• 16 marca 2023
    • Polityka

    Euroobligacje i Chorwacja – krótkowzroczna gra ślepców na poziomie racji stanu

    • By krakauer
    • |
    • 25 maja 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nonsensowny tytuł prawda? Niestety w ostatnich dniach dwaj nasi politycy wypowiedzieli się i zachowali w sposób swoisty, jeszcze bardziej alogiczny od tego tytułu. Jeżeli państwo nie rozumiecie dlaczego autor krytykuje własny tytuł warto przeczytać ten tekst.  Pan premier Donald Tusk zachował się neutralnie pytany o euroobligacje. Co jest w pełni zgodne z naszym krótkoterminowym interesem narodowym, albowiem opowiadając się po stronie silniejszego w szykującym się konflikcie europejskim o euroobligacje – Polska ma szanse odegrać rolę języczka u wagi, a dzięki temu coś wynegocjować – a dokładnie nasze wymarzone fundusze strukturalne. W ten sposób, można także tłumaczyć wcześniejsze opuszczenie nieformalnego szczytu szefów państw UE przez pana premiera.

    Jest to gra niesłychanie ryzykowna, o ile jest to gra. Albowiem w krótkiej perspektywie kilku lat, kolejne fundusze unijne są dla nas manną z nieba, która zagwarantuje nam dokończenie transformacji w zamian za pieniądze unijne. Jednakże oczekiwanie tych pieniędzy jest najdelikatniej mówiąc myśleniem wstecznym, albowiem Unia ma w tej chwili ważniejsze priorytety niż budowanie w Polsce infrastruktury, którą ta powinna mieć przynajmniej od połowy XX wieku. Wzrost, zatrudnienie, innowacje, nowe technologie, stymulowanie popytu – oraz spłata zadłużenia. To wyzwania realnie czekające na zachodnie gospodarki, złaknione każdego Euro, które można w nie wpompować. Na tym tle Polacy grający na jeden stosunkowo ograniczony koncepcyjnie cel, jakim są fundusze unijne, wychodzą najdelikatniej mówiąc na naród samolubów, którzy nie widzą tego wszystkiego, co się w Unii i na świecie dzieje. Poza tym, poświęcanie w zamian za jałmużnę z Unii – nowego rodzącego się mechanizmu finansowania Wspólnoty, jakim mogłyby się stać przy odrobinie dobrej woli euroobligacje jest polityką krótkowzroczną, szkodliwą i pozbawioną wizji.

    Jest oczywistym, że kasę zawsze trzeba brać! Z tym jednym wyjątkiem, kiedy można wziąć jej jeszcze więcej, – jeżeli się trochę z miną pokerzysty poczeka! To niestety prawdopodobnie przegapi premier Tusk, zaślepiony własną propagandą wyborczą, w której obiecał 300 mld z Unii w nowej perspektywie finansowej. Rząd powinien się skoncentrować na stanowisku popierającym Euroobligacje – albowiem ten mechanizm, nawet w zamian za cenę utraty swobody samodzielnego zadłużania się – mógłby nas wybawić od przekleństwa długu!

    Proszę sobie wyobrazić strukturę unijną, w której wszystkie długi poszczególnych państw przechodzą na Wspólnotę i są spłacane przez Unię Europejską, w części ze środków przeznaczanych do tej pory na politykę spójności i inne polityki rozdawnictwa i pomocowe. Rządy w zależności od skali swojego wkładu w zadłużenie całej Wspólnoty – dopłacają odpowiednią kwotę do sumy zobowiązań w postaci np. odsetek, a część kapitałową spłaca Wspólnota. W przypadku połączenia środków marnowanych na rolnictwo i reszty rozdawnictwa – z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że spłacilibyśmy długi wszystkich krajów UE – przy dodatkowym zaangażowaniu krajów zachodu w ciągu krótszym niż 20-25 lat. Równolegle potrzeby pożyczkowe poszczególne państwa zgłaszałyby do Europejskiego Banku Centralnego, który stosując polityczno-ekonomiczny klucz interpretacji za zgodą stosownej struktury (np. Komisji lub Parlamentu), emitowałby Euroobligacje wspólnoty i przydzielał poszczególnym krajom środki na ściśle określone cele w ściśle określonej wysokości – zmuszając je zarazem do ściśle określonych spłat. W przypadku krajów, które nie przyjęły Euro nie ma problemu, żeby EBC nie emitował obligacji w ich walutach lub w Euro – po ubezpieczeniu ryzyka kursowego. Wprowadzenie takiego mechanizmu, pod warunkiem powierzenia części kompetencji i suwerenności krajów narodowych tj., prawa do emisji długu – Wspólnocie, byłoby największym osiągnięciem Unii Europejskiej od samej idei jej powstania.

