- Społeczeństwo
Jeden letni dzień z życia psa
- By Izabella Gądek
- |
- 16 sierpnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Gapie się i gapie na nią a ona jak spała tak śpi… OK, pokręcę się trochę, poszuram zapięciem obroży po kaflach. Wiem, że tego nie lubi, ale sama sobie jest winna. Od 4.30 jest parno, gorąco a ona udaje, że te upały jej nie dotyczą. Czy ona pomyślał co ja mam z tym futrem, które tak lubi gładzić – kiedy jest 40 stopni w cieniu? Mogłaby pomyśleć, że nad ranem beton, po którym muszę się wlec na łąkę – jest nieco chłodniejszy o 7 niż 10… Ci ludzie czasami są tacy bezmyślni…
Gapie się i gapie… pewnie jest już 9.15. Przeważnie o tej otwiera oczy więc leżę naprzeciwko wpatrzona w każdy ruch na jej wielkim łóżku, który odgania sny…
Wreszcie… ,,Ooooo mój kochany piesek, chodź do mnie Deedusiu”… „Srusiu, k**** wstawaj!” – Myślę po cichu, ale drepcze posłusznie merdając ogonem, bo wiem, że nie odpuści. To jej „ooooo” brzmi jak zaskoczenie, a niby co ją tak dziwi, że jestem – skoro widzi mnie po przebudzeniu od 11 lat… „Jezuuuu”… Trochę pomierzwiła moje „skaranie boskie” i wstała. Mamy ustalone, że wstaje, ubiera spodenki, koszulkę, klapki jak są na dole pokazuje je gdzie zostawiła, żeby zbędnie nie kręciła się po chacie, bierze smycz, klucze, telefon/na co jej ten telefon jak ja poranny spacer mam krótki?/ i wychodzimy.
Byłam ustawiona z Sharkim na 9, ale tradycyjnie jestem spóźniona. Friend jednak wg ustaleń zostawił mi na łące kilka wytycznych na dzisiejszy dzień. On też nie ma lekko. Chyba nawet gorzej niż ja, bo moja pani wiecznie siedzi w domu i maltretuje niemiłosiernie godzinami to swoje „jabłko”, a on po porannym spacerze siedzi bite 9h sam. Zawsze. Oszaleć można. Mówię mu czasem co jest w TV ciekawego, czy polecam jakieś lektury, ale ile można się gapić w ekran do cholery?! Dobrze, że chociaż ma michę pełną, no ale wiem, że samotność mu doskwiera i zdiagnozowali mu depresję…
Pokręciłam się chwilę po rewirze, załatwiłam swoje sprawy i wróciliśmy do domku. Zaraz będę miała pełną miseczkę. Niestety tradycyjnie ta pani wsypie mi z pojemnika ten syf, a sama otworzy lodówkę, którą uwielbiam. Chowa tam przede mną wszystkie najlepsze rzeczy. Czy ja mam k**** karę, czy robi to na złość?! Dobrze, że czasem dostaję niektóre z jej zawartości… ehhh … pieskie życie. Zjem więc teraz to co mam, potem wymuszę coś na niej. Idę z powrotem spać. Jakaś senna się robię…
Nosz tak myślałam. Nie wiem ile drzemkowałam, ale moja pani, jak siedziała przy tym swoim srebrnym cudeńku – tak siedzi. Co ona tam wiecznie robi? Poleżałaby sobie czy coś… Sama nie wiem. Zawsze to mogłaby się ze mną pobawić, ugotować mi coś… Idę na taras – zobaczę co słychać na dzielnicy, chociaż straszny upał. Fajnie, że doczekałam wreszcie lata, kiedy rozkłada mi wielki parasol, żeby mi nie świeciło słonko w oczka. No tak, na dole ten snob znów skręca przez telefon laski na całonocne penetrowanie. Sąsiadka obok gotuje baraninę. Ta przynajmniej coś je, bo mojej pani od lat wystarcza sałata. Hmmm poniżej znowu afera. Narodziła tych dzieci i teraz je w kółko tłucze … masakra… o i widzę kota. Skrada się po trawniku jak psychol, ale kto zrozumie kota?…
