• 17 marca 2023
    • Polityka

    Polityka zachowania symetrycznej odległości jest w realiach globalizacji niemożliwa

    • By krakauer
    • |
    • 11 stycznia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Fundamentem polskiej polityki zagranicznej okresu międzywojennego było utrzymywanie tzw. równej odległości w stosunkach z Moskwą i Berlinem. Prawdopodobnie nie dało się wymyślić niczego gorszego i bardziej opłakanego w skutkach, taką politykę mogłoby prowadzić regionalne mocarstwo zdolne do narzucenia swojej woli, chociaż jednemu z tych państw. Polska międzywojenna takim państwem nie była, chociaż dogmat o guzikowej mocarstwowości sanacyjna władza wzmacniała do pierwszych dni września 1939 roku. Potem się już nie dało, mit mocarstwa zastąpiono całym szeregiem innych mitów, równie niebezpiecznych a z punktu widzenia ówczesnych realiów (np. lipiec – sierpień 1944) po prostu kosmologicznych. Za to wszystko, za niedojrzałość, głupotę, tchórzostwo i po prostu zdradę znacznej części elit – społeczeństwo zapłaciło straszną, po prostu niemożliwą do wyobrażenia cenę. Reset państwowy na szczęście nie okazał się resetem biologicznym, chociaż niewiele brakowało.

    Dzisiejszy obóz rządzący w wielu akcentach odwołuje się do mitu Rzeczpospolitej międzywojennej oczywiście w samych superlatywach i do wszystkiego, co było w niej najlepsze. Podobnie w kontekście walki z okupantami, mówi się tylko o pozytywnych i chwalebnych akcentach – niestety bez głębszej refleksji, która powinna towarzyszyć chociażby Powstaniu w realiach 22 lipca. Efektem historycznego uwielbienia II RP przez znaczną część rządzącego obozu jest myślenie kategoriami Giedroycia i jego paryskich zapisków, które niestety w większości – odarte z kontekstu filtra współczesności są dla naszego Narodu przekleństwem a dla państwa zgubą – wręcz drogą prostą do kolejnego resetu. Skutkiem tego przekleństwa jest coś, co powoli zaczyna się zarysowywać i staje się coraz bardziej widoczne w polityce zagranicznej nowego obozu „dobrej zmiany” w Polsce. Chodzi o coś na kształt nowej polityki zachowania symetrii, wobec Brukseli (Berlina), Moskwy i Waszyngtonu, z chęcią przytulenia się do Waszyngtonu na ile to tylko będzie możliwe, jeżeli w najbliższych wyborach wygra tam republikański kandydat, najlepiej „wielbiciel coltów”.

    Niestety o tym zdecydowała kwestia do dziedzictwa polityki wschodniej po poprzednim rządzie. Nowi rządzący stracili fenomenalną okazję na reset sytuacji i przynajmniej znamionowo-propagandowy efekt innego podejścia do wszystkiego, co się stało. Chodzi o to, że zwłaszcza po tym jak pan prezydent Poroszenko i jego zachodni mocodawcy odnieśli się do propozycji pana prezydenta Dudy zmiany formuły rozmów w Mińsku, mogliśmy jako kraj przestać bezapelacyjnie i bezwarunkowo opowiadać się za nowymi władzami Ukrainy, ponieważ one w żadnej mierze nie wykazują ani lojalności, ani czegoś co moglibyśmy nazwać „wdzięcznością”. Tą szansę zmarnowano, przez co całe negatywne dziedzictwo poprzedniej epoki realizowania naprawdę nie wiadomo czyich interesów w polityce zagranicznej na wschodzie – spadło na nowy rząd.

    Jeżeli do tego dodamy wizje i marzenia o natowskich bazach w Polsce, tarczach i innych cudach – to wyraźnie widać, że polityka Warszawy rozmija się z polityką Brukseli, jest wyraźnie antyrosyjska a zarazem wiernopoddańczo-wyczekująca każdego skinienia z pewnej byłej brytyjskiej kolonii położonej pomiędzy dwoma oceanami. Jest to żałosne, ponieważ jest to polityka standardowo obliczona na naszą niesamodzielność, w tym znaczeniu, że rządzący bardziej wierzą w benefity z podległości pod globalne supermocarstwo niż realne możliwości współpracy z sąsiadami i budowy bezpieczeństwa nawet blokowo w ramach własnej koncepcji.

    Uwaga – nikt nie mówi, że polityka polegania na USA jest zła, ale z pewnością byłaby lepsza gdybyśmy eksportowali na rynek amerykański np. 95% zużywanej tam ropy naftowej. Niestety tak nie jest, co oznacza, że w naszym asymetrycznym z istoty swojej natury „sojuszu”, nie mamy zbyt wielu atutów do zaoferowania. Gdyby pan Barack Obama był Napoleonem Bonaparte, to być może atut terytorium, jako pozycji wyjściowych do marszu na Rosję byłby interesujący, ale Polska pomiędzy Niemcami a Rosją, po równo z nimi skłócona – może być tylko źródłem problemów dla wszystkich. Uwaga nie, dlatego bo ktoś chce na nas napaść i nam rozjechać czołgami sady! Po prostu polityka zachowania symetrycznej odległości jest w warunkach globalizacji, dla takiego kraju jak nasz – dysponującego tylko tak skromnym potencjałem i mającym wszystko do stracenia – niemożliwa. Wystarczy uświadomić sobie ile tracimy na braku normalnych stosunków z Federacją Rosyjską, jak również ile tracimy, jako Europa na polityce niesprawiedliwych i niezgodnych z prawem sankcji wobec tego kraju. Czy naprawdę, ci którzy tak popierali sankcje uważają, że na ich nakładanie jest nas stać? Stać naszych sadowników, transportowców, producentów maszyn górniczych i innych? Nie popełniajmy błędów, zwłaszcza nie popełniajmy błędów Polski przedwojennej.

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]