodzą w trakcie gry, a nie takie, jakie zakładaliśmy przed przystąpieniem do niej zwłaszcza w ostatniej partii zagrania, jak podpalano Ukrainę.

    Oczywiście można także nie uznawać rzeczywistości. Można wierzyć w to, że świat wygląda dokładnie tak, jak zapisano w pięknie oprawionych traktatach i umowach międzynarodowych, zasłaniając się potrzebą prymatu prawa międzynarodowego jako nadrzędną zasadą w stosunkach międzynarodowych. Tymczasem warto jest popatrzeć na traktaty, umowy, postanowienia, poprzez pryzmat tego, jak układają się prawdziwe relacje, próbując antycypować to, jakie one będą. Przecież wszyscy tak robią, nawet pani Angela Merkel zrobiła w ten sposób, po prostu odrzucając unijne porozumienia dotyczące migracji, ponieważ uznała, że potrzeba chwili jest ważniejsza od międzynarodowych porozumień i relacji z pozostałymi 27 krajami Unii Europejskiej. Oczywiście, takie działanie to przede wszystkim przywilej państw grających w pierwszej lidze. W sytuacji państwa ze strefy zgniotu, wszystko wygląda inaczej, ale właśnie dlatego warto wykazywać się rozsądkiem i rozumieniem problemów lepiej niż inni, a na pewno inaczej (szerzej), niż tego inni się spodziewają.