• 17 marca 2023
    • Polityka

    Oczywiście że większa obecność NATO na wschodzie nie jest konieczna!

    • By krakauer
    • |
    • 05 lutego 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pełną rację ma pewien niemiecki generał, obficie cytowany przez europejskie media – większa obecność NATO na wschodzie Sojuszu, czyli na jego wschodniej flance, w krajach Europy Środkowej i Wschodniej nie jest konieczna – z punktu widzenia logiki obrony Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jest to czysta, absolutna i nie dająca się podważyć prawda. Chodzi bowiem w niej o to, że peryferia nie muszą być bezwzględnie bronione do ostatniej kropli krwi, po to jest strefa buforowa w Sojuszu, którą tak ochoczo zgodziliśmy się być, żeby spełniła swoją rolę, a tą rolą ma być danie Sojuszowi czasu na skuteczne poszukiwanie politycznego rozwiązania zaistniałej patowej sytuacji. Dokładnie tak wygląda sytuacja z perspektywy Zachodu, a zwłaszcza Niemiec.

    Nie ma uzasadnienia dla baz, czy sił NATO u rosyjskich granic, ponieważ przede wszystkim z samej istoty prowadzenia wojny, nie gromadzi się swoich najlepszych wojsk pierwszego rzutu na bezpośrednim kierunku spodziewanego pasa natarcia nieprzyjaciela. Chyba, że ma się tych sił tak dużo, albo walczy się o być, albo nie być na mapie, to wówczas można przyjąć takie założenia taktyczne, jednakże należy pamiętać, że dzisiaj istotą wojny jest pozyskanie informacji o siłach nieprzyjaciela, jeżeli ich nie ma – nieprzyjaciel nie zdobędzie o nich informacji. Natomiast rozsądnie gospodarując tym co się ma, można wówczas narzucić mu walkę na swoich warunkach, w miejscu w którym uważa się to za korzystne i możliwe. Jeżeli ktoś myśli, że młodzi rekruci z Zachodu mieliby umierać na przedpolach Warszawy jak w 1920 roku, ten jest absolutnie oderwany od realiów prowadzenia działań wojennych.

    Czy to się nam podoba, czy nie – jeżeli źle rozegramy sytuację, możemy być ponownie mięsem armatnim w czyichś rękach. Nie chodzi o to, że ktoś tu odradza obronę, wręcz przeciwnie – wielokrotnie o tym pisaliśmy. Jednakże należy zadać sobie szersze pytanie – jaki mamy interes być państwem buforowym, NARAŻONYM NA CIOSY Z OBU STRON? Czy przetłumaczymy naszym dzieciom, że bomby jądrowe zrzucane przez sojusznicze samoloty, są po to żeby nas ratować, a te które nadlatują ze wschodu to już nie koniecznie? Przecież efekt użycia broni, zwłaszcza masowego rażenia na naszym terytorium będzie tak samo szokująco niszczący, bez względu na to kto jej użyje. Niedawno Amerykanie przyznali się do planów bombardowania terytorium Polski w przypadku konfliktu w okresie zimnej wojny. Jeżeli ktoś tego nie rozumie lub nie chce przyjmować jako faktu, ten nie wyciąga wniosków z historii.

    Gdyby NATO było poważnym sojuszem, w którym sojusznicy np. nie szkodzą sobie gospodarczo i nie próbują wykorzystywać oraz uzależniać słabszych, to być może miałoby sens. Jednak na dzień dzisiejszy NATO jako struktura stworzona do trzymania Niemiec w militarnych ryzach, a Imperium Rosji – na dystans, nie działa, nie spełnia swojej roli. Na dzień dzisiejszy w istniejącym układzie geopolitycznym tylko sojusz wojskowy i gospodarczy z udziałem Federacji Rosyjskiej jako głównego czynnika strachu na kontynencie – może być realną gwarancją trwania status quo w średniej i dłuższej perspektywie czasowej. Wiele razy wspominał o tym pan Władimir Putin, przedstawiając koncepcję wspólnej przestrzeni dobrobytu i bezpieczeństwa od Lizbony po Władywostok, ale jego oferta została przemilczana i odrzucona. Zachód, zasłaniając się kłamstwami na temat praw człowieka i innymi bzdurami – odrzucił prawdopodobnie najważniejszą propozycję geopolityczną od czasów rozpadu Cesarstwa Rzymskiego na część wschodnią i zachodnią. Podmiotem winnym w tym epokowym zaniechaniu jest pewna była brytyjska kolonia położona pomiędzy dwoma ocenami. W Europie również znaleźli się ludzie, którzy byli zdolni rekomendować odrzucenie tak podanej dłoni.

    Dzisiaj stoimy u progu potrzeby redefiniowania paradygmatu funkcjonowania całej wspólnoty zachodniej, który w wymiarze ekonomicznym opiera się na kulturze długu, a o wymiar bezpieczeństwa strategicznego nikt nie zadbał! Słyszeliśmy dyrdymały o końcu historii, gender, multikulturaliźmie i inne tematy zastępcze. Podczas, gdy na Świecie jak zawsze liczy się tylko siła, no i może odrobinę spryt oraz wykształcenie.

    Zawsze trzeba umieć się ustawić do sytuacji w taki sposób, żeby łapać wiatr w możliwie najpełniejsze żagle!