• 17 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Niechęć do „obcych” w Polsce wynika z dramatu i ciężarów codziennej egzystencji

    • By krakauer
    • |
    • 23 września 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Niechęć do „obcych” w Polsce wynika w znacznej mierze z dramatu codziennej egzystencji. Polacy muszą walczyć o przetrwanie w sytuacji społeczno-ekonomicznej, jaką stwarza im ich kraj. Nie jest to walka fair, państwo jest uprzywilejowane i ze swojego uprzywilejowania dramatycznie często korzysta w praktyce nie licząc się z potrzebami maluczkich. Podobnie państwo uprzywilejowało warstwę posiadającą kapitał i pozwala jej również na znaczną eksploatację reszty społeczeństwa.

    Niestety państwo jakie mamy dzisiaj w Polsce o wiele bardziej eksploatuje swój najważniejszy zasób jakim są obywatele, niż wspiera ich funkcjonowanie. Najlepszym dowodem na to, w jaki sposób obywatele oceniają swoje własne państwo jest masowa emigracja, będąca wyborem zdesperowanych ludzi, którzy w trosce o swój los postanowili opuścić nasz kraj. Prawie 3 mln Polaków opuściło nasz kraj na stałe lub opuszcza na pewien okres w roku, jadąc do pracy na Zachód.

    Nożyce dochodowo-kosztowe w Polsce są tak bardzo rozwarte, że powodują z jednej strony depopulację, a z drugiej wykluczają możliwość akumulacji aktywów. Polacy dominującą większość środków jakie uda się im w ogóle zarobić – bezzwłocznie wydają na bieżące koszty życia. Coś takiego jak odkładanie, oszczędzanie – ewentualnie wybór oferty wakacyjnej i innych zbytków, to przywilej wąskiej warstwy bardzo dobrze zarabiających rodaków. Generalnie jeżeli w rodzinie o przeciętnych dochodach (około 5506 zł brutto) jest jedno dziecko, to już nie ma tam zbytków. Jeżeli w rodzinie jest dwójka lub więcej dzieci, albo ktoś ciężko chory na utrzymaniu, to po prostu jest bieda.

    W Polsce ze względu na sztywność przepisów na rynku pracy oraz zwyczajowe stosunki społeczne na linii pracujący-pracownicy, praktycznie nie jest łatwo o pracę dodatkową. Ewentualnie jest powszechna druga skrajność, czyli dostępne są tylko i wyłącznie prace „dodatkowe”, których człowiek musi mieć kilka żeby się utrzymać. W realiach – niesłychanie trudno jest się utrzymać z dochodów w pracy.

    Służba zdrowia dzisiaj w Polsce już jest dodatkowo płatna. Płaci się ubezpieczenie, płaci się za droższe preparaty medyczne, procedury, zabiegi oraz oczywiście powszechne nadal są łapówki. Coś takiego jak realna opieka medyczna – nie istnieje, prawie w ogóle nie ma profilaktyki – poza nielicznymi programami dedykowanymi dla określonych schorzeń/grup ryzyka. Generalnie – prawie wszyscy silnie narzekają na publiczną służbę zdrowia w Polsce, rządzący nie ukrywają że jest ona przedmiotem troski, no ale jakby to powiedzieć „szału nie ma”.

    Mieszkanie – przedmiot marzeń i trosk Polaków to, główna przyczyna niskiej dzietności polskich kobiet, a zarazem przedmiot frustracji międzypokoleniowej. Mówi się że kredyt hipoteczny jeżeli ktoś go ma, to najlepszy środek naturalnej kontroli prokreacji. Niestety klimat robi swoje i spekulanci również, w kraju od czasów I-szej wojny światowej stale jest brak około 1 mln – do 2 mln mieszkań. Powoduje to, że mieszkanie jest towarem pierwszej potrzeby, o którym wielu Polaków może sobie tylko marzyć – i to przez całe życie. Szczęśliwcy lepiej zarabiający, którzy mają szansę na kredyt, ryzykują przez całe życie – utratę mieszkania i pozostanie z kredytem bez posiadania mieszkania, w przypadku zajęcia komorniczego i eksmisji. Niestety w Polsce obowiązuje zasada – tracisz możliwości finansowania swoich wierzytelności, czeka cię śmierć cywilna – komornik odbiera mieszkanie, a kurator często dzieci! To nie są żarty, to jest rzeczywistość, tak oto właśnie wyglądają stosunki państwo-obywatele w naszym kraju.

    Jak w takich realiach mamy przyjmować uchodźców? Czy uchodźcy przyjęci przez rząd w Warszawie będą trzymani w ośrodkach odizolowania, czy też wejdą do społeczeństwa? Jeżeli wejdą, czy to przełoży się na ich dopisanie do wieloletnich kolejek o mieszkania socjalne? Czy będzie im przysługiwać pomoc socjalna? Co z leczeniem tych ludzi? Czy również wydłużą kolejki do lekarzy, czy będą mieli osobny podsystem leczenia? Polacy zadają sobie setki pytań, wokół których narastają liczne niedorozumienia i nieporozumienia. Rząd jeżeli ma cień odpowiedzialności, powinien na te wszystkie i inne pytania – być w stanie udzielić odpowiedzi. Zwykłe zapewnienie, że „Unia będzie płacić za uchodźców”, także nie satysfakcjonuje Polaków, ponieważ za polskich obywateli w Polsce nikt nie płaci. Nawet jeżeli będzie to zazdrość, to co na to poradzimy? Mamy doprowadzić do sytuacji, w której sąsiedzi będą zazdrościć rodzinie uchodźców za ścianą? Oczywiście zazdrościć pozornego „dobrobytu”, bo przecież nawet przy minimum racjonalizmu i empatii, trudno jest zazdrościć sytuacji komuś, kto wszystko stracił. Jednak w naszych realiach i to jest możliwe, ponieważ jeżeli weźmiemy pod uwagę, to jak ciężko jest o pracę, to lepiej sobie nie wyobrażać sytuacji w której „tubylcy” są eksmitowani z mieszkań z braku pieniędzy na utrzymanie, a uchodźców to nie dotyczy, bo za nich płaci Unia. Uwaga – to nie będą żadne powody do dumy, ale takie są realia społeczne, trzeba się z tym liczyć. Władze powinny się z tym liczyć i to na wszelkich szczeblach.

    Wniosek: podejmowanie się działań inżynierii społecznej (nazywajmy rzeczy po imieniu) w kraju dominującej biedy, niedostatków i braku ścieżki wyjścia z istniejącego stanu rzeczy, z którego własny Naród ucieka – to wielkie, naprawdę wielkie cywilizacyjne i społeczne ryzyko. Wszystko jest piękne – deklaracje, otwartość, chęć pomocy. Jeżeli jednak nie będzie społecznego przyzwolenia na proces, to można zrobić krzywdę tym ludziom i wizerunkowi Polski.