- Polityka
Konflikt na Bliskim Wschodzie otwiera właśnie nowy rozdział
- By krakauer
- |
- 04 stycznia 2016
- |
- 2 minuty czytania
Do tej pory bezpośrednia konfrontacja pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem wydawała się niemożliwa, państwa te dzielnie ze sobą rywalizują w regionie, prowadząc proxy wars w Syrii, Iraku i Jemenie. Ostatnie decyzja władz saudyjskich o egzekucji szeregu osób skazanych na wyrok śmierci wywołała bardzo poważne protesty w Teheranie, albowiem odebrano to, jako sankcje dla mniejszości szyickiej w Arabii Saudyjskiej.
Przede wszystkim bezpośrednia konfrontacja się nie opłaca oby krajom, straszenie przeciwnikiem wykorzystują one, bowiem idealnie na użytek wewnętrzny. Zewnętrznie nie mają niczego do wygrania – poza racjami czysto religijnymi, które są w ich kręgu kulturowym niesłychanie silne i dla nas w Europie bardzo trudne do zrozumienia. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że dla pewnej części saudyjskich wahabickich radykałów – Persowie nie są Muzułmanami, co znajduje odpowiedni oddźwięk w Iranie, gdzie zdarzają się np. oskarżenia pod adresem Wahabitów z Arabii Saudyjskiej, że Ci zmieniają treść Świętego Koranu. Trudno o większą obelgę w świecie Islamu, takich argumentów (i szeregu innych po prostu się nie wybacza w ich kręgu kulturowym). Jednakże wszystko to, co możemy uznać z naszej perspektywy za argumenty ideologiczno-emocjonalne to i tak mało, żeby oba państwa zdecydowały się na konfrontację. Powód jest banalny – w razie przegranej przez jedną ze stron, najprawdopodobniej w sposób wizerunkowy, chociaż potencjał przeciwników jest na tyle znaczny, że mogą nieźle sobie naszkodzić – poniesie ona konsekwencje wewnętrzne przegranej. Władza, która przegra z persami w Arabii Saudyjskiej lub władza, która przegra z Saudami w Teheranie albo zostanie zlikwidowana w zamachu stanu, albo czeka ją rewolucja.
Stosunek sił stron jest imponujący, oba kraje są dosłownie uzbrojone po zęby, przy czym Iran ma istotną przewagę wynikającą z przewagi ludnościowej oraz ukształtowania terenu, który powoduje, że generalnie inwazja na ten kraj jest praktycznie niemożliwa, a na pewno bardzo utrudniona. Dlatego też ewentualny konflikt odbywałby się wedle scenariusza blokady morskiej – cieśniny Ormuz przez Iran i prób jej odblokowania przez siły południa krajów Zatoki i być może USA, ale nie mamy żadnych gwarancji, że Amerykanie włączą się w ten konflikt, ponieważ mogą zrobić fantastyczne interesy na sprzedaży broni krajom południa Zatoki (robią je już od lat).
Skrajnym zdarzeniem mogłoby tu być użycie broni jądrowej najpierw przez jedną, potem przez drugą ze stron. W tej chwili to jest niemożliwe, to znaczy istnieją publikacje jawnie wskazujące na możliwość przewiezienia głowic bojowych z Pakistanu do Arabii Saudyjskiej, nie bez powodu Saudyjczycy kupili chińskie rakiety balistyczne zdolne do osiągnięcia celów w Iranie. Ten kraj natomiast potrzebuje jeszcze czasu na opracowanie własnej broni jądrowej, oczywiście biorąc pod uwagę, że przestrzega postanowień z porozumień wynegocjowanych niedawno z najpotężniejszymi państwami świata.
Na razie jesteśmy na etapie zerwania stosunków dyplomatycznych, równolegle możemy być pewni, że strony w wojnach proxy otrzymają nowe uzbrojenie, pieniądze i zadania. jeżeli chodzi o pieniądze i broń, to oba kraje mają w zasadzie niewyczerpane zasoby, przy czym Arabia Saudyjska ma dostęp do nowoczesnego uzbrojenia z Zachodu. Iran większość uzbrojenia podstawowego oraz ciekawe przykłady względnie obiecujących konstrukcji produkuje samodzielnie. W praktyce przekłada się to praktycznie na nieograniczoną podaż uzbrojenia dla stron konfliktów proxy.
