• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Damnatio memoriae: Unperson Anders Behring Breivik

    • By krakauer
    • |
    • 25 kwietnia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Siła, honor i wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom w Europie ma wyraz masowego mordu, jednej z najokropniejszych zbrodni w powojennych dziejach naszego kontynentu. Jest to przykład na uzurpowanie sobie przez jednostkę ogółowi prawa do projekcji własnej racji i narzucenia swojego sposobu rozumienia rzeczywistości w zakresie spraw zasadniczych i fundamentalnych. Ponieważ demokratyczne i liberalne społeczeństwo nie może tolerować takich postaw należy się jego logice przeciwstawić, albowiem granicą dla tolerancji musi być brak tolerancji – głównie ze względu na samospełniającą się przepowiednię, a raczej zamiar Breivika – zmiany rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Oczywiście z pełnym szacunkiem dla ofiar dramatycznych wydarzeń, przepełnieni w żalu po bolesnej stracie i pewni potrzeby bezwzględnego ukarania sprawcy – prześledzimy tok jego rozumowania i logikę, jaką kierował się w swoich rachubach. Albowiem ten człowiek podjął grę o najwyższą stawkę, – jaką jest wg. niego „przebudzenie sumień” europejczyków, a w istocie perfidna próba wprowadzenia do głównego nurtu życia politycznego i społecznego krajów europejskich – już dawno zapomnianych „-izmów” w nowej formule – strawnej dla postchrześcijańskich społeczeństw konsumpcyjnych.

    To, co uczynił Breivik jest w pełni haniebne, to zwykłe pozbawione skrupułów mordowanie ludzi – ze względu na podejrzenia, co do ich poglądów obyczajowych i politycznych. Z tego względu Breivik, jako autor, pomysłodawca i wykonawca zamachów oraz masowego mordu – zasługuje na pełne potępienie przez cywilizowane społeczeństwa. W jego działaniu niezwykle istotny jest aspekt tchórzostwa albowiem, jako zbrodniarz zaplanował swoje działanie w oparciu o pełną przewagę sytuacyjną wyrażoną w uzbrojeniu – to bomba i karabin stanowiły źródło jego siły. Nie potrafił się inaczej przeciwstawić temu, czego nie akceptuje. Tylko tchórze sięgają po broń wobec nieuzbrojonych. Jego czyn jest w tym wymiarze ohydny i zasługuje na potępienie. Jego działanie nie jest oryginalne, to powielenie taktyki terrorystycznej tzw. samotnego wilka, którą opisał w latach 70 tych XX wieku Joseph Tommasi. Chodzi o poświęcenie świadomej ideologicznie jednostki, dla naświetlenia idei – poprzez brutalny akt terroru – wymierzony w znienawidzony system.

    Jedynie poprzez „damnatio memoriae” czyli potępienie pamięci o Andersie Behringu Breiviku możemy powstrzymać rozpoczęte przez niego dzieło odrodzenia ksenofobii i nienawiści w głównym nurcie życia publicznego na naszym kontynencie. George Orwell w powieści „Rok 1984”, użył określenia „nie obywatel”, „nieosoba” (unperson) w stosunku do osób, wobec których system zastosował procedurę damnatio memoriae.

