• 17 marca 2023
    • Polityka

    Czy rządzący miotają się w bezradności?

    • By krakauer
    • |
    • 14 sierpnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Czy rządzący miotają się w bezradności? Tutaj krajowi grozi brak prądu, bo się zrobiło ciepło, tam inwestycja za kilka miliardów przepadła, na spotkaniach objazdowych pani premier – przekrzykuje się z demonstrantami. Wszystko wygląda już na upadek, rządzący są bezradni, w tym w szczególności są bezradni po śmiertelnej walce o kształt własnych list wyborczych. To musiało być niezmiernie wyczerpujące, ponieważ co jest niesłychanie ciekawe – partia milczy. Jedynym głosem swojej partii istotnym publicznie dzisiaj jest sama pani premier. Reszta działaczy, jakoś nabrała wody w usta i czeka na ciąg wydarzeń, bojąc się odezwać, bo dyskusji nie ma, jak powiedział jeden z hunwejbinów systemu – już jest czas mobilizacji i walki.

    Rząd podjąć ciężką próbę walki z „memami”, tworzonymi przez antysystemowo nastawionych ludzi, w tej chwili zapanowała moda na udowadnianie, że „Polska nie jest w ruinie”, co jest już samo w sobie jedną wielka przegraną, albowiem publicznie bronią się przed negatywną tezą. Jednak to w istocie nie ma znaczenia, bo o więcej niż PR – tego rządu po prostu nie można posądzać, to byłaby strata czasu.

    Niestety jednak, co jest najgroźniejsze i co przeważy na negatywnym dziedzictwie tego rządu, jest jego absolutny brak w dyskusji na temat przyszłości Unii Europejskiej. Po pierwsze nie dzieje się prawie nic, żeby taką dyskusję prowadzić w kraju, a po drugie nie słychać jakoś o aktywności polskiej dyplomacji i rządowych think tanków – sponsorowanych bardzo hojnie z publicznych pieniędzy na forum unijnym – kuluarowo – lobbingowym. W ogóle w gabinetach Unii nie istniejemy, nie ma sprawy polskiej, polskie zdanie się nie liczy. Już nawet totalnie negatywnie oceniany były minister spraw zagranicznych, miał przynajmniej tą cechę, że potrafił powiedzieć kilka słów, które – oczywiście przeważnie oparte na błędnych przesłankach i prowadzące do opłakanych skutków, ale jednak liczyły się jako głos. Oczywiście żadne pocieszenie z psucia spraw, tylko dzisiaj alternatywą jest nieobecność!

    Polityka wschodnia umarła, padła i leży, nikt nie chce się nawet zbliżyć do jej truchła, ze względu na trupi smród jaki wokół siebie roztacza. Jednak jakoś trzeba „tę żabę” zjeść, albowiem nie może być tak, żeby państwo 30-kilku milionowe, aspirujące przez ponad 10 lat, do kreowania jednego z wektorów unijnej polityki, po tak porażającej klęsce, do której się przyczyniło, nie potrafiło chociaż sporządzić białej księgi zakończenia i wyjścia oraz wyciągnięcia wniosków. Rząd pani Kopacz mógł to zrobić, był na to czas, co więcej byłoby to bardzo istotnym merytorycznym studium przypadku, pokazującym sposób działania zachodnich sojuszy. Po przegranej pana Komorowskiego, nie ma już naprawdę żadnych przeszkód, żeby ukazać całe zło, naiwność, nieudolność i problematyczność realizowanej przez lata tzw. polityki wschodniej. Oczywiście trudno wymagać od tego środowiska, żeby się samo oczyściło stawiając odpowiedzialnych w kraju za tą politykę przed Trybunałem Stanu.

    Mniejszy koalicjant okazał się niezdolny do wywarcia jakiegokolwiek liczącego się wpływu na kształt realnych działań istotnych dla państwa. Wielka szkoda, albowiem to wspaniała partia, wyjątkowych ludzi – wielkich polskich patriotów, państwowców i ludzi serdecznych, uczciwych, a jeżeli chodzi o dokonania na rzecz państwa – porażka, cofanie systemu w rozwoju i upadek. Społeczeństwo będzie bardzo długo pamiętać ministrowi pracy z PSL-u – niewolnicze zmiany w Kodeksie pracy, w ramach słynnego pakietu antykryzysowego!

    Sztandarowa inwestycja państwa – gazoport, jak nie działał, tak nie działa, chociaż już podobno tylko promili brakuje do końca realizacji, czy też odbiorów. To szok, jak bardzo państwo jest nieudolne i nie potrafi przeprowadzić najprostszej operacji – za którą płaci. O energetyce jądrowej w kontekście obecnych problemów z dostawami energii, można tylko mówić jak o czymś równie prawdopodobnym jak osiedlenie się Polaków na Marsie lub jednej z nowo odkrytych planet w odległej galaktyce.

    Prawdopodobnie ostatnim akordem ciągów złych decyzji tego rządu, będzie sprowadzenie do Polski niechcianych – tzw., uchodźców. Pani Kopacz podjęła wielkie ryzyko, godząc się na ten manewr, rzekomo „zaszantażowana” przez Niemcy – domagające się solidarności wobec krajów południa, analogicznie do tego, jak nasz rząd domaga się solidarności w sprawie bezprawnych i szkodliwych sankcji wobec Federacji Rosyjskiej. Nic bardziej nie pokazuje, jak słaby to jest rząd, jak niesamodzielnie prowadzi politykę i jakie wielkie pasmo porażek dla kraju spowodował. Prawdopodobnie nawet jakby nie podejmowali żadnych decyzji, to też bilans ich kadencji byłby negatywny.

    I nic nie poradzimy na to, że ci co prawdopodobnie przyjdą po nich, będą jeszcze gorsi…