    Dla nas oznaczałoby to wyzwolenie się z odsetek i kwoty przeznaczonej na rolowanie kapitału, którą co roku przeznaczamy na to w budżecie. Jest to około 40 mld zł wzwyż. To bardzo dużo i to pieniędzy własnych a nie jałmużny! Dla wszystkich krajów UE byłby to wyraźny sygnał, że integracja toczy się na serio, świat by zrozumiał, że UE jest jednym organizmem, – co prawda z wieloma głowami i tułowiem żabo-dziko-ryby, ale ma się świetnie i bez inflacyjnie może płacić swoje długi. W ciągu 10 lat, jako efekt poboczny zapewnilibyśmy sobie supremację Euro wśród rezerw walutowych świata.

    Kosztem jest suwerenność i dotychczasowe polityki rozdawnictwa. Niestety wszystko kiedyś się kończy, a niektóre rzeczy warto poświecić – żeby w dłuższej perspektywie mieć nie tylko większy pożytek, ale także uniknąć strat. Pomińmy korzyści prestiżowe z takiego działania władz Rzeczpospolitej.

    Niestety równolegle o sprawach unijnych wypowiedział się także inny polityk. Pan Ludwik Dorn zadziwił cały kraj swoją cyniczną wypowiedzią na temat możliwości zablokowania w Sejmie zatwierdzenia zmiany Traktatów związaną z akcesją Chorwacji. Teoretycznie jest to możliwe, bo koalicja większości konstytucyjnej nie posiada i zdobycie ponad 307 głosów tj większości 2/3 głosów w obecności, co najmniej połowy ustawowej liczby posłów – w celu wyrażenia zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej przekazującej organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach (art. 90 ust. 2 Konstytucji) – jest trudne! Jeżeli bowiem dodamy nawet głosy SLD i Ruchu Palikota, to nie przebijemy bezpiecznie tej granicy bez głosów Prawa i Sprawiedliwości lub Solidarnej Polski.

    Bez względu na spryt pana Dorna, albowiem wykazuje się on wielkimi umiejętnościami gry politycznej, trzeba jego postawę jednoznacznie potępić i skazać na polityczną infamię, albowiem myślenie takimi kategoriami – to nic innego jak szkodnictwo polityczne! Nie można „terroryzować” własnego rządu w sprawach zasadniczych dotyczących racji stanu, w momencie, gdy dotyczą one spraw międzynarodowych. Jakakolwiek argumentacja, że Chorwacja jest protegowaną Niemiec itd., nie ma najmniejszego sensu, albowiem to nie na polskim podwórku toczy się gra. W sprawach tak zasadniczych nie można handlować racją stanu naszego państwa – narażając się na międzynarodowy nacisk i przede wszystkim wściekłość. Jeżeli bowiem Polska w wyniku tarć wewnętrznych miałaby zablokować na jakiś czas rozszerzenie Unii Europejskiej, to wykazałaby się totalną krótkowzrocznością! Przecież, jeżeli nie chcielibyśmy Chorwatów w UE to wypadałoby to im powiedzieć wprost, a ich akcesja była jednym z priorytetów naszej prezydencji! Nie miejmy złudzeń, jeżeli zachowamy się tak idiotycznie nieodpowiedzialnie, to zainteresowane akcesją państwa w tym Niemcy – na pewno się na nas zemszczą. Będzie mniej środków unijnych, albo czegoś innego nie dostaniemy. Kto wówczas za to zapłaci? Pan Dorn i jego pomagierzy? Czy wszyscy Polacy?

    Oczywiście patrząc z prawej strony na sytuację, prawica – ma premiera w garści – miejmy nadzieję, że pan Jarosław Kaczyński, o którym można powiedzieć wiele – w tym z pewnością jedno pozytywne, – że jest państwowcem i wielkim patriotą – wykaże się zrozumieniem dla potrzeb racji stanu i odpowiedzialnością. Natomiast dla Ludwika Dorna nie można mieć za takie szkodnictwo litości, to polityk merytorycznie skompromitowany, aczkolwiek gracz najwyższej klasy!