- Polityka
Każdy listy pisać może – klasyczna sytuacja w której nikt nie myśli o Rzeczpospolitej
- By krakauer
- |
- 06 maja 2016
- |
- 2 minuty czytania
rgbstock.com Autor: Sanja Gjenero
Każdy listy pisać może, w zasadzie do każdego. Jednak nikt nie ma obowiązku, odpowiadać na jakiekolwiek listy, poza korespondencją oficjalną z urzędów i sądów. Dlatego też, nie ma co się dziwić, że pan minister z rządu RP napisał list do przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego, z którym tenże rząd jest w istotnym sporze.
Istotą listu była – jak to rozumiemy – grzeczna prośba o powstrzymanie się od publicznych wypowiedzi przez pana prezesa Rzeplińskiego do 13 maja, kiedy to agencja ratingowa Moody’s ma opublikować raport o wiarygodności kredytowej Polski. Pan prezes Rzepliński stwierdził, że list od pana ministra Szałamachy owszem i otrzymał, a jak najbardziej jego esencją jest stwierdzenie, że rzekomo opinie pana Sędziego miałyby ważyć na ratingu Polski. Stąd prośba o wstrzymanie się z wypowiedziami publicznymi. Pan prezes próbował się skontaktować z panem ministrem, prosząc o spotkanie, ale tenże miał nie mieć dla niego czasu, co w sumie jest zrozumiałe, albowiem minister finansów na pewno ma zapełniony kalendarz.
Sprawa jest błaha, ale tylko z pozoru. W rzeczywistości to jest jakiś abstrakcyjny horror, którego nie da się W OGÓLE POJĄĆ inaczej niż kategoriami zamachu stanu. Oczywiście każdy może sobie pisać dowolne listy, ale nie jest tak, że one nie mają konsekwencji. Przykładowo, gdyby zwykły obywatel np. nasz czytelnik – napisał list do pana prezesa Trybunału Konstytucyjnego, prosząc go o rozważenie możliwości, zachowania szczególnej ostrożności, ze względu na taką a nie inną sytuację, ewentualnie jakby taki list napisali jacyś ekonomiści – to wszystko byłoby zrozumiałe, a nawet chwalebne. Mówilibyśmy wówczas, bowiem o jakimś tam sygnale społecznym lub środowiskowym, który każda władza demokratyczna, a jest nią także i Trybunał Stanu, w jakiejś mierze powinna uwzględnić w swoich działaniach. Chociażby tylko informacyjnie! Przekazywanie informacji nic nie kosztuje, a jeżeli jest w formie kurtuazyjnej, to tylko podkreśla rangę sprawy i szacunek do niej, ze strony nadawcy. Co z takim apelem pan Sędzia by zrobił, to jego sprawa, jest niezależny i niezawisły. Natomiast, jeżeli taki list, z tego typu prośbą kieruje czynny minister finansów, to ma swoją wagę polityczną i jest istotnym sygnałem świadczącym o stanowisku rządu w sporze politycznym, który z Trybunałem prowadzi.
Po pierwsze to może być próba przerzucenia ciężaru dowodu, że TK nie jest przysłowiowym wielbłądem na TK. Po drugie to może być akt desperacji ze strony rządu, który już ma sygnały, że będzie pogrom Złotego po raporcie Moody’s. Być może pod publiczkę będzie przeprowadzona akcja medialna – przerzucenia ciężaru winy za zubożenie społeczeństwa na barki pana Sędziego. Wielu ludzi niemających pełni informacji i rozeznania w sprawie, może uwierzyć w taką retorykę. Tymczasem przecież, to władza rozpoczęła proces relatywizacji Konstytucji i rozmiękczania kompetencji TK.
Jeżeli już ktoś miałby taki apel do pana Sędziego zgłosić, to powinien to zrobić osobiście sam pan Prezydent, ze względu na szacunek dla autorytetu Sądu. Oczywiście nie listem, tylko na osobistym, kurtuazyjnym spotkaniu, na zasadzie umowy pomiędzy panami. Takiej prośbie od Prezydenta NIKT W KRAJU NIE MÓGŁBY ODMÓWIĆ.
Pan Paweł Szałamacha minister finansów powinien być bezzwłocznie zdymisjonowany. Chodzi o naruszenie zasady Trójpodziału władzy. Wszystko, co robią organy państwa MUSI mieć podstawę prawną. Jaką podstawę prawną ma list pana Szałamachy do pana Rzeplińskiego? Prywatnie mogą do siebie wysyłać ciężarówki listów! Nawet całe konwoje ciężarówek. Jeżeli jednak minister finansów pisze list do organu władzy sądowniczej, to musi wskazać podstawę prawną swojego działania. Nie ma spraw prywatnych lub nieformalnych w warunkach rządów prawa, przynajmniej nie powinno ich być publicznie.
Właśnie to jest największym problemem w tej całej sprawie, że nasze elity, nawet w sytuacji kryzysowej, nie potrafią się porozumieć ponad podziałami, tak żeby nikt obcy nas nie rozprowadzał i sprawa została w rodzinie. To bardzo smutne. Oczywiście pan Sędzia również mógłby nie publikować, czy się z listem obnosić, ze względu na możliwą wagę dla sprawy – po prostu mógłby o nim nie wspominać, przynajmniej do 13 maja. Tymczasem mamy sytuację, w której nikt nie myśli o Rzeczpospolitej, tylko o tym jak sprawa ma wyglądać w telewizji.
Po raz kolejny upoważnia to nas do stwierdzenia, że oni wszyscy, cała nasza klasa polityczna – z wyjątkiem nielicznych wyjątków – powinni odejść.