• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Jak rząd daje to mógłby też wymagać – program 500+ powinien stymulować oszczędności

    • By krakauer
    • |
    • 04 kwietnia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Skala nieprzemyślenia przez rządzących programu rozdawnictwa społecznego 500+ jest szokująca. Po prostu będą dawać pieniądze, które dostanie także społeczna patologia. Nie będzie nad ich wydawaniem żadnej realnej kontroli, ani żadnej wymiernej sprawozdawczości, gdyby np. były wydawane w wersji elektronicznej to byłoby inaczej, albowiem funkcjonowałby jakichś próg bezpieczeństwa i kontroli. Tymczasem trzeba przyjąć, że to po prostu jest polityka rządu – pełne rozdawnictwo, pełne zaufanie do obywateli.

    Generalnie to wielki błąd, jeżeli bowiem prowadzi się już taką akcję, można spróbować stworzyć jakichś, chociaż symboliczny obowiązek. Przykładowo dając każdemu 500 PLN można wymagać, żeby przynajmniej 10% tej kwoty regularnie oszczędzano – trzymając pieniądze na potrzeby dziecka w przyszłości. Dla nowo narodzonego dziecka oznaczałoby to, że rodzice oszczędzą, co najmniej 10800 zł przez 18 lat jego życia. Być może to nie są pieniądze wielkie, ale to są jakieś pieniądze – pozwalające np. na zrobienie prawo jazdy, czy też zdobycie innych płatnych uprawnień.

    Taki program powinien być dobrowolny, na tej zasadzie, że im kto więcej oszczędza – tym może liczyć na większe dodatki do kwot oszczędzonych w kolejnych latach oszczędzania. Żeby jednak system miał sens, próg oszczędzania promowanego nie powinien przekraczać połowy kwoty comiesięcznej darowizny.

    Chodzi o to, żeby państwo stymulowało u obywateli zwyczaj oszczędzania, a zarazem żeby dzieci wchodząc w dorosłość, dysponowały jakimiś pieniędzmi własnymi – na poziomie umożliwiającym budowę podstawowych kwalifikacji funkcjonalnych.

    Dla marginesu społecznego tego typu mechanizm byłby w ogóle czymś nadzwyczajnym, albowiem większość z tych ludzi jest przecież zadłużona w różnych podsystemach pożyczkowych. Dla reszty społeczeństwa byłby to sprawdzian z umiejętności zarządzania darowanymi środkami, których przecież by nie było, gdyby nie państwo. Dlatego nie ma argumentu, że domagając się przeznaczenia 10% kwoty na oszczędności ograniczamy program. Wręcz przeciwnie – państwo wskazując minimalny pożądany model zagospodarowania powierzonych środków wyznacza po prostu swoje standardy, do czego ma prawo, jeżeli chodzi o powierzone pieniądze. Nie ma w tym niczego złego, przecież te pieniądze finalnie należałyby do dziecka w dniu osiągnięcia przez nie pełnoletności.

    Drugą kwestią jest zniechęcenie do podejmowania pracy, to jest uboczna strona programu, na którą nie ma sposobu inne niż spowodowanie, że osoba niepracująca i niestarająca się o znalezienie pracy powinna mieć zawieszone wypłaty z programu. Przynajmniej symbolicznie, tak żeby skłonić matki, co najmniej do zarejestrowania się w pośrednictwie pracy. Nie można, bowiem spowodować, że nagle odpłynie nam z rynku pracy kilkadziesiąt tysięcy kobiet. Z tego prostego powodu, ponieważ taka decyzja będzie miała dla nich później skutki emerytalne! Pomijając już kwestię ubezpieczenia zdrowotnego i związanych z nim uprawnień do bezpłatnego leczenia w publicznej służbie zdrowia. Proszę wziąć pod uwagę, że ceny procedur medycznych mamy już prawie jak na zachodzie, a koszty tych nawet średnio zaawansowanych potrafią przekraczać cenę przeciętnego mieszkania w średnim mieście, niestety świadomość tych faktów nie jest powszechna.

    W interesie nas wszystkich jest, żeby program 500+ przyczynił się do włączenia społecznego, wyrównania szans i rzeczywistego wsparcia dla biednych rodzin. Bezwzględnie sam mechanizm wsparcia jest jak najbardziej słuszny, potrzebny i sprawiedliwy, czy jak kto woli – solidarny społecznie. Jeżeli jeszcze do tego będzie można wskazać źródła finansowania programu na kolejne lata, to być może będziemy mieli konsensus wokół tego nowego wydatku sztywnego z budżetu państwa. Przy czym uwaga – każdy program powinien przewidywać warunki przy zaistnieniu, których powinno się go zakończyć, w tym przypadku tego nie ma, teoretycznie ma trwać do końca świata. Rząd powinien mieć odwagę powiedzieć ludziom, że jeżeli nie drgną słupki demograficzne, to program będzie wstrzymany. Podobnie w wymiarze personalnym powinno to polegać na tym, że każda matka przyjmująca świadczenia, powinna być zobowiązana do przynajmniej „postarania się” o kolejne dziecko. Inaczej przecież założenia demograficzne nie będą osiągnięte.

    Zasady wymiany są proste – wartość ma zawsze to, o co się trzeba, chociaż trochę postarać i/lub coś, co zobowiązuje do jakiegoś specjalnego, starannego zachowania. Pieniądz, który nic nie kosztuje i do niczego nie zobowiązuje – może zostać zmarnowany. Proszę zwrócić uwagę, że w naszej kulturze nawet psa się nie daje za darmo, ponieważ jeżeli ktoś nie jest gotów za niego zapłacić, chociaż minimalnej kwoty, to nie ma gwarancji, że będzie o niego dbał. Porównanie może dość brutalne, ale rzeczywistość, w jakiej żyjemy jest brutalna i bezlitosna. Państwo rozdając te pieniądze np. pozbawia nas wszystkich bezpieczeństwa, ponieważ za te pieniądze moglibyśmy w zasadzie podwoić wielkość armii zawodowej. Obecne wydatki na obronność to prawie 36 mld PLN, a wydatki osobowe to niespełna 9 mld PLN. W ten sposób Polska mogłaby mieć armię 300 – tysięczną i zawodową. Jednak rząd dobrej zmiany – w obliczu realnych zagrożeń, o których mówią jego politycy wybrał rozdawnictwo socjalne. Nie było dyskusji o priorytetach. Uwaga nikt nie mówi, że to pieniądze źle wydane, ale naprawdę dzisiaj liczą się sprawy bezpieczeństwa. 48-io tysięczne wojska lądowe zbyt wiele nie nawojują, nawet, jeżeli będą walczyć z pełnym poświęceniem. Jednak odpowiedzialność za te decyzje oczywiście rozpłynie się wśród polityków, jak zawsze w razie problemów – nie będzie winnych!