- Polityka
Dobre zmiany w mediach publicznych udowadniają że ich w ogóle nie powinno być!
- By krakauer
- |
- 31 marca 2016
- |
- 2 minuty czytania
Wszyscy jesteśmy widzami dobrej zmiany w mediach publicznych. To znaczy, jeżeli chcemy – w znaczeniu przydarzy się nam nieszczęście kontaktu z jednym z mediów publicznego nadawcy. Niestety nie ma się z czego cieszyć, trudno w ogóle oceniać te zmiany, które widzimy ponieważ w żadnej ocenie się one nie mieszczą. Niby co mielibyśmy napisać? Na temat pracy wiodącego programu informacyjnego wyświetlanego w porze największej oglądalności? Po co, przecież każdy kto to ogląda, a umie chociaż w części zadawać krytyczne pytania musi być porażony. Krytyka tutaj nie ma sensu, ponieważ model jaki został tam przewidziany jest na krytykę w pełni odporny, wręcz jest stworzony z myślą o tym, że może podlegać krytyce „intelektualistów gorszego sortu”. To jest już kanał informacyjny dla innych ludzi, na pewno nie dla czytelników – nawet krytycznych – naszego skromnego portalu.
Jeżeli jeszcze do tego uświadomimy sobie, że publiczne media, mogą być płacone w opodatkowaniu pogłównym – poprzez doliczanie do cen prądu kosztu abonamentu RTV – to już nie tylko złość, ale przede wszystkim żal za gardło ściska. Polacy nienawidzą przymusu, zwłaszcza jak każdy czuje, że go się w „ciula robi”.
Formalnie media publiczne, czy jak już kto woli mają służyć narodowi – mają wypełniać określoną przez państwo misję publiczną. Chodzi o informowanie (rzetelne i zapewniające pluralizm informacyjny), promowanie wartości kultury wysokiej, troskę o język ojczysty, postawy patriotyczne i inne kwestie, których nie trzeba nawet brać pod uwagę.
Równolegle na rynku technologia poszła tak bardzo do przodu, że umożliwiła powstanie mediów zupełnie prywatnych. Dodajmy – przeważnie zagranicznych w naszym kraju, z przynajmniej jednym, ale bardzo istotnym wyjątkiem, mediów prowadzonych przez podmiot afiliowany przez strukturą para holdingową przy jednej ze wspólnot religijnych.
Zgodnie z zasadą pomocniczości – państwo ma być tam, gdzie obywatele sobie nie radzą. Tam, powinno modelowo kierować swoje wysiłki na rzecz wspierania aktywności ludzkiej itd. Teoretycznie państwo powinno się wycofywać lub wręcz nie powinno podejmować działalności w sferach, w których działa rynek, żeby tego rynku nie zaburzyć.
Niestety ponieważ telewizja to propaganda, a ta to władza – będziemy słyszeć o misjach publicznych i innych bzdurach, a to wszystko w oderwaniu od rachunku ekonomicznego, ponieważ powszechnego haraczu płaconego na media publiczne, naprawdę nie sposób uznać za wyraz aktywności rynkowej.
Wniosek pośredni – państwo obecne na rynku mediów, w formule mediów publicznych – psuje rynek medialny w Polsce. Gdyby państwo chciało zapewnić sobie dostęp do nieskrępowanej możliwości nadawania informacji, to wystarczy, żeby korzystało z Internetu, jak również ewentualnie z radia, które rzeczywiście może i nawet powinno mieć charakter powszechny, jako głos polski w eterze. Nie ma natomiast żadnego uzasadnienia dla utrzymywania z publicznych środków telewizji, ponieważ jest wiele telewizji na rynku, dla których w ten sposób robi się konkurencje.
Gdyby w ogóle nie było mediów publicznych, bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji – przede wszystkim nie byłoby w nich dobrej zmiany. Zarazem nie byłoby ryzyka marnowania publicznych pieniędzy, nie mówiąc już o para podatku, na utrzymanie czyichś wygodnych i bezpiecznych miejsc pracy.
Jeżeli bowiem ma być sprawiedliwie, to każde zarejestrowane w Polsce medium, powinno otrzymywać fragment abonamentu – proporcjonalnie do ilości czytelników lub widzów. Są przeprowadzane stosowne badania, które realizują wyspecjalizowane podmioty i dokładnie z nich wiadomo jaką widownie miał który program. Podobnie wiadomo o portalach internetowych. Gdyby państwo zdecydowało się na dobrą zmianę i pomagało wszystkim działającym mediom w kraju – to rzeczywiście byłoby to zmianą, która miałaby znaczenie dla rynku i dla konsumentów przekazu informacyjnego. Wszyscy by mieli z tego korzyść, a warunki konkurencji byłyby zachowane dla wszystkich. Przy czym, co normalne – większy, bardziej by korzystał na dobrodziejstwie systemu. Normalna, naturalna i rynkowa – kolejność dziobania.
W powyżej zaproponowany sposób, władze publiczne rzeczywiście dbałyby o odzwierciedlanie we współfinansowaniu publicznym mediów, które rzeczywiście absorbowałyby publiczną uwagę.
W obecnym modelu – mediów publicznych w ogóle nie powinno być, ponieważ nie są potrzebne – państwo ma inne pilniejsze wydatki, bardziej niezbędne od siania propagandy i dezinformacji za publiczne pieniądze.