    Breivik całą swoją ideologię i potrzebę walki z systemem, jaki zna opiera na twierdzeniu, że to jemu (i jemu podobnym) dzieje się krzywda – i ma prawo bronić się, albowiem w istocie, chociaż atakując – czyni to w samoobronie, przed marksizmem i multikulturowością. Wedle jego sposobu rozumienia rzeczywistości, ma on prawo bronić się – nawet barbarzyńskimi metodami, przed wielkim barbarzyństwem, które jest realizowane w jego kraju i Europie. Breivik przeciwstawia się kilku największym zagrożeniom dla Europy i jej białych chrześcijańskich mieszkańców. Największym zagrożeniem, są wedle niego kulturowi marksiści, którzy dopuścili do obecnego stanu rzeczy – tj. zezwolenia na masowe osiedlanie się emigrantów z krajów nie europejskich i nie chrześcijańskich w Europie. W jednej z wypowiedzi, mówi nawet, że zdecydował się zaatakować cel określany, jako polityczny – podejmujący (pośrednio) decyzje o pozwoleniu i tolerowaniu na osiedlanie się muzułmanów w Europie (Norwegii), a nie samych muzułmanów – albowiem to nie ich wina, że zostali tu zaproszeni. Jest to ultra prymitywne i wybitnie cyniczne, albowiem w istocie Breivik skonstruował sam sobie wroga – łączącego trzy odrębne i nie łączące się cechy – marksizm, liberalizm i Islam. Dokładnie sposób wykreowania wroga przez Breivika zdekodował Slavoj Žižek w wybitnym tekście „Czego chce Europa?” zamieszczonym na portalu „Krytyki Politycznej” w sierpniu 2001 roku. Jeżeli na to nałożymy znany w psychologii kompleks Herostratesa – tj. obsesyjne ogarnięcie żądzą zyskania wiecznej sławy, z jednoczesną gotowością dokonania w tym celu zbrodni. Uzyskamy obraz człowieka, który nie tylko doskonale wiedział, co robi, ale robił to w pełnym poczuciu własnej słuszności – z myślą o swoim obrazie u współczesnych i potomnych, jako o osobie wybitnej, nadającej nowe – w jego mniemaniu właściwe znaczenie dotychczasowym faktom. Breivik w swoich działaniach kierował się dwoma głównymi wyznacznikami: żądzą zmiany historii, oraz chęcią zogniskowania nastrojów i postaw ksenofobicznych w Europie.

    Breivik nie wziął się znikąd. Jest wytworem zachodniego postchrześcijańskiego – w tym wydaniu postprotestanckiego społeczeństwa, które żyje przez lata w niewyobrażalnym dostatku, bez realnych problemów egzystencjonalnych. Breivik reprezentuje bogate, burżuazyjne społeczeństwa o tradycjach purytańskich i bardzo zasadniczym podejściu do życia i kwestii kluczowych jak religia, wychowanie, rodzina, państwo, społeczeństwo itp. niestety to społeczeństwo miało już wszystko, co najmniej jedno lub dwa pokolenia temu. Nie pamięta już, czym jest wojna i związane z nią nieszczęścia. Nie ma zagrożenia egzystencjalnego ze względu na niskie dochody, uniemożliwiające swobodną egzystencję pomimo pracy. Współcześni Norwegowie to prawdopodobnie najszczęśliwsze społeczeństwo pod słońcem – ultra zamożny kraj bogatych i szczęśliwych ludzi. Kraj, – co trzeba ponownie podkreślić – bez problemów, bez realnych wyzwań. Kraj poszukujący dla siebie nowej formuły, w nurtach ekologicznych, myśleniu o równouprawnieniu kobiet, mniejszości seksualnych, którego opinia publiczna angażuje się w protesty przeciwko okupacji Palestyny a przeciętnego obywatela – pomimo niesłychanie wysokich kosztów życia stać, co dwa lata lub częściej na zakup nowego samochodu najwyższej klasy z masowo produkowanych modeli.

    Niestety kraj bez problemów, totalnego dobrobytu – w ramach polityki równościowej i ogólnej miłości do wszystkiego, co można miłością obdarzyć pozwolił sobie na ekstremalny eksperyment w zakresie polityki społecznej. Norwegowie przez ostatnie 30 lat liberalnej polityki emigracyjnej doprowadzili do wykreowania w ich kraju obcych kulturowo i religijnie mniejszości etnicznych – stanowiących w sumie około 10% społeczeństwa! Na około 5 mln ludności – łączna liczba imigrantów sięga 0,5 mln. Szczegółowe dane są dostępne na stronach Norweskiego Urzędu Statystycznego „Statistisk sentralbyrå” [tutaj] (w języku angielskim). W niektórych miastach jak np. w stolicy Oslo – liczącym około 0,5 mln mieszkańców ma miejsce koncentracja mniejszości – w stolicy stanowią oni już ponad 25% mieszkańców.

