• 17 marca 2023
    • Ekonomia

    Skąd rząd weźmie 23 mld PLN na program „500+”?

    • By krakauer
    • |
    • 03 kwietnia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nasz wspólny problem polega na tym, że wszyscy chcemy jak najlepiej. Niestety jednak to najlepiej bywa różnie definiowane. Szczytem wszystkiego jest to, że chcemy, a przynajmniej większość z nas chce żyć złudzeniami. Przykładowo mamy wielu współobywateli, którzy z jakichś niezrozumiałych powodów uważają, że dodatkowe podatki zapłacą „inni” – „oni”. To znaczy znienawidzone banki, sklepy wielkopowierzchniowe i wszyscy inni aktualnie uważani, za obywateli gorszego sortu, może nawet o animalnych konotacjach. W przeciwieństwie do tych ludzi, nasi obywatele – dobrej zmiany mogą czerpać z Rzeczypospolitej, tyle ile stanie czerwonego sukna! Przy czym generalnie wszyscy są ekonomicznie racjonalni na poziomie własnego portfela – budżetu domowego. Polacy rozumieją, że wydatki muszą mieć wcześniejsze źródła pokrycia w dochodach lub pożyczkach, jeżeli ktoś nam ich udzieli. Natomiast, jeżeli przeniesiemy zasady racjonalności ekonomicznej na państwo – dzieje się jakiś cud. Nagle wszyscy dostają jakiegoś fantastycznego przekonania, że państwo jest im zobowiązane i nie ma nic złego w tym, żeby np. trochę okłamać na VAT, albo coś dostać w innej formie. Jeżeli dają, to się bierze, jak chcą żeby zapłacić podatki, to przecież nie mamy z czego, poza tym – dlaczego my?

    Właśnie rusza program „500+”, bezwzględnie bardzo ciekawa koncepcja na wsparcie dla rodzin posiadających dzieci. Celem programu jest wzmocnienie skłonności do dzietności, tak żeby przeciętna rodzina chciała mieć drugie i kolejne dziecko. Są rodziny, które będą miały nawet 5500 PLN z tego programu, są rodziny którym godność nie pozwoli na to, żeby wyciągnąć ręce po państwowe pieniądze, a są także rodziny które bardzo chciałyby mieć dzieci ale nie mają. Podobnie są też ludzie, którzy chcieliby mieć rodziny, ale zarabiają tak mało, że nie jest ich na to stać z wielu względów. Wiadomo, że życie nie jest proste, a z wiekiem się komplikuje. Dodatkowe pieniądze mają pomóc rodzicom w podjęciu decyzji o dziecku, ponieważ rzekomo mają mieć wsparcie ze strony państwa, które spowoduje, że będzie im lżej.

    Problem ten definitywny polega na tym, że państwo wcześniej musi komuś zabrać, żeby mogło komuś dać. Nie mamy dochodów innych niż podatkowe, dochody z posiadanej własności przez państwo w istocie się nie liczą. Jeżeli wcześniej się nie zbierze, to się nie wyda. Nawet pompowanie inflacyjne to także forma opodatkowania, tylko wyjątkowo niesprawiedliwa, bo bardziej płacą ją ubodzy, których nie stać na agregowanie i ucieczkę z kapitałem, bo wszystko i tak muszą wydać na drożejące jedzenie i opłaty komunalne.

    Budżet przynajmniej od momentu podwyższenia stawki VAT z 22 na 23 % trzeszczy w szwach, kwota 20 mln PLN to dużo pieniędzy, o które potrafią być przeprowadzane prawdziwe boje w Sejmie. 200-300 mln to już decyzja strategiczna, gdzie lobbyści nie boją się sięgnąć po najbrudniejsze sztuczki, a usłużni dziennikarze śledczy dostarczają rewelacji na temat interlokutorów pragnących innego przeznaczenia środków. Natomiast miliard lub więcej, to już kwoty angażujące uwagę większości sejmowej, najważniejszych liderów oraz przykuwają skutecznie uwagę opinii publicznej. O kwotach typu 10 lub więcej miliardów, to w ogóle się nie mówi i nie myśli, ponieważ takich kwot to w naszym budżecie nie ma, chyba że po stronie wydatków. Tymczasem program „500+” to wydatki rzędu 17-23 mld PLN rocznie i mogą wzrosnąć. W tym roku rząd ma pieniądze ze sprzedaży częstotliwości, nieco przesunął, nieco wydoił bank centralny. Nie ma natomiast żadnego źródła, skąd można wziąć te pieniądze w kolejnych latach. Jedynym możliwym źródłem jest pożyczenie pieniędzy, bo nawet oszczędności emerytalne nie wystarczą. Jeżeli jednak to ma być priorytet, to być może trzeba będzie z czegoś zrezygnować?

    W czasie kampanii wyborczej słyszeliśmy bajeczki o uszczelnieniu dochodów z VAT i inne rzeczy, których już nawet z przyzwoitości i szacunku do czytelników nie wypada powtarzać. Dzisiaj widać już, że rządzący wybrali najbardziej populistyczny sposób na zapewnienie sobie drugiej kadencji rządów, ponieważ ten, kto odważy się powiedzieć społeczeństwu, że nie jest nas stać na taką rozrzutność – przegra każde wybory. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś chciałby zmniejszenia emerytur o połowę lub o 500 PLN! Chyba nawet nie zdążyłby uciec z kraju razem z rodziną.

    Co ciekawe, a zupełnie nie zrozumiałe – ani żaden z poważnych analityków, ani rząd mający przecież zaplecze w ministerstwie finansów, nie ośmielili się na publikacje spodziewanych skutków makroekonomicznych tego rozdawnictwa. Ekonometria jest na tyle rozwinięta, że zbudowanie kilkunastu modeli w oparciu o istniejące dane – to kwestia odpowiedniego zaprogramowania komputera, których kilka kupiliśmy i zainstalowaliśmy na wyższych uczelniach przeważnie za unijne pieniądze. Dlaczego nic nie wiadomo o wynikach możliwych prognoz? Przecie od tego w zasadzie powinno było się zacząć wszelką dyskusję, nie mówiąc nawet o etapie podejmowania decyzji.

    W ministerstwie finansów już powinny być stworzone główne założenia przyszłego budżetu. Czy rządzący będą mieli odwagę powiedzieć społeczeństwu – skąd wezmą pieniądze na rozdawnictwo w kolejnym roku? Jeżeli bowiem nawet pojawią się korzyści makroekonomiczne, to ujawnią się po dwóch lub trzech latach i nie będą 1:1 w znaczeniu, że za każdą rozdaną Złotówkę przybędzie inna w formie podatków.

    Rządzący byli przez osiem lat w opozycji, mogli przynajmniej się wysilić na generalna symulację. Niestety takie mamy standardy rządzenia naszym krajem. Wiadomo, że każdy kolejny rząd będzie miał wielki problem z „500+”, jednak wówczas obecnie rządzący będą mogli powoływać się na to, jak to dobrze rządzili. Swoją drogą ciekawe jest to, jaki „kawałek sukna” zaproponuje nam opozycja, żeby przebić populizm obecnie rządzących?