- Polityka
Polityka informacyjna rządu dobrej zmiany jest przeciwskuteczna
- By krakauer
- |
- 28 lutego 2016
- |
- 2 minuty czytania
Poza rzeczywistością
Rządzący, prawdopodobnie nie potrzebują kontaktu ze światem rzeczywistym, a przynajmniej żeby go nie mieli ci, dzięki którym oni wygrali wybory. Stworzenie takiej fikcji własnej propagandy, to budowa modelu zgodnego z filozofią „ciemny lud to kupi”. Tak się składa, że osoba będąca autorem tego uogólnienia stanu świadomości jakiejś części Narodu Polskiego, aktualnie może prawie wszystko w publicznych mediach. Co samo w sobie świadczy o tym, że rządzący wyrażają po pierwsze głęboką pogardę dla prawdy i w jakiejś mierze również prawdopodobnie społeczeństwa. Dzisiaj dobra zmiana w mediach publicznych, to „ciemność” w połączeniu z obowiązkowym abonamentem RTV wliczanym w koszty prądu elektrycznego! Nawet okupant niemiecki, ani „komuniści” nie byli tak bezwzględni w ściąganiu opłat za propagandę. Wiadomo było, że „tylko świnie siedzą w kinie”, a na pochody 1-majowe chodziło się za rajstopy i piwo z golonką. To znaczy, że poprzednie reżimy wręcz dopłacały do ogłupiania Polaków, a dzisiaj mamy za to bezwzględnie płacić sami.
Dodatkowo mamy przecież jeszcze nową obowiązującą – jak należy rozumieć – narrację smoleńską oraz około smoleńską – jakby ktoś zapomniał, mamy sprawę wyjaśnienia katastrofy oraz rzekomego mataczenia przy próbach jej wcześniejszego wyjaśnienia. Ten przekaz z dźwiękiem trzaskających parówek w tle, robi swoje zwłaszcza dla wiarygodności jego wyrazicieli wobec ośrodków opiniotwórczych za granicą. W kraju już nikt się tym chyba, po doniesieniach o brzozie z wolframowo-tytanowym rdzeniem nie fascynuje, bo proszę spróbować przelicytować ten przekaz? Całość poraża, przeraża i szokuje. Jednakże czy można dyskutować z narracją opartą na wierze?
Milczenie jako dorozumiane prawo zwycięzców
Głównym instrumentem polityki informacyjnej rządu dobrej zmiany i w pewnym sensie pana prezydenta jest przemilczanie kluczowych kwestii, a zwłaszcza tych rodzących trudne pytania. W przypadku wątpliwości nawet sama pani premier udziela odpowiedzi „jak mantrę”, mówiąc o tym że wygraliśmy wybory, Naród, Suweren, wybrał, dokonał, powierzył, epokowa decyzja, nikt nie ma prawa kwestionować, itd. Natomiast unika się merytorycznego zaangażowania w temat, metkując pytających jako – wrogów Narodu, agentów Kremla, zwolenników kondominium, niemieckich dziennikarzy, resortowe dzieci i innych zaprzańców, którzy stali tam, gdzie jak wiadomo stało ZOMO a teraz zostali odepchnięci od koryta.
Przykładowo popełnione wpadki kadrowe, których np. nie zaakceptował pan prezes, albo okazały się personalną porażką są zrzucane na poprzedników, bo przecież konkretne osoby żyły za czasów Platformy Obywatelskiej i to jest ich główna wina, z której nie mają szans się wytłumaczyć. Jest to pełen absurd, niestety – jako prymitywne kłamstwo został zastosowany m.in. w przypadku tłumaczenia nagłej dymisji pana Komendanta Głównego Policji. Prawdopodobnie działa to na zasadzie – im bardziej prymitywne kłamstwo i głupie w swojej konstrukcji, a częściej i z większym zaangażowaniem powtarzane, tym niestety jest skuteczniejsze, ponieważ jak wiadomo „ciemny lud to kupi”. Mamy teczki, mamy 100 dni, mamy brzozy z rdzeniem, mamy trzaskające parówki, dla każdego coś się znajdzie – zawsze można wyszukać sensacje na zdjęciach z Magdalenki, kto koło kogo siedział? Do kogo przepijał? Prawdziwa orgia dociekań dla „histeryków”.
