• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Czy jesteśmy Europejczykami i której kategorii?

    • By krakauer
    • |
    • 30 września 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    W istocie to tak naprawdę nie wiadomo, czy jesteśmy Europejczykami? Formalnie przynależymy do struktur zachodnich, mamy przyjętą kulturę Zachodu, ale jednak podskórnie czujemy się gorsi od tych na Zachodzie. Dodatkowo, jeżeli uświadomimy sobie, jaka wielka krzywda spotkała nas od zachodniego sąsiada, będącego kwintesencją Zachodu w ogóle, to warto się zastanowić, czy dla nich tam na Zachodzie, My tutaj – jesteśmy w ogóle Europejczykami? Czy też tylko ludnością krajów dołączonych do tworu zwanego Unią Europejską w imię możliwości pozyskania taniej siły roboczej, rynków zbytu i terytorium jak ludność autochtoniczna wymrze w takiej skali, że będą możliwe na nowo ponad tysiącletnie procesy dyfuzji.
    Być może jesteśmy Europejczykami drugiej kategorii? Weszliśmy do Unii Europejskiej niestety, jako biedni żebracy, a beznadziejnie wynegocjowany traktat akcesyjny na trwałe uwarunkował nasze członkostwo w wymiarze politycznym, jako szklany sufit, który mamy nad głową i którego już teraz widzimy, że nie przeskoczymy. Nadal – pomimo wydania miliardów na rzekomy skok cywilizacyjny jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów Unii, nasi rodacy w liczbie kilku milionów są, co tu dużo ukrywać, ale przeważnie parobkami w zachodnich państwach. Rządzący naszym państwem w zamian za przywilej rządzenia gwarantowany przez zachodnie media mający wpływ na społeczeństwo i kilka przysłowiowych srebrników szumnie zwanych dotacjami – na obdarowywanie posłusznych niesłychanie grzecznie i potulnie zachowują się wobec swoich mocodawców. Przykładem skrajnym jest decyzja obecnego rządu pani Kopacz i pana Piechocińskiego w sprawie przyjęcia imigrantów wymaganych przez Niemców dominujących w Unii – pełny skandal! W istocie przecież nie mamy żadnej samodzielnej polityki, to co zrobiliśmy na Wschodzie to była jakaś totalna porażka, która sprowadziła na region kłopoty. Dodatkowo pół-niewolnicza i postkolonialna mentalność znacznej części naszych polityków powoduje, że są w stanie, co najwyżej jedynie wypełniać polecenia z Berlina, co naprawdę już dzisiaj nie jest tajemnicą. W momencie jak tylko ktoś się odważy powiedzieć prawdę w kraju, to natychmiast spotyka go stygmatyzacja sterowana za pomocą polskojęzycznej prasy i mediów w pełni uzależnionych od swoich zachodnich mocodawców ze względu na strukturę własnościową w mediach. Jednym ludziom robi się wodę z mózgu mówiąc o „europejskiej solidarności” i inne bzdury, podczas gdy Zachód robi to, co jest dla niego najwygodniejsze pod względem biznesowym i politycznym, bez brania pod uwagę polskich interesów strategicznych i w ogóle jakichkolwiek. Przykładów jest wiele, wystarczy wspomnieć o Nord Stream 2 i innych kwestiach, wcześniejszych a równie przykrych. Nie brakuje dowodów wyraźnie pokazujących, że nie jesteśmy partnerami naszych zachodnich pryncypałów.
