• 17 marca 2023
    • Polityka

    Brak zrozumienia sarkazmu? Czy zamordyzm i kres wolności słowa?

    • By krakauer
    • |
    • 01 lipca 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Dziwna sprawa, moglibyśmy pisać o majtkach celebrytek, bo to wydaje się ciekawsze od tego, co niektórzy wypisują za pośrednictwem komunikatorów społecznościowych, a na pewno jest od tego, jak niektóre wpisy rozumieją niektórzy. Chyba pecha miał pan Janusz Piechociński – jeden z najwybitniejszych polskich współczesnych polityków, albowiem jego wpis na popularnym portalu społecznościowym służącym do wymiany krótkich wiadomości tekstowych, okazał się przedmiotem zainteresowania kogoś innego. Niestety ktoś inny, osoba raczej mniej znana publicznie niż wicepremier polskiego rządu, dała do zrozumienia, że pan Piechociński mógł prawdopodobnie dopuścić się podżegania do przestępstwa.

    Domniemany „błąd” pana Piechocińskiego polegał na tym, że w zdaniu zakończonym pytajnikiem dopuścił się sugestii, która na pewno dla każdego, kto ma skończone, chociaż cztery klasy szkoły podstawowej jest oczywistym sarkazmem. Chodziło o komentarz pana Piechocińskiego do jednego z programów jednej z telewizji informacyjnych, gdzie pan Piechociński odnosząc się ściśle do kontekstu materiału dokumentalnego – pół żartobliwie, a w pół złośliwie zasugerował, że „może by tak podpalić jakiś budynek publiczny żeby wprowadzić stan nadzwyczajny?”. To był bardzo trafny komentarz do wszelkich rzekomych i domniemanych oskarżeń kierowanych pod adresem uczestników manifestacji, w tym także w wariancie rzekomo inspirowanych działań o charakterze chuligańskim i sprzecznym z prawem. Czysta kpina z radykalizacji sytuacji społeczno-politycznej w Polsce, trzeba przyznać, że bardzo trafiona i chyba musiała kogoś zaboleć, skoro tego typu doniesienie potraktowano na tyle poważnie, żeby wszcząć czynności. Panu Piechocińskiemu teoretycznie mogą grozić trzy lata więzienia.

    Po pierwsze trzeba się zastanowić nad tym, jakie są granice wolności słowa w naszym kraju, jeżeli wicepremier rządu, za sarkazm może być podany na Prokuraturę? Przecież trzeba mieć maksimum złej intencji, żeby doszukiwać się w wypowiedzi pana Piechocińskiego – próby podżegania do przestępstwa. Chroni go kontekst i dokumentalny charakter programu telewizyjnego, który komentował. Czy w ogóle wolno jeszcze w Polsce komentować cokolwiek w Internecie? Bądźmy poważni i popatrzmy na sprawę, taką jaką ona jest!

    Po drugie – może jesteśmy już w takiej rzeczywistości, że w przypadku wypowiedzi, nie ma znaczenia bogactwo języka polskiego, pozwalające na możliwość formułowania wielowarstwowych dorozumień i niedorozumień. Może w naszym kraju już można wyrażać tylko powierzchowną warstwę semantyczną? Chodzi o to, że być może w naszych realiach słowa mają już tylko swoje „znamionowe” znaczenia, a wykładnia wypowiedzi będzie ograniczona do tej językowej? Powstaje na marginesie pytanie, po co nam w kraju nauczanie języka polskiego? Po co te katedry polonistyki? Po co językoznawstwo? No i wchodzimy na podwórko egzegezy tekstu prawnego – może jest jakiś problem z logiką? No przecież to nie może być prawda, że państwo promowałoby prymitywizm intelektualny i nieuctwo? Czegoś można, a nawet należy wymagać od funkcjonariuszy ważnych instytucji państwowych!

    Po trzecie – pojawia się problem z zamordyzmem, albowiem pan Piechociński jest osobą bardziej niż powszechnie znaną, to powszechnie szanowany polityk, z olbrzymim bagażem doświadczeń, prawdziwy państwowiec. Być może poprzez „umoczenie” tak znamienitej osoby, ktoś chciał wprowadzić powszechną cenzurę? Jeżeli tak by było, to mamy do czynienia z zamordyzmem.

    Bez względu na bieg sprawy – już wiadomo jak władza widzi granice wolności słowa, albowiem nad Prokuraturą jest nadzór polityczny, co determinuje nasze prawo do formułowania takiej oceny, nawet jakby była krzywdząca i nieprawdziwa. Nie da się bowiem dzisiaj przeprowadzić skutecznie dowodu przeciwnego, którego nie dałoby się natychmiast podważyć!

    Każda władza pragnie kontroli. Jednak w epoce mediów społecznościowych i masowej komunikacji równoległej, coś takiego jak skuteczna cenzura – jest niemożliwe. Owszem, można ludzi próbować zastraszyć, to zawsze działa na część populacji, jednak dla wielu ludzi zamordyzm będzie tylko dodatkowym bodźcem, wzmacniającym potrzebę przeciwstawienia się.

    Sprawę należy obserwować. Miejmy nadzieję, że to tylko kaczka dziennikarka i nieudany żart, nie chcielibyśmy żyć w kraju, w którym Prokuratura interesuje się opiniami obywateli publikowanymi w mediach społecznościowych. Trzeba także mieć nadzieję, że to nie jest „ustawka”. To dziwna sprawa.