• 17 marca 2023
    • Polityka

    Skompromitowani wybierają się bocznymi drzwiami do parlamentu

    • By krakauer
    • |
    • 22 lipca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Czytając portale społecznościowe różnych osób publicznych, jak również słuchając ich wypowiedzi w różnych mediach, serce zaczyna boleć, albowiem skompromitowane gnidy wszelkiej maści wybierają się bocznymi drzwiami do parlamentu. Głównie do Senatu, ponieważ łatwiej jest do niego wejść, korzystając z jednomandatowej ordynacji wyborczej, którą niezgrabna grupa ludzi pod przewodnictwem pana muzyka próbuje za wszelką cenę wmówić Polakom. Warto żeby wcześniej dobrze przyjrzeć się jak to działa w przypadku Senatu, gdzie po prostu nie ma przebaczenia. Wchodzą osoby bardziej znane, z większą kasą na kampanię wyborczą i możliwościami. Jeżeli ktoś myśli o wejściu działaczy lokalnych, społecznych, ten może przestać marzyć.

    Mamy w tej chwili wiele różnej maści osób przegranych, czy to z powodu zegarków, czy też spotykania się na cmentarzach w celach biznesowych, ewentualnie po prostu wyrzuconych z establishmentu za kompromitującą politykę jaką prowadzili i poprzez którą przyczynili się do zagrożenia dla państwa. Mamy również byłych polityków, którzy już zasmakowali samych wyżyn władzy, ale wrócili do dobrze płatnych zawodów, a dzisiaj ponownie chcą wejść do władzy. Co więcej, nawet się nawzajem do tego zachęcają.

    Formalnie słyszymy o trosce o państwo, żeby pracować na rzecz ludzi i dla dobra społeczeństwa itd. Ewentualnie słyszymy o tym, że ktoś nie godzi się na dojście do władzy zjednoczonej prawicy i w związku z tym usiłuje za wszelką cenę dostać się do polityki, żeby czynnie wspierać itd. Tymczasem nie dajmy się zwieść, to właśnie w ten sposób skompromitowani wybierają się bocznymi drzwiami do parlamentu, właśnie po to żeby mieć immunitet.

    W partii rządzącej pojawił się problem, czy osoby skompromitowane w aferze nagraniowej, w której ciągle nie wiadomo kto nagrywał – mogą dostać jakiekolwiek, a najlepiej wysokie miejsca. Teoretycznie ma być sąd boży, tj. wyborcy mają zweryfikować, ale jest w tym pewne kłamstwo, ponieważ jak wiadomo w przypadku ordynacji proporcjonalnej wyborcy w zasadzie są tylko aktorami, mającymi najmniej do gadania, liczy się głównie miejsce na liście, która prawie zawsze pokrywa się co do zasady z ilością głosów, chyba że ktoś ma pecha i na jego liście kandyduje ktoś znany z ostatniego miejsca.

    Gdyby władze partyjne zdecydowały się na prawybory w okręgach to byłoby wszystko jasne, w tym znaczeniu, że mielibyśmy możliwość obserwowania wyników i na ich podstawie kształtowania list wyborczych. Być może byłoby to przekłamane, bo nie ma żadnej gwarancji, że bogatsi nie potrafiliby się lepiej zorganizować, jednakże coś musi być bardziej obiektywnym mechanizmem weryfikacji kandydatów, tak żeby doły partyjne się nie zbuntowały, a wyborcy w ogóle chcieli głosować. Dotychczasowe mechanizmy zawiodły, w tym znaczeniu, że mianowanie na jedynki – okręgowe lokomotywy wiąże się zawsze bardziej z lojalnością wobec centrali niż z zasługami. Czegoś takiego jak działanie lokalne i stopniowa budowa pozycji w naszych partiach nie istnieje.

    Na razie się dzieje, wiele osób ma nadzieje na wejście do koryta i uprzywilejowane życie, wiele osób już się cieszy, ale Polacy swój rozum mają i doskonale pamiętają, kto co i kiedy im obiecał. Kto i jakich obietnic nie dotrzymał. To wszystko jest bardzo trudne, zwłaszcza jeżeli dzieje się w relacjach lokalnych, w których ludzie są na siebie skazani i nie ma anonimowości. Trzeba brać na to poprawkę! Nie wszyscy pamiętają, jak na Podhalu było polowanie na tych, co głosowali na Aleksandra Kwaśniewskiego, czasami jedna lub dwie osoby w komisji.

    Teraz również czekają nas bardzo interesujące wybory, w tym znaczeniu że na listach niektórych partii zrobi się bardzo, ale to naprawdę bardzo ciasno. Wielu będzie zawiedzionych i rozczarowanych, również bardzo wielu pożegna się z polityką, w tym miejmy nadzieję, że najbardziej skompromitowani politycy, których wyrzucili ich właśni koledzy na zawsze. Być może pomysł na dwie kadencje jest bardzo dobrym pomysłem? Tak, żeby po dwóch kadencjach każdy musiał mieć chociaż jedną kadencję przerwy? Może wówczas udałoby się nieco przewietrzyć salony polityczne? W jaki inny sposób można próbować opanować te procesy, których opanować się nie da, ponieważ opierają się na personaliach a tu jak wiadomo nikt nie popuści?

    Może warto byłoby wybierać np. dwu lub trzykrotność osób na stanowiska w parlamencie, a następnie z zachowaniem klucza podziału partyjnego – losować z nich ostateczny skład? JOW-y są utopią, nie sprawdzą się w naszych realiach, są dokładnie takim samym losowaniem, przy czym możliwym do ustawienia lokalnie. Coś trzeba zrobić, żeby uratować naszą demokrację przed ludźmi skompromitowanymi. Na zakończenie warto dodać, że ludzie skompromitowani tylko dlatego mogą dalej ubiegać się o stanowiska, ponieważ nie działa kontrolna funkcja mediów.