    To powoduje, że obcokrajowcy są widoczni na ulicach. Ponieważ europejski sen o społeczeństwie wielokulturowym – nigdzie się nie udał i jak dowodzi powojenna praktyka – asymilacja obcych kulturowo i cywilizacyjnie imigrantów – zwłaszcza z krajów Islamu, jest niemożliwa, przynajmniej bez zmiany podstaw cywilizacji europejskiej – dla wielu ludzi istniejąca sytuacja zaczyna jawić się, jako problem. Nie chodzi tu o popieranie nastrojów homofonicznych lub nacjonalistycznych. Niestety czy to się nam podoba czy nie, ludzie mają prawo do swoich poglądów i jak do władzy w jakimś kraju w europie dojdzie partia reprezentująca ludzi – jawnie domagających się usunięcia obcych kulturowo imigrantów, to stanie się to faktem – taka polityka zostanie wprowadzona w życie. Niestety na tym polega demokracja. Nie chodzi o to, czy to dobrze, czy źle. Ale ludzie mają prawo do manifestowania swojego dyskomfortu, ze względu na swój stosunek do otoczenia, w którym żyją. Nie chodzi tu o to, że komuś przeszkadza zapach kebabów – przygotowywanych na ulicach naszych miast. Ale najzwyczajniej w świecie musimy zrozumieć tych ludzi, którzy nie chcą żeby do ich kraju: Norwegii, Polsce, Niemczech, zezwalano na masową emigrację ludzi, którzy reprezentują obcą ekspansywną kulturę i nie mają zamiaru się integrować z lokalnym społeczeństwem – bardziej niż wymagają tego do jakiegoś stopnia okrojone stosunki gospodarcze.

    Zrozumienie tej zależności jest podstawą do zrozumienia demona, który zrodził Breivika i jego zbrodniczą ideologię. Nie ma nic dziwnego w tym, że w danym kraju żyją ludzie tolerancyjni i zezwalający na liberalizacje obyczajów oraz między innymi liberalną politykę imigracyjną. Jednakże, jeżeli ktoś podniesie publicznie – ogłosi, ośmieli się powiedzieć – tłumiąc strach przed publicznym napiętnowaniem – że on sobie, nie życzy, żeby rząd kontynuował politykę łatwej imigracji do jego ojczyzny – to prawie zawsze automatycznie jest uznawany za homofoba, nacjonalistę, prawicowca, wroga równości, osobę nietolerancyjną itd. jest to podstawowy błąd poznawczy, generowany przez kulturę masową i media – które Breivik nazywa marksistowskimi. Chodzi o to, że tolerancja nie musi oznaczać akceptacji, a na pewno nie może narzucać określonego zachowania – tj. zmuszać do akceptacji, albowiem w żadnej mierze to już nie jest tolerancja. Przymus do tolerowania wyłącza tolerancję, powoduje, że nie jesteśmy tolerancyjni, albowiem przez źle rozumianą tolerancję wyłączyliśmy się na możliwość nie tolerowania tego, co jest uznawane w danym momencie za kanon dla danego systemu. Jest to problem stary jak świat, obecnie w Polsce będzie musiał się z nim zmierzyć Kościół Katolicki – niestety nie pisze się o tym i nie mówi w mediach. Zrozumienie subtelnej różnicy pomiędzy fałszywą tolerancją a tolerancją prawdziwą to wyjątkowa sztuka, na którą stać jedynie osoby wolne od zatruwającej umysł medialnej sieczki, którą obdarowują nas mainstreamowe media.

