- Polityka
Nie będzie ustawy o mowie nienawiści! Precz z cenzurą!
- By krakauer
- |
- 06 maja 2016
- |
- 2 minuty czytania
Ciężko to przyznać, jednak pod pewnymi względami przychodzi to coraz łatwiej, jak również bywa coraz częstsze, ale widać że pewne kwestie którymi zajmuje się dobra zmiana są na korzyść dla państwa i dla naszego życia publicznego. Jednym z przykładów, jest sprzeciw – i to osobisty – pana Jarosława Kaczyńskiego, przeciwko formułowaniu ustawy o tzw. mowie nienawiści (j. ang. hate speech).
Pan prezes twierdzi, że nie będzie w Polsce w ten sposób ograniczania wolności słowa, albowiem tego typu ustawodawstwo ma na celu głównie penalizację używania w życiu publicznym specyficznie krytycznego języka, który może obrażać adresatów przekazu, poprzez same formy jakie wobec nich stosuje. W swojej istocie takie zakazy są pewną formą cenzury prewencyjnej, ponieważ osoby czujące się desygnatami stosowanych określeń mogą z łatwością skierować postępowanie na drogę karną. Wówczas może dojść do karania człowieka za słowa, w tym za kontekst i dorozumienia. Co samo przez się, jako możliwość działa zawsze prewencyjnie. Dokładnie bowiem taka jest istota tego typu ustawodawstwa, chodzi o wyłączenie pewnej kategorii zagadnień spod krytyki, na to się nie można zgodzić. Przy czym uwaga – oczywiście, wszelkiego rodzaju przypadki naruszenia dóbr osobistych mogą być zgodnie z prawem ścigane, więc nie ma zagrożenia, że można bezkarnie kogoś lżyć, jest osławiony art. 212. Kodeksu karnego, a w nim napisano, że: „1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. (…). § 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.” Przy czym trzeba pamiętać, że ten przepis wielu karnistów ostro krytykuje, ponieważ jest wyjątkowo nieostry w sformułowaniu „kto pomawia”, w uproszczeniu chodzi o to, że przy tej konstrukcji zapisu, każdą wypowiedź spersonalizowaną można uznać za pomówienie, bo skoro jest to ścigane z oskarżenia prywatnego, to samo uznanie się za pomówionego jest wyjątkowo subiektywne. To niby nic, bo Sąd może to oddalić, ale wcześniej będzie 7 rozpraw, z czego 4 się nie odbędą, potrwa to 4 lata i będzie kosztów na 50 tys. PLN. Tak wyglądają smutne realia. Wiele osób i środowisk postulowało zlikwidowanie tego przepisu, albo chociaż tylko ograniczenie go do osób fizycznych, ochrona instytucji w Kodeksie cywilnym nie jest do niczego potrzebna.
Wracając jednak do samej sprawy, to bardzo dobra i mądra decyzja dobrej zmiany, ponieważ wprowadzenie takich regulacji byłoby sposobem na zaostrzenie i tak bardzo wymagającego w Polsce prawa. Krępowanie myśli, nawet jeżeli są trudne lub wręcz nieprawdziwe, czy kłamliwe, to proces, który nie pomaga w budowie społeczeństwa pluralistycznego. Z tej prostej przyczyny, że osoby skłonne do używania ostrego języka – ukierunkowanego na dany zbiór desygnatów i celowo przejaskrawiające określone cechy, będą milczeć lub stosować innego rodzaju zabiegi retoryczno-lingwistyczne, żeby osiągnąć swój cel. Co oczywiście nie rozwiązuje problemu, a jedynie przenosi go na kolejny poziom odniesienia.
W życiu publicznym trzeba się na coś zdecydować, albo mamy otwarty model życia publicznego i tolerujemy wszystko, włącznie z najbardziej przesadzonymi skrajnościami, eliminując jedynie te nazwane z jakichś powodów aksjologicznych, albo mamy cenzurę. Nie ma stanów pośrednich. Mało osób to rozumie, przykładowo ciężko jest rozumieniem tego zagadnienia przez przedstawicieli dwóch istotnych grup społecznych: wyznawców religii oraz mniejszości seksualne. Obie grupy działają wedle tego samego zbioru dogmatów, których kluczowym założeniem jest to, że już sama krytyka ich głównego wyróżnika korporacyjnego, jest przez nich odbierana jako naruszenie ich praw itd., ze wszystkimi konsekwencjami. Tymczasem wolność słowa polega na tym, że powinno się móc, bez obaw i bez konsekwencji krytykować nawet to, że ktoś jest wierzący jak również oddaje się praktykowaniu określonego rodzaju zachowań seksualnych. Dlatego i tylko dlatego, ponieważ wolność polega na tym, że wolno pytać, krytykować, zachwycać się, poddawać w wątpliwość – mieć dowolny stosunek, albo wręcz przeciwnie nie mieć go wcale, ewentualnie mniej, bardziej lub wcale – go nie wyrażać. Jeżeli jest wolność to wolno odnieść się krytycznie do głównego wyróżnika korporacyjnego danej klasy odniesień. We wszystkich innych przypadkach nie ma wolności, a jest jakaś forma cenzury.
W tym wszystkim trzeba pamiętać jednak, że wiele osób złej woli nadużywa wolności słowa, do wprowadzania do obrotu w sferze publicznej języka przemocy, często ksenofobii, rasizmu i innego rodzaju poglądów trudnych. Każde takie zdarzenie jest próbą badania tolerancji systemu na naruszanie wolności słowa i swobody wypowiedzi. Wiadomo z doświadczenia, nawet tego najnowszego, że nie można tolerować np. swobody propagandy faszystowskiej i nazistowskiej, ponieważ ci ludzie generalnie – oczywiście nie wszyscy, ale w znacznej większości – zdarza się, że w sposób bardzo skuteczny promują przemoc. Do czego to prowadzi, widać dzisiaj na Ukrainie. Trzeba mieć mechanizmy zabezpieczające demokrację, przez tego typu zagrożeniami.
Reasumując, to bardzo dobrze że nie będzie w Polsce przepisów stanowiących de facto cenzurę. Jednakże demokracja potrzebuje bezpieczników, co najmniej ostrzegających – przed tymi którzy nadużywają wolności, sącząc w jej przestrzeń jad nienawiści. Poza tym za chamstwo są paragrafy, więc generalnie nie ma problemu, to nie jest tak, że znowu „średniowiecze”, „wstecznictwo” itd. Dobrze się stało, dobra zmiana w praktyce!