- Społeczeństwo
Ludzie są zażenowani sytuacją – władza nie panuje nad narastającym kryzysem
- By krakauer
- |
- 13 marca 2016
- |
- 2 minuty czytania
Ludzie stają się coraz bardziej zażenowani sytuacją, ponieważ władza wyraźnie nie panuje nad sytuacją w państwie. Rządzący zapoczątkowali proces sporu ustrojowego o Trybunał Konstytucyjny, doprowadzając do sytuacji, w której nikt nie może zdecydować się na kompromis bez utraty twarzy. Szczytem wszystkiego jest udawanie, że nie interesują nas ustalenia tzw. Komisji Weneckiej, a jeszcze miesiąc wcześniej – było powodem do dumy, że ją sami zaprosiliśmy do przeprowadzenia audytu.
Zwyczajni ludzie przestali rozumieć, o co chodzi sytej i dostatniej elicie w togach i z łańcuchami na piersiach. Dla przeciętnego Polaka, coś tak abstrakcyjnego jak Trybunał Konstytucyjny w ogóle nie jest potrzebne, a jak usłyszą ile zarabia Sędzia w Trybunale, to ludzie robią się już nerwowi, zwłaszcza jak dostali rewaloryzację emerytur o 5,26 PLN! Dlatego ludzie powoli czują się oszukani przez elitę, albowiem z niezrozumiałych powodów ktoś ma lepiej, a robi sobie kpinę z państwa i z rzeczywistości, zamiast pracować. Przeciętny Polak ma świadomość, że w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się dzisiaj władza, każdy z nich już nie miałby na chleb, bo prywatny pracodawca po prostu wyrzuciłby wszystkich spierających się ze sobą za jego pieniądze w czasie pracy.
Dla znacznej części społeczeństwa cały spór nie ma znaczenia, jednak istnieją dwa generalne punkty widzenia sprawy – zaangażowanej mniejszości. Jedni uważają, że władza wprowadza dobrą zmianę, tylko opozycja i jej zagraniczni sponsorzy nie pozwalają na jej wprowadzenie. Drudzy są zdania, że rząd ośmiesza Polskę i dąży do stworzenia systemu autorytarnego. Jednakże większa połowa mieszkańców naszego kraju w ogóle się dziwi, że jakiś spór jest, naprawdę nie rozumiejąc, czego on dotyczy.
W istocie, bowiem to władza ponosi pełną odpowiedzialność za sytuację, ponieważ to władza odpowiada za wynik działania całości państwa. To władza powinna przewidzieć wszelkie możliwe okoliczności, w tym scenariusz narastania kryzysu, którego nie będzie w stanie kontrolować. Jednak państwo musi funkcjonować, nie da się go zawiesić na kołku i poczekać, co będzie jutro? Dzisiaj Polska też musi się dziać! Ludzie to rozumieją i instynktownie czują, że z autorytetem władzy państwowej coś jest „nie tak”.
Jeżeli cała sprawa o TK miała być wielkim tematem zastępczym, a przy okazji miała dać pełnię władzy obozowi dobrej zmiany poprzez funkcjonalną dysfunkcję konstytucji – to rzeczywiście się udało. Mamy temat zastępczy, dzięki któremu jesteśmy znani na całym świecie, jako państwo mające problem z demokracją, a w kraju mamy dwa porządki prawne – sankcjonowane i nie przez Trybunał Konstytucyjny!
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze kwestie przyszłej odpowiedzialności, już dzisiaj wiadomo, że nie obejdzie się bez Trybunału Stanu, co powoduje, że władza jeżeli chce go uniknąć, to musi wygrać wybory tak, żeby zmienić Konstytucję. Wówczas znikną wszystkie problemy, a rzeczywistość państwowa, stanie się rzeczywistością partyjną, rzeczywistością dobrej zmiany.
Oczywiście prędzej, czy później pojawią się dysydenci. Nie mówimy o dzieciach z bogatych warszawskich domów, którzy przychodzą z kawą w dłoniach wyświetlać napisy na budynku KPRM. Mówimy o prawdziwej opozycji, która będzie czynić symbole, tak jak kiedyś wysadzano (usiłowano wysadzić), pomnik Lenina, tak jutro będzie się wysadzać pomniki Kaczyńskich. To jest tylko kwestia czasu, kiedy to się będzie działo. Ponieważ kryzys ma to do siebie, że eskaluje, a przy spadku autorytetu władzy, liczy się każda iskierka, która może zapalić naszą współczesną rzeczywistość. Duże znaczenie mogą tutaj odegrać prowokatorzy zza granicy, ponieważ w czasach chaosu bardzo łatwo jest spowodować, żeby stan niekontrolowany pogłębić i siać nienawiść.
Na tą chwilę rządzący nie pozostawiają żadnego pola do możliwego kompromisu, prawdopodobnie są zdecydowani brnąć w delegalizację Trybunału Konstytucyjnego, poprzez jego stopniową dysfunkcję. Oznacza, to tworzenie równoległego porządku prawnego i jest de facto niszczeniem państwa, albowiem nasza demokracja ma 27 lat – i dochodzi do sporu, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. Prawica pokazała, że nie jest dojrzała do demokracji, nie uznaje jej zasad i tym samym nie uznaje państwa, w takim paradygmacie, jaki znaliśmy. Jeżeli czeka nas autorytarna demokracja, w której będziemy w wyborach uroczyście (oczywiście po uroczystościach religijnych), potwierdzać to, co przedstawia nam władza, to chyba lepsze jest rzeczywiście nowe rozdanie. Tylko problem polega na tym, że oni się nie zgodzą już na wybory na starych zasadach. Zmiana ordynacji wyborczej to będzie jeden z kolejnych przejawów dobrej zmiany.