• 17 marca 2023
    • Polityka

    Potrzebujemy prawdziwej dyskusji o Unii Europejskiej i miejscu Polski w niej

    • By krakauer
    • |
    • 29 marca 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Potrzebujemy czegoś, czego jeszcze nie mieliśmy – chodzi o prawdziwą dyskusję o Unii Europejskiej i miejscu Polski w niej. Chodzi o przedstawienie spraw bez zbędnych emocji, jak również przede wszystkim w kategoriach realnych osiągnięć, możliwości oraz kosztów. Zdaje się ostatnio jedna z Posłów rozpoczęła jakieś niezrozumiałe działania mające wykazać koszty pobytu Polski w Unii Europejskiej, z tego, co wynikało z jej wypowiedzi, to niestety ta Pani w ogóle nie rozumie, o co chodzi w Unii i w jaki sposób bilansować wzajemne dyfuzje. Przede wszystkim, żeby się tego podjąć, trzeba mieć unikalną i wysublimowaną wiedzę z zakresu księgowości korporacyjnej, cen transferowych i przepisów pozwalających na rozliczanie się poza miejscem uzyskania przychodu. To regulacje pełne kruczków, szczegółów i będące rzeczywistym wyzwaniem intelektualnym – nawet na poziomie pozwalającym relacjonowanie ogólnej wiedzy na dany temat. Przy pełni szacunku dla polskich parlamentarzystów, niestety co najwyżej kilka osób z obecnego składu Sejmu ma o tym jakiekolwiek pojęcie, ekspertów pozwalających na samodzielność w tym zakresie raczej tam nie ma, stąd także siłą rzeczy politycy muszą we wszelkich symulacjach zdać się na zewnętrznych analityków.

    Niestety zewnętrzni analitycy z zasady wynagradzani za swoją pracę mają tę wadę, że starają się tworzyć opracowania – względnie zgodne, a przynajmniej nie sprzeczne z główną tezą zamawiającego, przecież o to chodzi w pracy na wynajem, pracy za pieniądze. Wiadomo przy tym, że szanujący się ekspert nie ośmieszy się poniżej pewnego poziomu, ale język podatków, prawa i polityki rządzi się swoimi prawami, jeżeli się chce – a rzeczywiście ma się znajomość rzeczy, można zastosować takie pojęcia i dobrać do modelu tylko takie dane, żeby uzyskać odpowiedź, co najmniej nie sprzeczną z założeniem zamawiającego. Można zaryzykować stwierdzenie, że za określonym wynagrodzeniem, większość z dostępnych firm zajmujących się consultingiem, doradztwem i analityką mogłoby przeprowadzić analizy udowadniające, że równie korzystne dla Polski byłoby przynależenie do Państwa Watykan jak i tzw. państwa islamskiego. To naprawdę tylko kwestia pieniędzy.

    Podstawą naszej słabości w wymianie informacji, jest brak rzetelnego przekazu o działaniach instytucji europejskich oraz o tym, co wiadomo o „kuchni” unijnych wydarzeń z prozaicznej przyczyny braku tłumaczenia dominującej części unijnych dokumentów, przemówień polityków i stanowisk lobbystów na język Polski. Spośród mediów, zdaje się tylko publiczne radio ma stałego, rzeczywiście sensownego korespondenta, reszta mediów z Polski głównie dojeżdża – redakcje oszczędzają jak mogą, przy zauważalnej zmowie, co do blokady informacyjnej przekazu z Brukseli. Jakoś nie widać tam polskich dziennikarzy – wchodzących do gabinetów Komisarzy z kamerami i prośbą o skomentowanie tego, o czym właśnie debatowała Komisja, albo co zostało skopane w Parlamencie Europejskim lub oprotestowane przez jakieś państwo. Takiego przekazu nie ma! Jesteśmy ograniczeni do relacji w mediach społecznościowych czy też w mediach tradycyjnych niektórych polskich Europarlamentarzystów – tutaj bez wątpienia na uwagę zasługują panowie: Jan Olbrycht, Adam Szejnfeld i Janusz Zemke. O reszcie nie ma powodu się wypowiadać, a to jest bardzo smutne. W istocie, bowiem jesteśmy pozbawieni informacji o tym, co się dzieje w instytucjach europejskich.

    Gdyby, chociaż całe prawo i całe dyskusje z Parlamentu i Komisji były tłumaczone na polski, nawet z kilku dniowym opóźnieniem, to mielibyśmy inną sytuację. Każdy mógłby bowiem sobie obejrzeć w Internecie i przeczytać – to o czym właśnie rozmawiają nasi przedstawiciele. Bez tłumaczenia nie ma możliwości spowodować zwiększenia zainteresowania w społeczeństwie wobec spraw unijnych, ponieważ nie każdy zna język obcy, a nawet jeżeli, to często zwłaszcza przez lobbystów jest używane słownictwo specjalistyczne. Nic nam nie zaszkodzi, jeżeli tłumaczenia byłyby czymś standardowym. Podobnie w drugą stronę, mamy bardzo mało polskich opinii i wypowiedzi na tematy unijne, w zasadzie poza grupą Europarlamentarzystów, którzy znają jakiś zachodni język mało kto w ogóle się w jakichkolwiek sprawach odzywa. Coś takiego jak głos środowisk, lobbing z Polski, polskie zdanie w jakiejś kwestii – to wszystko to zdarzenia wyjątkowe, jeżeli się czymś rząd zainteresuje.

    Mamy w ten sposób obraz prawie w pełni niemonitorowanego procesu, w zasadzie jednostronnego przebiegu informacji z Unii do Polski, za którym nie kryje się uwaga mediów i społeczeństwa, może poza kwestiami skandalicznymi lub jak jest przygotowana na kogoś lub na coś tzw. ustawka. Bez właściwej informacji i partycypacji społecznej, nie jest możliwa partycypacja. Bez przynajmniej możliwości potencjalnej partycypacji, nie jest możliwe prowadzenie dyskusji o Unii Europejskiej i miejscu Polski w niej.

    Uwaga – tu już nie da się zrzucić winy na Palmiry, Powstanie i Katyń! Po prostu jak zawsze elita w naszym kraju zawiodła. Unia Europejska po angielsku, niemiecku czy francusku – zawsze będzie obca.