- Polityka
Dobrowolna przymusowość – przymusowa dobrowolność?
- By krakauer
- |
- 23 września 2015
- |
- 2 minuty czytania
Słuszna linię ma nasza władza! Zaprawdę – nie rozumiemy rządowej polityki, nie jesteśmy w stanie jej pojąć naszymi małymi rozumkami, ale wierzymy, bo już nam chyba tylko wiara pozostała, że to co wynegocjowała pani Teresa Piotrowska, minister spraw wewnętrznych na wczorajszym spotkaniu ministrów swojego pionu Unii w sprawie imigrantów – to kolejny wielki sukces rządu i to dobre dla Polski jest.
Powtórzmy – słuszną linię ma nasza władza, a my malutcy po prostu nie jesteśmy w stanie objąć tego geniuszu, którym nasza umiłowana władza nas po raz kolejny poraziła. Pan minister Rafał Trzaskowski za pomocą jednego z mediów społecznościowych zakomunikował ogółowi, że wszystkie postulaty Polski uwzględnione, nie ma automatyzmu i jest kontrola państw członkowskich nad jak należy się domyślać procesem rozdziału imigrantów? To naprawdę genialne, pan minister i oczywiście wspomniana powyżej czcigodna pani minister są wielkimi negocjatorami – oby żyli wiecznie, albowiem jasność ich umysłów oświetla nasze mizerne istnienie! W sumie mamy przyjąć w pierwszej transzy rozdziału około nie wiadomo ile, ale jakieś 4500-5000 plus to, co już zadeklarowała pani premier, jako naszą górną granicę, – około 2200 – co razem daje około 6000-7000 a dokładnie jeszcze nie było podane ile. Niestety wieczorem nie było oficjalnej informacji rządu, jak wiadomo zapewne Internet nie przyjmuje informacji po 16:00! Słuszną linię ma nasza władza!
Jednak tu nie o liczby chodziło, to ile przyjmiemy uchodźców to w istocie kwestia wtórna. Problemem jest to, że ulegliśmy niemieckiemu dyktatowi, zrobiliśmy tak jak życzył sobie tego rząd federalny z panią Merkel na czele. Zgodziliśmy się płacić za błędy pani Merkel, samodzielnie i dobrowolnie, – jakie to wspaniałe, jakie to wygodne, jakie to solidarne!
Najpierw słyszeliśmy z ust pani (niestety) premier Kopacz, coś na ten kształt, że około 2200 osób to nasza górna granica i nie zgodzimy się na żaden dyktat. Potem zmiękła i mówiła o solidarności, że możemy przyjąć więcej, że mamy możliwości a jej służby je potwierdzają. Potem jej jedna z minister – pojechała na spotkanie, gdzie uzgodniła, że dobrowolnie przyjmujemy prawie całą przymusową kwotę, o której do tej pory była mowa, czy też przymusowo bawimy się w dobrowolność, jak kto woli. Liczy się ostateczny skutek – nie przeciwstawiliśmy się woli większości, ale odstąpiliśmy od własnego zdania. Inne kraje Europy Środkowej miały więcej odwagi, po prostu przeciwstawiając się proponowanemu szaleństwu, albowiem tutaj cała idea jest zła, wszystko jest złe od samego początku do końca. Pierwsi imigranci mają przybyć do kraju na początku 2016 roku, czyli to już prawie na pewno nie ten rząd będzie wcielał w życie tą błędną decyzję, tego – co już można powiedzieć – jednego z najgorszych rządów w historii naszej państwowości.
W piękny sposób Platforma Obywatelska wyznaczyła nowe granice dla serwilizmu wobec Niemiec. Naprawdę, w istocie to było nawet pragmatyczne, bo żeby nas nie przegłosowali – to zgodziliśmy się sami, zgłaszając gotowość. Po prostu genialne! Zaprawdę, słuszną linię ma nasza władza, nam maluczkim nic do objęcia jej genialności naszymi skromnymi rozumkami.
Jeżeli popatrzymy na decyzje rządu w sposób technokratyczny, to w istocie rzeczywiście jest to sukces, albowiem udało się przejść do gremium decyzyjnego, przeprowadzić swoje postulaty, a następnie – pragmatycznie zgodzić się na część głównego problemu, można użyć porównania, że to taki kontrolowany trochę gwałt i wszyscy są zadowoleni! Plus z tego jest taki, że chyba uda się wytrącić wszelkie argumenty przeciwko naszemu brakowi solidarności, a przez to nadal formalnie będziemy się „frendzić” z innymi krajami mitycznego Zachodu. Więcej plusów nie ma. W ciekawej sytuacji jest Słowacja, która głosowała przeciwko i powiedziała, że nie podporządkuje się obowiązkowi przyjęcia imigrantów. Inne kraje głosujące przeciw – zapowiedziały, że się podporządkują. Na tym tle – istotnie można powiedzieć, że zachowaliśmy pół twarzy. Godząc się na warunki silniejszych, „zdradziliśmy” słabszych, pozostawiając ich samych na placu boju. Nie ma to jak solidarność w ramach tzw. „grupy wyszehradzkiej”, która już chyba jest synonimem tego, jak nie powinna wyglądać współpraca międzynarodowa.
Sytuacja jest banalna – Niemcy chciały, żeby wszyscy przyjęli uchodźców. Komisja Europejska przygotowała plany odpowiadające niemieckiej retoryce, odpowiednio rozbudowane o kwestie dodatkowe, – wobec których państwa mające problemy z akceptacją dla imigracji mogły wykazać się prowadzeniem negocjacji, bez naruszania głównego rdzenia przedmiotu omawianych kwestii. Po tańcach dookoła kociołka, kiedy to nastąpiło nawet przemówienie pani (niestety) premier do Narodu o konieczności solidarności. Potem już z górki, przekształciliśmy porażkę negocjacyjnego sprzeciwu w sukces negocjacyjnej dobrowolności. Istotnym plusem ma być to, co powiedział pan minister Trzaskowski, czyli brak automatyzmu w rozdzielaniu kwot imigrantów w przyszłości.
Czy cieszyć się z tego powodu? Czy smucić? Z jednej strony porażka, bo będziemy mieli wbrew woli większości społeczeństwa imigrantów, których to społeczeństwo nie chce. Z drugiej strony sukces, bo nie będzie automatyzmu a zarazem kraje Zachodu nie mogą mówić, że jesteśmy cynicznymi pochłaniaczami subwencji zupełnie bez serc. Co w warunkach poziomu retoryki, jaki panuje w Unii i sposobu myślenia jej elit – jest pewną wartością. Cóż poradzić? Słuszną linię ma nasza władza, czasami trzeba robić coś, czego się nie chce w imię wspólnego konsensusu. Nie ma, co się smucić, przecież na pocieszenie nasi niemieccy przyjaciele, zabezpieczyli sobie, (czyli Europie) rozbudowę gazociągu Nord Stream 2. Czego możemy chcieć więcej?