    Innymi słowy, nie ma niczego złego w tym, żeby domagać się zakazu imigracji do własnego kraju. Można dyskutować – a nawet trzeba na temat sensu wielopokoleniowej pomocy społecznej dla wyspecjalizowanych w życiu na rachunek państwa rodzin imigrantów, można dyskutować o wkładzie w życie lokalnych społeczeństw – islamskich społeczności – tworzących własne zamknięte struktury, można dyskutować o przestępczości wśród imigranckiej młodzieży. Można dyskutować też na inne tematy, co „goście” wnoszą do lokalnej kultury, życia gospodarczego i społecznego. Albo czym wzbogacają lokalne społeczności, co dają z siebie – dla państwa przyjmującego. Jest z tym pewien problem, albowiem w przypadku imigrantów z europejskiego kręgu kulturowego generalnie ocenia się jednostki, – czyli patrzy, jakim człowiekiem jest dany sąsiad, pracownik itd. Natomiast w przypadku nieintegrujących się muzułmanów jest problem z uniknięciem dokonywania oceny zbiorowej – adresowanej względem ogółu. Jest to niesłychanie trudne, bolesne i często niesprawiedliwe, – ale to konsekwencja zamknięcia się muzułmanów na otaczający ich świat – przyjmującej ich kultury. W ten sposób dochodzimy do sedna problemu – samego jądra ideologii Breivika. Zauważył on zagrożenie dla europejskiej kultury i cywilizacji ze strony rozwijających się wspólnot muzułmańskich, które żyją obok europejczyków, wyznając własne prawa, obyczaje i nie tylko nie czują potrzeby się integrować, – ale integrację na płaszczyźnie cywilizacyjno-obyczajowo-prawodawczej uważają za niemożliwą, albowiem na przeszkodzie stoi genetyczna sprzeczność Islamu wobec Chrześcijaństwa. Nie chodzi o to, że Islam nie uznaje Jezusa za Boga, ale o całość spraw związanych z uwarunkowaniami społecznymi funkcjonowania jednostki i rodziny w zgodzie z regułami Islamu. W praktyce są one nie do pogodzenia z państwem postchrześcijańskim, ale opartym na nim prawie i moralności chrześcijańskiej – nawet w liberalnych i poprawnych politycznie krajach laickich i protestanckich. To czy się nam podoba czy nie, ale udowodnił to Breivik. W tym znaczeniu można mówić, że „zawdzięczamy Breivikowi” obnażenie rzeczywistości, której realny kształt jest z niewiadomych powodów ukrywany przez mainstreamowi media w oficjalnym przekazie. I nie ma już żadnego znaczenia, czy muzułmanie stanowią zagrożenie czy nie! To w momencie upublicznienia mordu dokonanego przez Breivika zeszło na plan drugi. Nie liczy się już realna sytuacja, tylko jej obraz, jaki mamy wytworzony w odbiorze opinii publicznej, a ściślej sposób jego percepcji.

    Breivik swoim „protestem”, albowiem w istocie jego filozofii to, co zaplanował i przeprowadził miało uzasadnienie, albowiem to „protest” i kontestacja otaczającej go systemowej rzeczywistości były motorem jego haniebnego działa – odniósł się do otaczającej go rzeczywistości. Nie ma znaczenia czy inaczej nie chciał, czy nie umiał. Ważne jest to, że uznał jakikolwiek dyskurs publiczny za bezcelowy i postanowił przejść od pisania bloga do działania – takiego, jakie uznał za najbardziej odpowiadające jego ideologii i odzwierciedlającej prawo do samoobrony. W tym kontekście Breivik jest podwójnie tchórzliwy, ale przerażająco skuteczny. Albowiem swoim czynem – wywołał dyskusję i pokazał ludziom mniej lub jeszcze mniej nieistniejący problem, który tli się w głowach wielu z nas. Liczy się obraz i jego percepcja to, co widzimy dzisiaj na scenach z procesu tego mordercy to przebłyski humanizmu i głębokiej ideologii prawicowej.

