- Społeczeństwo
Współpraca – ostatnia nadzieja Europy w kłopocie?
- By krakauer
- |
- 09 września 2015
- |
- 2 minuty czytania
Unia Europejska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, ciągle nękają ją same złe wiadomości, ciągle dotykają ją same kryzysy. Kryzys w Grecji, kryzys w innych krajach południa Europy, kryzys na Ukrainie i w związku z Ukrainą, kryzys nielegalnej imigracji do Europy z różnych kierunków.
Ten ostatni wyzwolił kryzys solidarności europejskiej, albowiem kraje zachodnie usiłują narzucić swoją wolę i swoje rozumienie rzeczywistości, wszystkim innym krajom w Europie. Niektóre nie chcą się na to zgodzić, ponieważ ich mieszkańcy boją się kontaktu z inną kulturą, którą przynoszą ze sobą imigranci. Doszło jednak do kilku skandali, jak chociażby lekceważenie przez Niemcy – prawa europejskiego, stygmatyzacji rządu węgierskiego za realizację autonomicznego prawa do ochrony własnych granic, a zarazem granic Unii. Doszło do licytowania się, niektórych europejskich polityków na sposoby „ukarania” – „nie solidarnych” państw Unii. Jest mowa o wstrzymaniu pomocy z transferów unijnych itp. Co samo w sobie jest czymś niesamowitym, albowiem pokazuje to nie tylko klasę tych polityków, ale i ich sposób myślenia o Unii Europejskiej.
Najśmieszniejsze jest to, że problem wziął się z nieudolności służb granicznych kilku krajów unijnych oraz zachowania się krajów sąsiednich, w tym głównie Serbii i Turcji, które to kraje powinny być ukarane w relacjach z Unią – głównie Turcja, ponieważ otwarcie granic, spowodowało ryzyko śmierci olbrzymiej ilości ludzi, podczas nielegalnego przeprawiania się do Europy.
Brak ochrony granicy na Węgrzech doprowadził do wypełnienia się szlaku migracji przez Bałkany, czego efekty widzieliśmy skumulowane na pięknym dworcu Keleti i na węgierskich autostradach, którymi masa ludzi podjęła marsz w kierunku Wiednia. To widoki jak na Europę – niespotykane, niesamowite, które nigdy nie powinny były się wydarzyć.
Zdaniem Zachodu – współpraca – ma być ostatnią nadzieją dla Europy w kryzysie, chociaż to w żadnej mierze nie rozwiązuje dominującej większości unijnych problemów. Rzekoma solidarność ma przejawiać się w wyrażeniu zgody na rozśrodkowanie nielegalnych imigrantów w poszczególnych krajach Europy, wedle rozdzielnika kwotowego, który wymyśli Komisja Europejska, oczywiście za zgodą rządów, czyli w praktyce będzie to dyktat Niemiecki z uznaniem prawa Francji do wypowiedzenia się o wartościach i potrzebie pomocy.
Z perspektywy części krajów Unii Europejskiej, to co Zachód uważa za potrzebę solidarności, jest w istocie stworzeniem wspólnoty w problemie. Europa Środkowa nie chce problemów, zwłaszcza takich, które będą kosztować pieniądze, będą oznaczać – jakieś prawdopodobieństwo ryzyka związanego z terroryzmem i w jakiejś mierze będą wymuszały wypracowanie nowego paradygmatu tożsamości w państwach w istocie homogenicznych kulturowo.
Państwa zachodnie nie widzą w taki sposób tych zagrożeń, albowiem przeważnie są ofiarami poronionej doktryny multikulturalizmu, a ryzyko związane z terroryzmem już się u nich wielokrotnie zmaterializowało. Oczywiście te państwa mają także inne możliwości finansowe, co w ogóle zmienia sposób postrzegania rzeczywistości i to w stopniu większym, niż mogą to sobie wyobrazić.
Do tej pory rzeczywiście było tak, że jeżeli Europa robiła coś razem, co było twórcze i wzniosłe, to się mniej lub bardziej, ale przeważnie udawało, a obciążenie dla poszczególnych krajów było tym mniejsze z im większym entuzjazmem przyjmowały propozycję dużych państw, albowiem dla chcącego w Unii Europejskiej nie ma problemów z pieniędzmi. Jednak w tej sytuacji mamy istotny konflikt wynikający z rozumienia wartości. Zachód nie rozumie, że w Europie Środkowej ludzie wyrywają rzeczywistości każdego dnia prawo do życia.
