• 16 marca 2023
    • Marketing

    Miejmy nadzieję że media głównego nurtu przestaną afirmować przegranych polityków

    • By krakauer
    • |
    • 10 listopada 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Sytuacja polityczna w kraju się zmienia, 12 listopada będziemy mieli nowy Sejm i to powinien być ostatni dzień, w którym media głównego nurtu mogłyby przestać afirmować przegranych polityków. Nie jest nam przykro, że większość z przegranych – przegrała, jakże śmieszne jest to, że wicepremier rządu nie był w stanie dostać się do Sejmu! Jakże wiele jest takich i podobnych sytuacji. Mamy na naszej scenie politycznej wiele osób, które z woli wyborców skończyły właśnie karierę polityczną, czy też przynajmniej jakiś jej etap. W związku z tym należy oczekiwać, że dziennikarze mediów głównego nurtu nie będą się na tych osobach koncentrować, afirmując ich, jako „ekspertów od wszystkiego”.

    Oczywiście nikt nie zakazuje nikomu czegoś takiego jak zapraszania, kogo tylko się chce do studia, jednakże redaktor odpowiadający powinien znać umiar. Coś się skończyło, jeżeli mamy słuchać komentarzy do bieżącej polityki to nie powinny tego w mainstreamie robić ludzie przegrani, ponieważ Naród im podziękował. Chodzi o elementarną logikę następstwa – o wiele ciekawiej będzie pokazywać ludziom, kogo wybrali i jak konkretne osoby się sprawdzają, chociażby w retoryce. Podkreślmy chodzi o zakończenie afirmacji starego, przegranego, które powinno odejść – może na pozycje odległych komentatorów, jednakże już z drogą zamkniętą do polityki.

    Jak oglądacie państwo stale jakieś telewizje w Polsce (nie polecamy), to proszę oglądać je z prostą tabelką – proszę wypisać sobie kanały i programy polityczne, jakie oglądacie oraz komentarze „non-stop” i za każdym razem jak coś oglądacie – wpiszcie sobie państwo nazwisko człowieka, który był zaproszony do studia. Możecie być państwo pewni, że w przypadku niektórych mainstreamowych telewizji polskojęzycznych będziecie mieli około 80% trafień. Ponieważ dokładnie tak samo planują to realizujący określone programy, z dużym wyprzedzeniem na ileś odcinków do przodu jest siatka zapraszanych „stałych główek”, które przychodzą i gadają tak, żeby nakręcić oglądalność. Do nich doprasza się „główki kontekstowe”, czyli np. specjalizujących się w danej dziedzinie profesorów itd. Do tej pory to było mniej więcej towarzystwo wzajemnej adoracji, a decydujący o częstotliwości zapraszania redaktorzy urośli (w części przypadków) na wielkie tuzy naszych mediów. Więcej o tych mechanizmach nie można napisać, jeżeli chce się w tym kraju dożyć świąt. Jeżeli jednak ktoś z państwa ma cierpliwość i poprowadzi takie badania solidnie przez rok, a najlepiej dwa lub trzy i wie, co to jest rozkład naturalny, niech sobie przeprowadzi prostą analizę i zrobi wykres w popularnym arkuszu kalkulacyjnym – to w sumie banalna zabawa, wyniki otworzą państwu oczy już nie dacie sobie nigdy więcej wcisnąć kitu i kłamstw.

    Kto ma media, ten ma władzę. Już dzisiaj widać, że niektóre z mediów głównego nurtu przestawiają wajchę medialną na prawo. To się dzieje na naszych oczach, nie trzeba nawet uważnie obserwować tego, co pokazują. Wystarczy od czasu do czasu włączyć wybrany program, a prawdopodobieństwo zobaczenia materiału już generowanego na nową modłę rośnie. Jeżeli pójdą za tym zmiany personalne w dominującej części redakcji, to może nas czekać zmiana rzeczywistości. Ściślej zmiana w metodach jej postrzegania, bo przecież patrzymy oczami redaktorów prowadzących, moderowani przez realizatorów, nawet praca kamery jest ważna. Doświadczony reżyser i operator kamery mogą mając w studio dwóch mówców, jednego dosłownie zmiażdżyć, jeżeli chodzi o wizerunek, a z drugiego zrobić „młodego Boga”. Niestety nie ma żadnych mechanizmów, poza etyką, które mobilizowałyby to potężne i wpływowe środowisko do powstrzymywania się od stosowania swoich sztuczek w sposób wybiórczy.

    W interesie nas wszystkich jest prowadzenie przez media takiej polityki, żeby ukazywać możliwie pełne spektrum naszej sceny społecznej i politycznej, tak dokładnie społecznej również, ponieważ w państwie demokratycznym jednym z priorytetów powinno być pokazywanie społeczeństwa i udzielanie mu głosu zawsze, jeżeli jest taka potrzeba publiczna. Samo ograniczanie się do polityków to bardzo, ale to naprawdę bardzo mało. To wręcz zafałszowanie obrazu rzeczywistości.

    Będzie śmiesznie jakby się okazało, że „nowe twarze” są poniżej oczekiwań i trzeba przeprowadzić operacje rzeczywistej afirmacji „starych twarzy”, dla ratowania poziomu krajowej polityki.