Wracam z tarasu, a ta dalej w tej samej pozycji. No nic. Dam jej do zrozumienia, że jestem głodna, bo coś ma na talerzu. Siadam zawsze blisko, ale nie na tyle, żeby ją wkurzyć i czekam wpatrując się w każdy ruch, który połączony jest z czymś smakowitym. Jezuuuu jak to pachnie! Zrobiła sobie na śniadanie tuńczyka z jajkami, a ja w misce mam to gówno! Chce tuńczyka! Wrzeszczę jej to w twarz przebierając łapkami! Wpatruję się w widelec, który ma na sobie te pyszności i błagam wzrokiem o to samo! Wreszcie się zlitowała. Dała mi to skończyć. Pyszne. Mniam. Skoro pojadłyśmy, to teraz kolejny spacer. Czas żebym sama sobie coś upolowała. No pani! Idziemy! O zauważyła mnie dość bezproblemowo. Znów zabiera tego durnego IPhone-a. Powariowali z tymi jabłkami. Serio. Jarają się nimi jak pies kością. Macają te rzeczy, stękają do nich… oszołomy…
Za każdym razem jak pani gada przez to obpalcowane pudełko, albo spotka którąś z miejscowych plotkar – staram się zniknąć z jej horyzontu. Mam wtedy kilka minut tylko dla siebie. Tropię więc w ekspresowym tempie jakieś smakowite padlinki, albo inne cuda pozostawione przez dobrych ludzi, żebym mogła zróżnicować dietę. Czasami wytarzam się w czymś cudownym, no ale wtedy muszę liczyć się z srogimi konsekwencjami… I tak mnie wyszoruje kilka razy w wannie, ale i wrzeszczy o tym do wieczora. Dziś jednak nie mam na to czasu. O ! Już skumała, że mnie nie ma… czas wracać… Stoi ze znajomym z innego osiedla, a on ma najdurniejszego psa w okolicy. Zawsze stara się mnie pocałować, chociaż wie, że tego nie cierpię!
Po powrocie pani znów otwiera lodówkę. To zawsze może przynieść jakiś dodatkowy kąsek…Tym razem serek żółty, też lubię, dzięki… Fajna ta moja pani czasem. Znów siadła do kompa, wiec i ja idę poleżeć… Pokontempluję z kim wdać się teraz w jakiś romans… Szczerze, to wiele opcji mi już nie zostało. Powoli te moje wybory – schodzą na psy…
Obudził mnie domofon. Praktycznie codziennie wieczorem tak jest. Goście. Więc pani rozpoczyna wieczór. Muszę się przywitać, zaprezentować, czasem jest debilna tresura, potem jakieś smakołyki, zaczynają pić i im dłużej siedzą tym stają się głośniejsi. Im więcej pustych butelek, tym więcej dostaję z ich spoconych paluchów – ot taka jakaś dziwna zależność. Pani wtedy już odstawia srebrny lapik i dużo się śmieje. Muszę jej delikatnie przerwać, idziemy na ostatni spacer, a po powrocie obserwuję ich aż do czasu, kiedy wreszcie wyjdą. Wtedy znów jest cicho, przyjemnie i błogo. Pani spędza trochę czasu w łazience i idziemy spać. Ona śpi zawsze w sypialni a ja gdzie sobie zadecyduje. Dziś mam kaprys spać w salonie. Jak zaśnie pooglądam ostatni mecz dzisiejszego dnia z Montrealu. Lubię tenisa. Jest tak zmysłowo elegancki… Potem zasnę. Może w nocy przeniosę się do pani, żeby jutro znów usłyszeć to jej bezsensowne ,,ooooo Didusiuuu’’…