• 17 marca 2023
    • Polityka

    Pierwsze rysy na niezłomnym obliczu?

    • By krakauer
    • |
    • 12 sierpnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pojawiają się pierwsze rysy na niezłomnym obliczu nowego prezydenta, albowiem tenże pośrednio oświadcza że nie jest w stanie spełnić swoich obietnic wyborczych, bo ich realizacja zależy od rządu. Nawet przywołuje rząd do przygotowania stosownych rozwiązań, a rząd na to robi wielkie oczy, tłumacząc, że to nie on obiecywał, tylko pan Duda i to pan Duda powinien wiedzieć jak swoje obietnice przeprowadzić. Na to od pana Dudy możemy usłyszeć, że ktoś chyba nie chce z nim współpracować.

    Infantylne? Naiwne? No jak to nazwać? Taka jest rzeczywistość i to robi dorosły człowiek z tytułem doktora nauk prawnych! Po prostu coś niesamowitego! Wiadomo, że polityk może grać na emocjach i posuwać się do wszystkiego w granicach prawa, żeby tylko przeforsować proponowane zmiany, ale w tym przypadku nie słychać nic o proponowanych zmianach. Bardziej to wygląda na jakąś formę przyznania się do niemożności systemowej, przy czym przecież to wszystko było wiadome przed wyborami? Skąd więc te obietnice? Jak człowiek uważający się za Chrześcijanina, a nawet jak widać po uczestnictwie w mszach świętych, za Katolika, mógłby posunąć się do takiego rozdzielenia sfery realnej od sfery przyrzeczonej publicznie?

    Wychodzi na to, że trzeba zapytać czy pan Duda – prawdopodobnie – celowo obiecywał więcej, niż wiedział, że będzie mógł spełnić, albowiem prawdopodobnie nie liczył się z wygraną? Teraz jak wygrał, może warto się o te wszystkie sprawy upominać? Szanowni Państwo – bądźmy konsekwentni, to nie są żarty, to jest nasze państwo. Nie da się niczego zwalić ani na komunę, ani na okupanta, ani nawet na pana Tuska, chociaż bardzo by się chciało. Tymczasem jednak, jeżeli się publicznie złożyło szereg obietnic, a w pierwszym tygodniu po objęciu urzędu, narzeka się na brak czarodziejskiej różdżki i chce się przerzucić odpowiedzialność na rząd za swoje pomysły polityczne, będące utopijnym rozdawnictwem i fikcją połączoną z dobrą wolą, to coś mocno jest nie tak.

    Ponieważ establishment polityczny nie jest w stanie się ze sobą pogodzić w żadnej sprawie, nawet w celu unikania po prostu łamiących zasady wpadek, to system władzy publicznej w Polsce musi zawierać zabezpieczenia przed głupotą i kłamstwami polityków. Chodzi o to, żeby nie byli bezkarni jeżeli chodzi o ponoszenie skutków ich błędów i zaniechań. Jeżeli społeczeństwo ma cierpieć, to niech także i cierpią oni. Wiele w tym zakresie nie można zrobić, ale nie ma żadnych przeszkód, żeby uaktywnić Trybunał Stanu, tak żeby badał celowość działań politycznych, konfrontując np. obietnice wyborcze z ich późniejszymi wdrożeniami, jeżeli tylko polityk wygra wybory. Wystarczyłoby, żeby to miało jedynie honorowy charakter, najlepiej jeszcze na podstawie badań Najwyższej Izby Kontroli, jeżeli chodziłoby o stronę finansową przedsięwzięć. Coś trzeba spróbować stworzyć, nawet jeżeli miałoby to inkwizycyjny charakter i płonęłyby polityczne stosy, to przy bierności społeczeństwa, serwilistycznym lizusostwie znacznej części mainstreamowych mediów – musi być jakieś narzędzie, procedury i mechanizmy kontroli kłamstw polityków.

    Co do osoby obecnego prezydenta, to nadal trzeba panu Dudzie dać szansę na działanie, jednak warto byłoby, żeby ktoś mu uświadomił, że nie jest sekretarzem partii w województwie i gospodarskim okiem nie rzuci na kolejne problemy likwidując je w mig. To wspaniale, że pan Duda odważył się już na wiele jak np. na mówienie o głodzie dzieci w Polsce, jak również że generalnie nie są mu obce problemy zwykłych ludzi. Jednak jako prezydent powinien działać na poziomie odniesienia właściwym dla prezydenta. To właśnie jako prezydent, może np. inicjować dyskusje o strategicznych sprawach dla Polski, wśród których można poruszyć tak hańbiące problemy jak niedożywienie i nieodpowiednie odżywienie dzieci z ubogich rodzin w państwie zdolnym do wielokrotnej nadprodukcji żywności wobec swoich własnych potrzeb!

    Na pewno po jakimś czasie pan Duda „wyrobi się”, w tym znaczeniu, że jakiekolwiek naiwne utarczki słowne z rządem lub kimkolwiek nie będą powodowały kolejnych rys na majestacie jego osoby. Gdyby dzisiaj rządzący byli mniej naiwni i mniej przerażeni skalą własnej porażki, to przecież wręcz domagaliby się od pana Dudy przedłożenia projektów ustaw, zakładających wykonanie jego obietnic wyborczych. Byłaby z tego „beka” na skalę nieporównywalną z niczym w dotychczasowej historii kohabitacji ostatniego 26-cio lecia. Nie doradzajmy jednak temu rządowi, jego czas po prostu musi się dopełnić.