Istotnym elementem stwarzającym przewagę dla Arabii Saudyjskiej może być pomoc ze strony pewnego niewielkiego bliskowschodniego państwa, która nie musi mieć charakteru bezpośredniego, chociaż w przypadku technologii antyrakietowej mogłaby nią być. W tamtejszych realiach liczy się przede wszystkim rozpoznanie celów, a potem poprowadzenie ataku w taki sposób, żeby uderzeniem sparaliżować kluczowe elementy infrastruktury przeciwnika. W tym zakresie pomoc jest jak najbardziej możliwa, co więcej nigdy nie będzie pewności, co to za rakiety poleciały, czy też, jakiej narodowości byli piloci w samolotach. Sytuacja jest idealna, albowiem oto dwaj sponsorzy najpoważniejszych ruchów narodowowyzwoleńczych i terrorystycznych na bliskim wschodzie wchodzą ze sobą w konflikt. Nie ma możliwości, żeby takiej okazji nie wykorzystać, jeżeli samemu miało się przygotowane plany ataku na jeden z tych krajów.
Całość wydarzeń będzie arcyciekawa, albowiem w razie konfliktu blokada cieśniny Ormuz jest pewna – przynajmniej na jakiś czas. To oznacza, że jedyną ropa pompowaną z krajów Zatoki byłaby iracka z Kurdystanu – sprzedawana do Turcji. Rynki muszą to uwzględnić na cenie ropy naftowej, która – jeżeli sytuacja się nie poprawi, będzie rosnąć. Podobnie gaz importowany z Zatoki, głównie z Kataru m.in. do Polski.
Jeżeli doszłoby do rzeczywistego starcia, to będzie to głównie starcie w powietrzu i na morzu oraz ataki z powietrza i morza na instalacje portowe oraz cele wizerunkowe nieprzyjaciela. Iran dysponuje duża ilością własnej produkcji rakiet balistycznych, którymi może zasiać strach w szeregach sąsiadów z południa, jednakże oni mają się, czym odwdzięczyć. Może nie w takiej samej ilości, ale bardziej precyzyjnie. Kluczem do wygrania takiej konfrontacji jest stworzenie odpowiedniej listy celów zakładającej priorytety osiągania. Całość przekłuje się w sukces medialny – zawiedzione społeczeństwo przeciwnika zrobi swoje. Teoretycznie możliwe jest przeprowadzenie przez Iran jakiejś niewielkiej a kontrolowanej inwazji z powietrza lub morza na cele o ograniczonym znaczeniu w regionie. Największym zagrożeniem, byłoby przejście wojsk irańskich przez południowy Irak i uderzenie na lądzie na Arabię Saudyjską, armia Iranu teoretycznie jest do tego zdolna, jednak nie wiadomo, czy wytrzymaliby logistycznie.
W wyniku takiego konfliktu może być jeszcze więcej uchodźców z regionu, albowiem nawet w przypadku konfrontacji bezpośredniej, nikt nie odpuści konfrontacji proxy w Syrii, Iraku i Jemenie, którego opór przeciwko wojskom koalicji państw Zatoki – pokazuje realną wartość tych wojsk.
Z punktu widzenia Zachodu, po prostu nie można sobie wyobrazić lepszej okazji do zarabiania pieniędzy niż taki konflikt, to mogą być olbrzymie pieniądze do zarobienia. Zarazem skala możliwego resetu w regionie może być szokująca. Przykładowo rewolucja w Iranie, może otworzyć ten kraj na świat. Jednakże jaki kierunek przybrałaby rewolucja w Arabii Saudyjskiej? Nagle słowa tzw. państwo islamskie mogłyby zyskać zupełnie nowe znaczenie…