Co jest najciekawsze, nikt nie zapytał imigrantów, czy w ogóle chcieliby żyć w Europie Środkowej? Z tego, co widać po zachowaniu dotychczas przemieszczających się w Europie ludzi – wszyscy chcą do Niemiec, Szwecji, Norwegii, Wielkiej Brytanii. Nie ma chętnych do Estonii, Słowenii, na Słowację lub do Polski. Rodzi to ten problem, że prawdopodobnie w ogóle niemiecka wizja kwot dyslokacyjnych, musiałaby oznaczać przymus pozostawienia ludzi w kraju przydzielonym. W praktyce w miejscach chronionych, co najmniej na wpół zamkniętych. Czy to będzie rozwiązanie? Może tutaj wcale nie chodziło o dyslokacje imigrantów, tylko o powód do stygmatyzacji krajów Europy Środkowej?
Być może z tego kryzysu wyłoni się nowa, lepsza Unia, w której nie będzie krajów, które „się nie słuchają”? Jeżeli współpraca, nawet w postaci wspólnego podziału cudzych błędów ma być tutaj normą, a decydować o wszystkim mają i tak silniejsi, zupełnie nieuwzględniający racji – mniejszych, to kłopoty są dopiero przed nami.
Pozostaje ostatnie problem, moralny. Czy zhańbiliśmy się de facto odmawiając przyjęcia innych kulturowo nielegalnych imigrantów, czyli w uproszczeniu – ludzi w potrzebie z odległego kraju? Proszę pamiętać, tutaj kwestie prawne nie mają znaczenia. Okazało się bowiem, że przy granicy Europy i w Europie – ludzie koczują na ziemi. Potem czeka ich nieznane a już robi się zimno. Co to oznacza dla niemających schronienia ludzi, gdzieś w pustym polu na południu Węgier – chyba każdy potrafi zrozumieć? Zresztą namioty, nawet ogrzewane – to raczej nie jest szczyt marzeń na zimę w klimacie Europy Środkowej. Formalnie imigranci sami tutaj przyszli i musieli przewidzieć, że u nas bywa zimno, ale w rzeczywistości mówimy o ludziach, którzy przeważnie byli w stanie zerwać sobie świeży sok pomarańczowy z drzewa, we własnym ogródku. Najdelikatniej mówiąc, zima w Syrii szału nie robi. U nas ci ludzie prawdopodobnie pierwszy raz w życiu doświadczą smagania śniegodeszczem w twarz, trzaskającego mrozu, śniegu po kolana i innych wątpliwych przyjemności poniżej zera. Samo wyobrażenie sobie spania na ziemi z dziećmi i żoną – na mrozie jest po prostu niemożliwe. No, każdy wie, że się nie da w tym klimacie, po prostu się nie da, bo można prawie na pewno sobie coś odmrozić, albo nawet z dużym prawdopodobieństwem umrzeć. Nie oszukujmy się, pozostawienie kogokolwiek – samemu sobie, oznacza w praktyce wyrok śmierci. Nie ma powrotnej drogi. Może to, więc oznaczać hańbę, albowiem pomóc trzeba po prostu każdemu, chyba, że KAŻDY INDYWIDUALNIE I JAKO WSPÓLNOTA godzimy się na masowe przypadki śmierci u granic Europy? Oczywiście nie trzeba mówić o tym, jaką bezgraniczną byłoby to hańbą. Jedyną alternatywą jest zorganizowanie skutecznego sposobu odsyłania tych ludzi – w sposób natychmiastowy i oczywiście bezpieczny, ale jest to alternatywa w naszych realiach – pełnej nieudolności – nieosiągalna. Tu już nie ma łatwych odpowiedzi. Sytuacja jest o wiele poważniejsza niż się nam siedzącym za komputerami w swoich domowych fotelach wydaje! Właśnie, dlatego współpraca jest ostatnią nadzieją Europy w kłopocie. Nikt nie może pozostać sam, bez względu na wyznanie, pochodzenie, wiek, płeć, kolor skóry, poglądy jakiekolwiek na cokolwiek, legalność lub nielegalność. Trzeba działać zanim będzie zbyt późno, tu się naprawdę umiera na mrozie. In varietate concordia!