    W tym kontekście można próbować szacować, w której kategorii Europejczyków się mieścimy? Oczywiście z zachodniego punktu widzenia, bo to co sami myślimy w tym przedmiocie naprawdę nie ma żadnego, ale to naprawdę, absolutnie żadnego znaczenia. Nie chodzi tu o tworzenie jakiegoś ratingu, w którym Polska będzie np. za Czechami, ale przed Bułgarią, to przykłady złego myślenia, bo tu nie o myślenie ratingowe, ani o pozycję chodzi. Istotą problemu jest to, jak daleko jest nam do statusu partnera, którego interes jest składową ogólnego interesu europejskiego, jeżeli taki interes w ogóle istnieje? Być może bowiem, mamy do czynienia z takim oszustwem, którego nie podejrzewaliśmy i nie ma wspólnego unijnego interesu? Ewentualnie on się przejawia gdzieniegdzie tam, gdzie nie ma atawistycznych interesów narodowych? Nie można tego wykluczyć, ale jaka jest prawda – nie wiemy, ponieważ prawie nie mamy narzędzi pozwalających nam na weryfikację, czy nasze interesy w Unii Europejskiej są respektowane, wiemy natomiast, że nasze interesy zewnętrzne nie są przez Unię wspierane, jako priorytety.
    Istotą, bezwzględnym źródłem problemu jest kwestia naszej biedy. Nie mamy kapitału, który moglibyśmy użyć do wzmocnienia swojej pozycji cywilizacyjnej. Bez kapitału nie ma w ogóle mowy o tym, żeby ktokolwiek traktował nas, jako partnerów. Jednak kapitału nie mamy głównie dlatego, ponieważ szklany sufit ustawiony nam przez traktaty i praktykę funkcjonowania gospodarczego w ramach Wspólnoty – mamy taką, a nie inną. Przecież kryzys demograficzny nie wziął się z kosmosu! On jest odpowiedzią społeczeństwa na niepewność, na biedę, na brak możliwości zarobkowania pieniędzy, generalny brak możliwości utrzymania się w Polsce przez Polaków. Dlaczego tak jest – piszemy od kilku lat „w odcinkach”. Zresztą, tu nie trzeba być domorosłym analitykiem, wystarczy posłuchać Polaków. Uwaga – nie ma znaczenia, jakie są dane statystyczne, liczy się subiektywne odczucie ludzi. Jeżeli ludzie są przeświadczeni, że jest im źle – to jest im źle. Na rozumieniu tej oczywistości polega to, czy jest się społecznikiem, czy nie jest w stanie się nim być.
    Wnioski – bez własnego kapitału i narzędzi umożliwiających lewarowanie za jego pomocą naszej gospodarki jak np. grupowania gospodarcze, własne banki, różnego rodzaju wehikuły inwestycyjne itp., nie będziemy nigdy partnerem gospodarczym, a jak nie będziemy partnerem gospodarczym to nie będziemy także i partnerem politycznym. Ponieważ dzisiaj to gospodarka i możliwości gospodarcze decydują o ogólnej sile państwa. Wielkim przekleństwem jest tutaj zmarnowanie szansy na wysokiej jakości, masową produkcję rolno-spożywczą, wspieraną przemysłem przetwórczym. Niestety, żeby dzisiaj robić w Polsce masło lub mleko w proszku – trzeba się pytać Unii Europejskiej o pozwolenie, samodzielnie – niczym ostatni idioci, zdecydowaliśmy się samodzielnie ograniczyć nasz największy zasób jakim jest rolnictwo. Nie rozwijanie tej dziedziny życia gospodarczego to zbrodnia na narodzie i kastrowanie jego przyszłości. Jeżeli ktoś nie rozumie lub nie chce rozumieć, że to żywność jest i będzie, oj – będzie! Najważniejszym towarem strategicznym na świecie, ten nie powinien w ogóle nawet zbliżać się do polityki. Na tytułowe pytanie czy jesteśmy Europejczykami i której kategorii? Proszę sobie odpowiedzieć samemu, we własnym sumieniu jak będziecie państwo robić najbliższe zakupy w niemieckim lub portugalskim dyskoncie, ewentualnie francuskim hipermarkecie – wielkości małego miasteczka – w waszym miejscu zamieszkania. Ważne jest to, co wkładacie państwo do koszyka.

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]