    Problem z wojną cywilizacji polega na tym, że niestety rozgrywa się ona najczęściej w naszych głowach. To, co zrobił Breivik to jedynie zewnętrzny wyraz tchórzliwej, ale niesłychanie wyrafinowanej gry psychologicznej stawiającej jego, jako jednostkę w równowadze do społeczeństwa norweskiego i społeczeństw całej Europy. On, jako kreator nowej rzeczywistości – pokazał „problem”, podkreślając go krwią wytypowanych – niewinnych i starannie dookreślonych ofiar. Generalnie przeliczając maksymalny wymiar kary dla Breivika przez ilość ofiar dochodzimy do dramatycznej dygresji, że za każde odebrane życie posiedzi w luksusowym więzieniu około 3 miesięcy! Czy można sobie wyobrazić bardziej perfidną a w istocie skuteczną metodę walki z systemem? Przecież rany zadane przez Breivika nie zagoją się przez następne 21 lat – społeczeństwo norweskie będzie na trwale upośledzone. Podejrzenie o brak tolerancji będzie oznaczało natychmiastowy ostracyzm, co w ogóle wykluczy jakąkolwiek dyskusję o kluczowych dla tego państwa sprawach. Po latach doprowadzi do kolejnych ekstremalnych posunięć – jednostek lub grup. A w skrajnym przypadku do dokonania wyboru polityków – decydentów, myślących w sposób dokładnie taki sam jak Breivik, ale nieujawniających tego publicznie.

    Właśnie to ryzyko – dojścia do władzy w Europie osób, nurtów, skrycie wyznających tą samą ideologię, co Breivik jest największym zagrożeniem jego smutnego dziedzictwa. To, co obserwujemy już dzisiaj na migawkach z procesu Breivika – gest wyciągniętej ręki, łzy, emocje, odwołania do narodu, nieuznawanie sądu, – czyli reguł itp., to spektakl, który już kiedyś miał miejsce. Adolf Hitler miał do dyspozycji jedynie radio, prasę i kroniki filmowe, –niesłychanie skutecznie po nieudanej próbie puczu monachijskiego – ośmieszył cały system Republiki Weimarskiej przed jej własnym sądem. Trudno sobie wyobrazić, co dzisiaj może zrobić sprytny mówca – a takim z pewnością jest Breivik – przy możliwościach dzisiejszych środków masowego przekazu. Ziarno zła kiełkujące w umysłach wielu ludzi nie może być w żaden sposób pielęgnowane. Nie można na to pozwolić. Demon przeszłości może się bardzo szybko przebudzić – wystarczy, że jedynie pogłębi się kryzys ekonomiczny. Nic więcej nie trzeba.

    Reasumując, Breivik to wyjątkowo sprytny i wysublimowany terrorysta – samotny wilk, walczący o swoją sprawę. Celem zbiorowego mordu, jaki dokonał było zbudzenie ziarna zła w sumieniach zwykłych ludzi, dla których nietolerancyjnych skrywanych postaw nie ma w naszej sferze publicznej miejsca. Breivik pokazał wszystkim źródło problemu, dokonując ataku dokładnie tam, gdzie najsilniej zaboli. Doskonale wiedział, co robi, po co, dla kogo i ile czasu będzie musiało upłynąć aż nastąpi „przebudzenie”, w jednej z wypowiedzi ocenił że „dojdą” do władzy w 2020 roku. Między innymi, dlatego, poza osądzeniem ohydnej i tchórzliwej zbrodni, której dokonał należy mu się, jako unperson kara damnatio memoriae – wymazanie z pamięci.

    Jednakże czy ten demon zła da się wymazać z naszej świeżej pamięci? Odpowiedzmy sobie sami, czy chcielibyśmy mieć za sąsiadów wielodzietną rodzinę z kraju islamskiego, żyjącą z pomocy społecznej, (czyli na nasz podatkowy koszt), której dzieci będą bazgrolić po klatce schodowej i masce naszego samochodu… odpowiedzmy sobie na to pytanie sami… Zwłaszcza jakby pojawiło się kilka takich rodzin… Być może wówczas ujawni się fakt, że wielka idea „multikulturalizmu bez zobowiązań” to abstrakcyjna utopia, a ta jak wszystkie inne utopie nie oznacza niczego dobrego w praktyce.