Insynuacje podstawą domniemań
Skoro Naczelnik Państwa użył kiedyś znaczącego zwrotu, że „jak ktoś ma pieniądze, to skądś je musiał mieć”, to obowiązuje podobne myślenie w przypadku wpadek kadrowych. Skoro dany kandydat się nie sprawdza lub nie wiadomo czy się nie sprawdzi, w przyszłości – to wiadomo, że skądś musi pochodzi źródło jego porażki. Właśnie w tym kontekście przydaje się grzebanie w życiorysach, teczkach, poprzednich pracach i czystych plotkach.
W ten sposób idziemy w pełen absurd, albowiem można rano mianować prezesa holdingu zbrojeniowego, żeby go po południu odwołać, chociaż nie był jeszcze powołany. Jeszcze ciekawszy jest przykład rzekomego kandydata na Ministra Obrony Narodowej, którym miał być polityk X, a został inny pan. Nie ma w tym niczego dziwnego, wiadomo – decyzja personalna, nawet w ostatniej chwili. Jednak, czy słyszeliście Państwo jej jakiekolwiek merytoryczne uzasadnienie, albo dziennikarza proszącego o takowe?
Celowe partactwo?
Czy partactwo w polityce informacyjnej i personalnej rządu dobrej zmiany nie jest przypadkiem celowe? Przecież to nie jest normalne, żeby ludzie, którzy mieli osiem długich lat na przygotowanie się do objęcia władzy – w taki sposób kompromitowali siebie i Państwo w tak krótkim okresie 100 dni rządów! Jest to tym bardziej rażące w przeciwieństwie do logicznej, zwartej i przekonującej wizji w kampaniach wyborczych, lata i jesieni ubiegłego roku! Oczywiście wiadomo, że krytykuje się o wiele łatwiej niż się coś kreatywnie tworzy. Jednak ten dysonans to wynik obrazu komunikacji wewnątrz obozu rządzącego, który się uzewnętrznia w ten sposób, w jaki go postrzegamy. Zaczyna to już być kanonem, powielanym przez sterowane w imię ciemnego ludu media publiczne i ugrzecznione media prywatne. Rządzący są przekonani, że skoro mają władzę, to nie są zobowiązani do tłumaczenia się przed społeczeństwem, czym w ogóle zapominają, że to społeczeństwo ma prawo do bieżącej kontroli ich działań i zaniechań, właśnie poprzez niezależne media. Niestety tych jest w naszym kraju coraz mniej.
Wnioski
Wątki wynikające z błędów rządzących w okresie pierwszych 100 dni można jeszcze ciągnąć na kilkanaście stron. Istotniejsze jest pokazanie natury mechanizmów, które zamykają się w jednym słowie – POGARDA. W końcu przecież ciemny lud to kupi…
Władza jednak zapomniała, że mamy XXI wiek, a społeczeństwo pomimo wszystko jest jednak stosunkowo względnie dobrze wykształcone. Na pewno większość da się manipulować i wyciskać łzy, jeżeli zamiast ulubionego serialu o księdzu detektywie będzie film o żołnierzach przeklętych, w którym nie pokazuje się np. zabitych przez nich dzieci i spalonych wsi, tylko gloryfikuje się ich mękę w katowniach UB. Jednak wielu widzów, po prostu skorzysta z pilota od TV lub z Internetu.
Z tego względu powiększa się rola mediów niezależnych, w tym zagranicznych. Być może doczekamy się polskiego wydania RT.com. Póki co jednak jeżeli społeczeństwo obywatelskie w Polsce ma nie tylko przetrwać, ale i się rozwijać to musi walczyć o dostęp do niezmanipulowanej informacji. Tej jednak nie ma bez źródeł, najlepiej w języku polskim.
Odpowiedzią na lekceważenie społeczeństwa, pogardę i kłamstwo propagandowe w tym próby zmieniania interpretacji historii, może być tylko przysłowiowy spacer w czasie nadawania wiadomości. Widz musi mieć świadomość, że już sama kompozycja informacji, tj. to, co jest puszczane, a co nie wchodzi w mainstream przekazu – to pierwszy a zarazem fundamentalny poziom manipulacji.
Polityka informacyjna rządu dobrej zmiany jest przeciwskuteczna dla rządu, a zarazem szkodliwa dla państwa i to na wiele lat do przodu. Najbardziej wrażliwa warstwa wizerunkowa naszego kraju za granicą już została silnie poobijana. Z czasem, coraz więcej ludzi w kraju będzie się orientowało w manipulacjach, ponieważ w większości przypadków stosowane są bardzo prostackie i prymitywne.