- Społeczeństwo
Kwestia odpłatności za leczenie smakoszy tzw. dopalaczy
- By krakauer
- |
- 15 lipca 2015
- |
- 2 minuty czytania
Abstrahując od obowiązującego w Polsce ustawodawstwa jeżeli chodzi o profilaktykę i leczenie uzależnień jak również ratownictwa medycznego. Należy zadać pytanie o skutki finansowe leczenia smakoszy tzw. dopalaczy przez publiczną służbę zdrowia.
Nie da się bowiem nawet zdefiniować stopnia naiwności lub głupoty ludzi, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli sięgnęli po tzw. dopalacze. Jednakże oni przeważnie – jeżeli zdążą, to lądują w publicznych szpitalach, gdzie ich leczenie wywołuje istotne skutki finansowe. Warto zwrócić uwagę, że w dominującej większości te osoby wzięły nieznaną substancję na własne życzenie, z własnej woli, przyczyniając się do stanu zatrucia swojego organizmu. Następnie w konsekwencji wydarzeń, przerzucają koszty swojego ratowania (co nie budzi kontrowersji) i leczenia – co właśnie je budzi na społeczeństwo.
Warto pamiętać, że budżet publicznego ubezpieczyciela nie jest z gumy. Leczenie osoby, która zatruła się np. bakterią w przeterminowanym serku lub innym produkcie żywnościowym, czy też za bardzo nawdychała się oparów rozpuszczalnika w pracy to logiczne i uzasadnione potrzebami społecznymi okoliczności. Podobnie leczenie alkoholików nie budzi żadnych znaków zapytania, albowiem choroba alkoholowa jest znana, rozpoznana i jej konsekwencje, pod względem jej leczenia mamy jako kraj znaczne osiągnięcia. Jednakże w jaki sposób uzasadnić leczenie osób zażywających substancje nielegalne jak narkotyki i osób zażywających substancje nie przeznaczone do spożycia, jak również substancje o nieznanym działaniu?
Przecież leczenie tych ludzi to równolegle ograniczenie lub pozbawienie szans na leczenie innych pacjentów, którzy nie sprowadzili sami na siebie choroby, czy też sami sobie nie spowodowali złego stanu zdrowia. Smakosze tzw. dopalaczy nie mogą ukrywać się za niewiedzą, ponieważ od co najmniej pięciu lat w tym kraju wiadomo, że tego typu substancje, kwalifikowane obecnie tak jak narkotyki, są szkodliwe, a przez skomplikowanie swojego składu chemicznego po prostu nie wiadomo jak leczyć ich skutki. Każdy, zwłaszcza młodzież szkolna i studencka może z łatwością się o potencjalnej szkodliwości tego typu substancji dowiedzieć.
Co więcej, od kilku dni media w całym kraju po prostu są pełne informacji o tych nieszczęśnikach ze Śląska, premier kraju zapewnia nas, że prowadzone są działania, wojewodowie spinają swoje służby, Policja robi co może, nie ma żartów. Każdy chyba wie, że tzw. dopalacze stanowią zagrożenie i około 200 osób na Śląsku jest w szpitalach. Pomimo tego, nowe – kolejne osoby zgłaszają się z objawami zatrucia i prośbą o pomoc. Czy ktoś to potrafi w jakikolwiek racjonalny sposób wytłumaczyć, co się dzieje z naszym społeczeństwem? Wiadomo, że zawsze jest jakiś ułamek ludzi nieracjonalnych, ale przecież denaturatu się w społeczeństwie nie spożywa? Dlaczego więc spożywa się truciznę grożącą życiu jaką są w przeważającej większości tzw. dopalacze? Gdzie popełniono błąd w systemie?
Wracając do problemu głównego – jeżeli więc wiemy, że pomoc medyczna nie jest w naszym kraju za darmo, to należy rozstrzygnąć problem, kto ma płacić za leczenie tych ludzi? Jeżeli tzw. dopalacz spowoduje uszkodzenie układu nerwowego, czy też np. wzroku, to kto będzie ponosił finansowe konsekwencje tego zdarzenia? Wiadomo, że klient ma prawo pozwać producenta leku za jego niepożądane działanie. Co jednak z tzw. dopalaczami? W jaki sposób spowodować, żeby będące w legalnym obrocie substancje – zawierały w swojej cenie, jeżeli już są sprzedawane także kwotę ubezpieczenia z tytułu ryzyka? Może to jest droga do eliminacji tzw. dopalaczy z rynku?
Obecny model w którym koszty czyjej głupoty są przenoszone na system, a tym samym na barki biednego społeczeństwa się nie sprawdza i nie może być kontynuowany. Smakosz tzw. dopalaczy lub innych substancji nielegalnych, jak np. narkotyki, musi mieć świadomość, że jeżeli jego leczenie (ponownie przypominamy – nie ratowanie, ale leczenie) będzie prowadzone w placówkach publicznej służby zdrowia, to dostanie za nie rachunek. Jeżeli nie będzie w stanie go zapłacić, to przyjdzie do niego komornik itd. Chyba nie ma innego sposobu, przy czym należy pamiętać o odróżnieniu ratowania życia, które zawsze jest dla każdego, żeby ludzie nie bali się przychodzić do szpitali. Ratowanie życia w takich przypadkach powinno być sponsorowane przez państwo, tak żeby każdy kto będzie miał kontakt z trucizną, wiedział że czeka na niego pomoc. Natomiast leczenie to już inna kwestia, za to się płaci i płacić trzeba z własnej kieszeni, bo niby dlaczego społeczeństwo ma płacić za cudzą głupotę?