• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Kto nie wyemigrował z naszego kraju ten w jakiejś mierze przegrał?

    • By krakauer
    • |
    • 10 października 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nic tak bardzo, jak kwestia przyjmowania imigrantów-uchodźców, rozdzielanych przez Unię Europejską nie obnażyło naszej biedy i nędzy oraz braku perspektyw na życie. Wizja wypłat kilku tysięcy Euro na głowę przez Komisję Europejską może spowodować, że biedny uchodźca będzie mimowolnie żył w Polsce „lepiej” na euro-pomocy niż biedny Polak na „wypasionym” socjalu rządu Najjaśniejszej. Oczywiście przejaskrawiamy – jednak celowo, bo tak to postrzegają ludzie i to nie ich wina, bo nikt im nie wytłumaczył!

    To, że z kraju wyjechało prawie trzy miliony ludzi przeważnie na stałe lub temporalnie, to jedna wielka tragedia o której politycy nie mówią inaczej niż jako o poszukiwaniu indywidualnej szansy, świadomym wyborze itd. Jednak w kategoriach makroekonomicznych, nie wiadomo czy ta dyfuzja wyszła nam na dobre, w znaczeniu pozytywnego bilansu wymiany „ludzi” w zamian za „środki pomocowe”? Być może kiedyś zostanie to przebadane, jednakże jak się popatrzy na dostępne symulacje dochodów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych uwzględniające po pierwsze generalny problem demograficzny i po drugie jego intensyfikację w postaci fali emigracji – widać, jakie spustoszenie powoduje brak tych ludzi. Można się tylko pocieszać, że rodacy, którzy wyjechali mają się lepiej – no i rodzinie pomogą „jak mogą”.

    Oczywiście procesów migracyjnych nie dało się uniknąć, ponieważ różnica w poziomie płac i jakości życia pomiędzy wykonującymi prace proste i średnio złożone w Polsce i na Zachodzie – była i jest tak znacząca, że nie da się jej zniwelować w żaden sposób. Pieniądz zdecydował o procesach dyfuzji, które trwają i z tego co wynika z istniejących badań sondażowych, są dopiero w połowie zakresu zainteresowanej populacji. Około trzech milionów kolejnych obywateli naszego kraju, myśli o emigracji, głównie z powodów zarobkowych, w rzeczywistości szerzej cywilizacyjnych. Można było tworzyć w Traktatach bariery powstrzymujące, być może to ograniczyłoby zjawisko, jednak w praktyce jest to cena za nasze zacofanie, pogłębione bezwzględną i ludobójczą transformacją. Dzisiaj w Polsce nie ma rezerw pozwalających nam przeżyć jak nie ma pensji, a problem polega na tym, że pensje są przeciętnie tak niskie, że nie wystarczają na progresję – wszystko, co jest możliwe w większości populacji to w istocie wegetacja. Nie ma szans na akumulację! Ponieważ nie ma z czego akumulować, oczywiście przeciętnie!

    Procesy edukacyjne oraz współczesny marketing, który jest jednym z procesów napędowych naszej cywilizacji istotnie kanalizują procesy migracyjne, działając jako bardzo istotny katalizator. Wchodząca w dorosłe życie część społeczeństwa ma rozbudzone i rozbudowane oczekiwania oraz aspiracje, na które krajowa przestrzeń społeczno-gospodarcza nie jest w stanie w takiej masie udzielić satysfakcjonujących tych ludzi odpowiedzi. W konsekwencji dochodzi do zderzenia rzeczywistości postrzeganej z rzeczywistością pożądaną, jedną z odpowiedzi jest decyzja o emigracji – próbie podjęcia startu od nowa, w innych warunkach w których po pierwsze dochody i wydatki się bilansują, po drugie możliwa jest akumulacja – marna, ale zawsze no i po trzecie – możliwa jest prawdziwa kariera jeżeli jest się pracowitym i ma się unikalne zdolności.

    Mało jest osób, które żałują decyzji o wyjeździe, nawet jeżeli ich ostatnie 10 lub 15 lat życia, to odcinanie np. prawej połowy kurczaka na taśmie produkcyjnej w lokalnej masarni. Środki finansowe jakie za to otrzymują np. w Irlandii lub Anglii, to kwoty pozwalające na rozpoczęcie życia – tam, w tamtych warunkach na zasadach cywilizacyjnych odpowiadających tamtej specyfice. Czyli wynajęcie domu lub mieszkania o określonym standardzie, wyżywienie, ubranie, urlop. Oczywiście zdarzają się Polacy, mieszkający w kilkadziesiąt osób na jednej lokalizacji, jednak wszystko jest kwestią wyboru. Nie brakuje dowodów na to, że naszym rodakom żyjącym tam na Zachodzie z najnowszej fali emigracji, udało się osiągnąć poziom przeciętny dla tamtego stylu życia. Nie byłoby w tym niczego „złego” z punktu widzenia naszego narodowego interesu, jednak to właśnie ta zdolność adaptacyjna decyduje, że ludzie wolą tam żyć. Ponieważ poziom życia, ze względu na jakość otoczenia, przestrzeni i tej fizycznej i społecznej i gospodarczej oraz prawnej jest o wiele lepsza i stoi o wiele wyżej.

