• 17 marca 2023
    • Polityka

    Nie mamy problemu Grecji tylko problem „ego” Niemiec

    • By krakauer
    • |
    • 15 lipca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Teza lansowana przez niektórych polityków partii rządzącej, którzy na siłę starają się zrobić wszystko żeby wykazać się swoim rzekomo dobrym zarządzaniem finansami publicznymi przez ostatnie lata i obecnie usiłują wmówić społeczeństwu jakoby to istniała jakaś dobrze zarządzająca pieniędzmi Unia Europejska w składzie krajów północy i radząca sobie gorzej Unia południa to fikcja i bzdura. Dalej mentalnie w oczach Zachodu jesteśmy wschodnimi Europejczykami, pełniącymi funkcje podrzędne w Unii Europejskiej, godzący się na najgorsze prace i mający gospodarkę dostrojoną do potrzeb gospodarek Zachodu. O kwestiach socjalnych, czy też emeryturach w ogóle nie ma co mówić. W ogóle nie ma takiego porównania, żeby biedne kraje Europy Środkowej, w tym konkretnie te nie mające Euro, a szczególnie Polska, były pojmowane na tym samym poziomie co bogate kraje unijne o zupełnie innym poziomie cywilizacyjnym i poziomie życia.

    Owszem obecny grecki kryzys pokazał, że mamy Unię w Unii, już co do tego nie można mieć wątpliwości. Pierwsza Unia, to Unia oparta na trzech podstawowych wolnościach – jak przemieszczania się ludzi, swobody przepływów kapitału oraz towarów. Druga to Unia oparta o unie monetarną w postaci Strefy Euro. My do niej nie należymy i nie mamy na nią żadnego wpływu. Przy czym tak się ułożyło, że to Strefa Euro dyktuje warunki Unii Europejskiej, a nie na odwrót. Prawo weta dzisiaj to popełnienie samobójstwa, zwłaszcza przez kraj będący krajem subsydiowanym przez swoich bogatszych partnerów.

    Na wyjściu z negocjacji, ujawniła się jeszcze jedna kwestia, silnie bolesna dla całego procesu europejskiej integracji. Chodzi o to jak Niemcy, główny jej filar postrzegają jej wewnętrzną mechanikę i wewnętrzne funkcjonowanie. O ile do tej pory Niemcy były najbardziej proeuropejskim krajem w Europie, a jak Francja puszczała na coś oko, to oni praktycznie zawsze byli temu przychylni. To obecnie ujawnił się niemiecki interes narodowy, postrzegany w sposób wyjątkowo matematyczny, wręcz na zasadzie czystego rachunku zysków i strat. Wcześniej, niemiecką głęboką kieszeń tłumaczono tym, że to Niemcy najbardziej korzystają na Unii, po prostu zarzucając całą Wspólnotę swoimi produktami, eksportując wszystko – od śrubek a na kapitale kończąc. Po Grecji to się zmieniło i trzeba spróbować wyciągnąć z tego wniosek. Jeżeli bowiem geopolityka Niemiec w ramach Unii Europejskiej, którą one od zawsze postrzegały jako pole do realizacji swoich interesów wygląda tak w tym momencie, w przypadku „marnych” miliardów jakie utopili w Grecji. To co będzie w przypadku, gdyby Wielka Brytania w rzeczywistości chciała wyjść z Unii Europejskiej, a np. pozytywnie nastawieni do rzeczywistości Włosi, oświadczyli że też nie będą płacić długów, bo nie i co im zrobią wierzyciele?

    Wielu twierdzi, że nie mamy problemu Grecji, tylko problem „ego” Niemiec i jest w tym wiele racji. Było bowiem oczywistym, że Niemcy mają jakiś poziom wytrzymałości na coś, co odbierają jako sięganie do ich kieszeni. Jednak sprytnie i bardzo umiejętnie unikają problemu rozliczeń transferowych o charakterze kompensacyjnym pomiędzy państwami, których nie ma w Unii Europejskiej, wręcz przeciwnie – to zyski z kapitału wracają bezpiecznie do miejsca pochodzenia kapitału. W krajach kolonizowanych gospodarczo przez kapitał z bogatych krajów, pozostają jedynie śmieciowe oferty pracy i łatwe do demontażu hale sklepów dyskontowych. Wszyscy to wiedzą, ale nikt nie robi z tego zagadnienia. Wcześniej uznawano, że Niemcy godzą się na politykę ciągłego wspierania państw uboższych m.in. przez politykę spójności Unii Europejskiej, żeby „jakoś” starać się wyrównać ciągle pogłębiające się różnice. Jednak skala „pomocy” dla Grecji przerosła wszelkie marzenia nawet tak wysysających z prawdziwym wdziękiem i sprawnością fundusze europejskie krajów jak Polska. Oczywiście nikt też nie mówi, że pierwsze transze pomocy, tak naprawdę uratowały bilanse największych niemieckich i francuskich banków, które po prostu powinny były ponieść konsekwencje udzielania złych kredytów.

    W wyniku tych wszystkich sytuacji, dzisiaj mówi się o konieczności zacieśniania współpracy w Unii Europejskiej, której kierunkiem będzie jakaś formuła federalizacji, jako jedyna droga – bez innej alternatywy. To znaczy, tą alternatywą jest bieda, chaos, upadek państwa, brak leków, brak wypłat świadczeń socjalnych. Niestety jest w tym dużo, a nawet bardzo dużo prawdy. Wszystko zależy od Niemców, jeżeli będą chcieli zobaczyć Europę na kolanach, to ją pewnego dnia na te kolana sprowadzą, jednakże co będzie się działo na naszym kontynencie jeszcze tej samej nocy, to lepiej nie myśleć.