• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    NATO za drogo kosztuje Amerykę?

    • By krakauer
    • |
    • 23 marca 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pan Donald Trump powiedział to, co wielu ludzi w Pentagonie od lat mówi, a o czym również doskonale jest wiadomo w licznych stolicach europejskich. Obrona Europy poprzez mechanizm NATO kosztuje niewspółmiernie dużo naszego głównego amerykańskiego sojusznika. Nakłady na obronę ponoszone przez państwa europejskie w stosunku do wysiłku USA są o klasę niższe. Armie europejskie samodzielnie nie posiadają możliwości prowadzenia działań na skalę wyzwań i bezpieczeństwa kontynentu. Kluczem do wszystkiego jest amerykańska logistyka oraz szeroko rozumiana sfera informacji wojskowej. Bez tych dwóch komponentów, to ile czołgów stoi w Portugalii – nie ma najmniejszego znaczenia. Amerykanie przestają udostępniać swoje dane wywiadowcze np. ze zwiadu elektronicznego – armie europejskie praktycznie są ślepe i głuche, jedynie Francuzi i Brytyjczycy mają własne systemy rozpoznania satelitarnego i naziemne stacje nasłuchowe dalekiego zasięgu. Kwestia działań wywiadowczych jest fundamentalna – ale jej poza USA, w zasadzie nie ma. Chyba że chcemy bazować w pełni na możliwościach Wielkiej Brytanii i Francji.

    Nie można się dziwić Amerykanom, że narzekają na jakość swoich europejskich sojuszników, jest to najbardziej bolesne w kontekście krajów uważających się za najbardziej zagrożone na wschodniej flance NATO, których terytoria są nie do obrony, a jednak ich rządy przez praktycznie dekadę od momentu przyjęcia do NATO prowadziły politykę oszukiwania i pasożytowania na Sojusznikach. Trzeba pamiętać, że np. państwa bałtyckie przez lata wydawały na obronność zdecydowanie mniejszą część PKB niż zalecało NATO. Chyba jednak najgorszym przykładem są tutaj Niemcy, kraj który w ogóle odpuścił kwestie obronne. Z drugiej jednak strony, to właśnie Niemcy mówią o wspólnej unijnej armii.

    Pan Donald Trump mówił jeszcze więcej na temat dwóch interesujących nas krajów. Pierwszym jest Izrael, któremu zadeklarował wszelkie możliwe wsparcie, w tym możliwość rozmontowania nuklearnego porozumienia z Iranem. Drugim z tych krajów jest Federacja Rosyjska, wobec której pan Trump nie podziela pesymistycznej wizji spraw podsycanych przez propagandę. Niesłychanie istotne jest to, jak trzeźwe spojrzenie wyraża ten polityk wobec kwestii ukraińskiej wojny domowej, gdzie po prostu nie widzi potrzeby amerykańskiego zaangażowania się w kwestie grożące III-cią wojną światową z Rosją.

    Te i inne słowa pana Trumpa to nowa wizja amerykańskiej polityki zagranicznej, w przypadku, gdyby ten kandydat dostał się do Białego Domu. Trzeba przyznać, że to wizja zupełnie innego realizmu, odchodzącego od przegniłych schematów zimnowojennego polowania na komunistyczne czarownice.

    Trudno jest powiedzieć, czy pan Trump wygra wybory, czy ich nie wygra. Liczy się natomiast to, że powinniśmy bardziej samodzielnie stawiać na bezpieczeństwo własne, we własnym wykonaniu. Dalsze oglądanie się na Stany Zjednoczone jest obarczone dwoma ryzykami – po pierwsze niepewnością adekwatności amerykańskiej reakcji wobec naszego zaangażowania, a po drugie – ryzyko wciągnięcia w kolejną zamorską awanturę, gdzie Amerykanie będą znowu wprowadzać demokrację i wartości neoliberalne.

    W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że potrzebujemy nowego systemu bezpieczeństwa regionalnego, który siłą rzeczy musiał będzie się opierać na Federacji Rosyjskiej, ponieważ bez porozumienia z tym krajem, niezwykle trudno jest sobie wyobrazić jakiekolwiek trwałe porozumienie pokojowe w regionie. Również takie pomysłu jak wspólna armia europejska zyskują na ważności, ponieważ lepsza jest wspólna armia europejska – niż silna armia niemiecka. Kto jak kto, ale nasi prawicowi politycy, jeżeli nie są oderwani od rzeczywistości w 100%

    Z naszej perspektywy pan Donald Trump jako Prezydent Stanów Zjednoczonych to przede wszystkim koniec fikcji, w tym znaczeniu że skończą się bajki i dorozumienia na temat tego, czego oczekujemy od Amerykanów, a o czym oni nie mają bladego pojęcia, chociażby dlatego bo inaczej postrzegają te same kwestie.

    Oczywiście im szybciej zmienimy politykę wschodnią, a w niej postrzeganie Rosji – tym lepiej, ponieważ może się okazać że zupełnie nie będziemy pasować do regionalnej układanki, a na żadną, dosłownie żadną amerykańską pomoc – w jakiejkolwiek realnej formule nie będzie można liczyć – i sami Amerykanie powiedzą o tym światu wprost w sposób jednoznaczny.

    Co wówczas? Czy mamy na to scenariusz? Jesteśmy przygotowani? Uwaga – generalnie takie nastawienie Amerykanów, można traktować jako wielką szansę dla Europy. Tylko czy znajdzie się polityk zdolny szansę uniezależnienia się dostrzec?