    Ostatecznym dowodem świadczącym o tym, że na emigracji w państwach zachodnich przeciętnym Polakom, żyje się przeciętnie o wiele lepiej niż przeciętnie w kraju jest dzietność Polek. Okazuje się, że wystarczy dobry socjal, gwarantujący przeżywalność, bez zderzenia z polską rzeczywistością (komornik, eksmisja, bruk), a Polki potrafią rodzić i jakoś nie mają z tym problemu i bez rządowego wsparcia, czy też może bardziej zaklinania rzeczywistości.W tym kontekście pomysł 500 zł na każde drugie dziecko nie jest zły, ale lepiej byłoby 1000 zł – na dziecko z biednej rodziny!

    Czy ten, kto nie wyemigrował z naszego kraju, ten w jakiejś mierze przegrał? Na pewno nie dotyczy to całości populacji, albowiem mamy cały szereg przykładów ludzi sukcesu. Jednak generalnie w ujęciu jednostkowym tzw. przeciętnej jakości życia, przeciętnego Polaka o przeciętnych kwalifikacjach – bezwzględnie – przeważnie ci, co wyjechali na Zachód mają się lepiej, od tych co pozostali w kraju (nie uwzględniamy patologii). To się nie zmienia, ponieważ nie poczyniliśmy skoku cywilizacyjnego, co więcej – nic nie zapowiada tego, żebyśmy mieli taki skok poczynić, albowiem nawet jeżeli dostaniemy z Unii Europejskiej na to pieniądze (co już wcale nie jest takie pewne), to nagle się okaże, że nie ma „kim” tego skoku dokonywać, ponieważ po prostu najzwyczajniej nie mamy ludzi. Przyjmowanie ludzi z zewnątrz problemu nie rozwiąże, może go tylko złagodzić i to w nielicznych niszach, a nie w całej gospodarce. Cudów nie ma, zwłaszcza w gospodarce nadążnej jak nasza.

    Czy emigrować? Czy mając jeszcze przed sobą lepszą część życia – warto pozostawić to wszystko tutaj i wyjechać? Nie można na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, poza jednym przykładem – ludzi na tyle młodych i zdolnych, którzy są w stanie połączyć za granicą naukę z pracą. W takich przypadkach wyjazdy powinny być wręcz zalecane i należy je wspierać. Natomiast nie podlega dyskusji, że każdy jest sam kowalem swojego życia i jeżeli jeszcze posiada jakiś wąski zakres osobistej autonomii, bez zobowiązań wobec zstępnych, to może odważyć się na o wiele więcej niż inni.

    Smutne jest to, że pomimo dysponowania taką ilością kadr naukowych w naukach społecznych i ekonomicznych, żyjących przecież przeważnie wprost z pieniędzy publicznych, nie ma nikogo na tyle odważnego, czy też może zdolnego, żeby przedstawić społeczeństwu realną alternatywę dla emigracji np. w wyniku procesów lepszej samoorganizacji społeczeństwa itd. Mamy w kraju poważny brak kapitału społecznego i kapitału sąsiedztwa, ograniczamy rozumienie wspólnoty – przeważnie do pojęcia rodziny i to tej najbliższej, bo z dalszą to wiadomo… Potem się dziwimy, że połowa szkolnej klasy to Anglia, Irlandia, Norwegia. Niestety takie są konsekwencje transformacji politycznej i tej ludobójczej – gospodarczej, którą zaaplikowali nam neoliberałowie i ich pomagierzy oraz poplecznicy.

    Niestety, przegraliśmy trochę wszyscy. Już teraz wielu Polaków, których po prostu nie jest stać na posiadanie dzieci, dochodzi do przekonania, że prawdopodobnie ta infrastruktura, te inwestycje za darowane unijne pieniądze, nie są i nie były przewidziane dla nas, ani dla naszych dzieci – tylko dla tych, którzy mają tutaj przyjść, ewentualnie dla zasiedleń dokonywanych przez Unię. Dzisiaj to powoduje u ludzi melancholię i smutek, ale im bardziej będą brnąć w tą beznadzieję, tym bardziej będzie to powodowało nienawiść i chęć zemsty, na tych, którzy spowodowali nam wszystkim ten los. Na szczęście wszyscy znamy nazwiska tych ludzi i znamy ich twarze…