- Ekonomia
Repolonizacja banków i stabilizacja pieniądza a ludzie?
- By krakauer
- |
- 14 maja 2016
- |
- 2 minuty czytania
To dobrze, że w tak ważnej sprawie jak zmiana Prezesa Narodowego Banku Polskiego wydarzy się nam w kraju dobra zmiana, oczywiście zupełnie naturalna, bo dotychczasowemu kończy się kadencja. Nowy kandydat nie wzbudza kontrowersji, to powszechnie szanowana osoba z autorytetem, od wielu lat włączona w prace zarówno Rady Polityki Pieniężnej jak i samego Narodowego Banku Polskiego. To będzie bez wątpienia dobra zmiana, w pełni znaczenia tych słów, czy też tej zbitki frazeologicznej.
Jednakże kandydat na Prezesa NBP pan prof. Adam Glapiński mówi o repolonizacji banków jako czymś w rodzaju głównego zadania dla siebie, na nowym – prawie pewnym stanowisku. Oczywiście to nie jedyny cel, bo jest jeszcze stabilizacja pieniądza i inne, profesor nauk ekonomicznych tej klasy, doskonale wie co powiedzieć dziennikarzom, jak pytają o przyszłość. Właśnie dlatego niesłychanie ciekawy jest ten postulat repolonizacji banków. Po pierwsze dlatego ponieważ to nie jest zadanie NBP, chociaż można takowe wyprowadzić z zakresu kompetencji związanych z troską o stabilność pieniądza. Po drugie ponieważ polski rynek usług finansowych w swojej bankowej części, to wielka kura znosząca złote jaja, która nie tylko nie ma zamiaru się repolonizować, tylko zarabiać pieniądze dla swoich właścicieli. Przeważnie zagranicznych, niesłychanie potężnych instytucji finansowych. Dodajmy, często o wiele bogatszych od naszego banku centralnego. Przy czym, rok 2008-y pokazał, że wiele z podmiotów będących właścicielami naszych banków, to bankruci, którzy nie przetrwali kryzysu i musieli sięgnąć po pomoc publiczną w swoich krajach, na różnych zasadach i w różnym zakresie. Inwestycje, które dokonywano w Polsce nie były podyktowane „miłością” do klientów polskich banków, tylko o wiele wyższą stopą zwrotu z inwestycji kapitałowych niż w krajach macierzystych. Spowodowało to naturalne pytanie – o los naszych banków, których „matki”, stały się de facto bankami państwowymi lub w części państwowymi w swoich krajach? Obawy o to, że kryzys mógłby porazić nasz sektor bankowy uzależniony od swoich central stały się bardziej niż powszechne. Jest to rozumowanie słuszne, pokazujące że nie zawsze niewidzialna ręka rynku jest najlepszą formą wyboru publicznego w gospodarce. Oznacza to, że gospodarka rynkowa nie może być traktowana jako totem, czy aksjomat. Do wszystkiego trzeba podchodzić w sposób racjonalny i ostrożnie.
Nie jest tajemnicą dla nikogo, że bank centralny jak będzie chciał i będzie współpracował z ustawodawcą, może w sposób znaczący ograniczyć swobodę działania rynku usług bankowych. Można to zrobić na drodze regulacji formalnych, jak również i systemowo wymusić podwyższenie standardu, albo wręcz wprowadzenie nowego typu standardu administracyjnego, który będzie albo bardzo kosztowny, albo będzie np. ważył na swobodzie oceny ryzyka inwestycji przez bank itd. Jak do tej pory działania nadzorczo-regulacyjne ze strony instytucji nadzoru finansowego w Polsce były prawie zawsze bardzo logiczne i z zasady były po stronie banków. Szczytem wszystkiego był bankowy tytuł egzekucyjny! Niestety pomimo regulacji nie udało się uniknąć zbiorowego wprowadzenia na rynek kredytów we Frankach Konfederacji Szwajcarskiej, jak również poliso-lokat. Można pójść właśnie tą drogą – nacjonalizacji, czyli spowodowania, że zagraniczne podmioty nie będą chciały ponosić ryzyka posiadania inwestycji w Polsce. Jednakże będzie to bardzo ryzykowne stąpanie po cienkim lodzie z powodów, których chyba nawet nie trzeba naświetlać.
Można także pójść drogą miękką, przejmowania udziałów w istniejących instytucjach finansowych, w stopniu pozwalającym na ich kontrolowanie. Dzieje się to już i największe polskie państwowe spółki finansowo-ubezpieczeniowe dokonały przejęć banków komercyjnych. Z tym także jest poważny problem, ponieważ powstaje tutaj pytanie o racjonalność takich zachowań na rynku. Dzisiaj największe banki komercyjne w pełni w posiadaniu kapitału zagranicznego są warte po około 20-25 mld PLN. Kto jest w stanie wyłożyć takie pieniądze? Nie ma prywatnych inwestorów z takimi pieniędzmi. Bez wsparcia państwa, to jest praktycznie niemożliwe. W ogóle banki są drogie – trzeba popatrzeć na cenę akcji, pomimo generalnej „kaszany” na giełdzie – to właśnie banki jako jedne z niewielu podmiotów zachowały wartość powyżej wartości księgowej. Przecenione przez rynek zostały te, które „umoczyły” w znacznej mierze kredyty frankowe, czy też jeden z banków mający po prostu problemy z płynnością. Powstaje więc kolejne pytanie – kiedy kupować/przejmować aktywa banków komercyjnych? Może akcja repolonizacyjna, to nic innego jak wynik działania sprytnego lobby, które chce dać po raz kolejny zarobić zagranicznym właścicielom naszych banków, na polskim podatniku? Tu nie ma żartów, mówimy o miliardach Złotych!
Może wybrać inną strategię? Przecież celem repolonizacji jaki podają politycy prawicy jest spowodowanie, że cały sektor bankowy będzie bardziej zainteresowany w kredytowaniu naszej gospodarki. Jeżeli tak, to co stoi na przeszkodzie, żeby stworzyć nowe składowe sektora – w postaci np. banków komunalnych, tworzonych przez samorządy? W ogóle, co nam szkodzi nieco zliberalizować przepisy, tak żeby było można otworzyć w Polsce działalność bankową? Jeżeli do tego jeszcze zlikwidowalibyśmy zasadę, że NBP jest pożyczkodawcą ostatniej szansy dla banków, to zmieniłoby w ogóle zasady funkcjonowania naszego rynku usług finansowych.
Wnioski są trywialne – zanim się w ogóle powie cokolwiek o repolonizacji, trzeba usiąść i policzyć, co i ile oraz kiedy ma kosztować. Poza tym przydałaby się może jakaś strategia? No i w ostateczności, można pomyśleć o zwiększeniu akcji kredytowej przez banki będące pod kontrolą państwa. Co stoi na przeszkodzie, żeby NBP przeprowadzał aukcje kapitału dla banków komercyjnych z przeznaczeniem na kredyty inwestycyjne, wedle zasady – kto zaoferuje najtańszy kredyt dla odbiorcy końcowego, przy pełnym ponoszeniu ryzyka – ten otrzyma na określony czas, daną ilość kapitału w dyspozycję. Przecież to można zrobić, prawo nam tego nie zakazuje. Byłoby bardzo ciekawe, kto wygrałby pierwsze transze przykładowo niewielkie po 1-2 mld PLN, jako zastrzyk kredytowy dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw? Przy założeniu, że te potrzebują kredytu! Przecież w ostatecznym rozrachunku chodzi o ludzi! Cały system musi być stworzony dla ludzi i uwzględniać ich interesy w swoim funkcjonowaniu. Niestety, nie można tego dzisiaj powiedzieć – w pełni o naszym systemie finansowym.