• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Polska wobec Euro

    • By krakauer
    • |
    • 15 kwietnia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Idea wprowadzenia wspólnej waluty w Unii Europejskiej to najważniejszy krok w stronę utworzenia europejskiego imperium, potęgi gospodarczej zdolnej do finansowania a tym samym prowadzenia imperialnej polityki. Europejskie imperium w zamyśle swoich twórców ma być imperium nowego typu, ma realizować swoją omnipotencję poprzez potęgę gospodarczą, technologiczną i finansową. Stary kontynent zjednoczony – po połączeniu potencjałów ma być zdolny do konkurowania na globalnej arenie potęg, gdzie liczą się tacy giganci jak USA, Rosja, Brazylia, Chiny, Indie, Japonia i inne szukające swojej specjalizacji kraje. Unia Europejska ma być mocarstwem pełnoskalowym na wszystkich polach aktywności. Oznacza to, że nie będzie polegać na jednej lub kilku niszach, ale ma zamiar prowadzić w całym spektrum dziedzin gospodarki. Co więcej, do tego co potrafi wykonać i sprzedać dodaje swój potężny rynek wewnętrzny oparty na potencjale ludnościowym i sile nabywczej ludności. Całość tworzy nowy system społeczno-gospodarczy będący wyzwaniem dla Europejczyków i dla świata.

    Euro to potężna deklaracja polityczna, to symbol jedności Europy i jej woli do gry na pierwszej pozycji w globalnej lidze. Korzyści z potęgi Euro, których Europa zaznała w ciągu pierwszych lat jego funkcjonowania były gigantyczne. Euro to więcej niż wszystkie waluty krajów Unii razem wzięte, ponieważ Euro to nowy polityczny i ekonomiczny standard. To bardzo wyraźne przesłanie Europejczyków dla świata – jesteśmy, cenimy się i musicie się z nami liczyć.

    W znaczeniu ekonomicznym Euro to dobrodziejstwo dla Europejczyków, jedyny gwarant wartości posiadanych zasobów, ujednolicający warunki prowadzenia działalności gospodarczej i pracy na całym kontynencie. Zlikwidowanie ryzyka kursowego w transakcjach dokonywanych pomiędzy krajami strefy Euro, obniżenie oprocentowania, wzrost zaufania do wartości waluty, duży popyt zewnętrzny na walutę, zlikwidowanie problemu bilansu handlowego w rozumieniu wewnętrznej wymiany w strefie Euro, to jedynie część z zalet wspólnej waluty. Korzyści z jej wprowadzenia były możliwe tylko i wyłącznie przy wspólnym rynku, Euro zwielokrotniło korzyści z wolnego handlu – stając się prawdziwym filarem wspólnoty gospodarczej. To genialne, że w wielu krajach można płacić tą samą walutą – a przez to banalnie porównywać swoją zamożność i wydajność względem innych.

    Niestety nie wszyscy potrafili skorzystać w sposób uczciwy i rozsądny z dobrostanu, jakim okazało się Euro. Kraje chronicznie cierpiące na niewydajność własnej gospodarki, przez pierwsze lata znacząco podniosły, jakość życia swoich mieszkańców – finansując wydatki socjalne dzięki oszczędnościom na ratach kredytów – a w konsekwencji zadłużając się jeszcze bardziej. Wszelkie tezy, że to Euro jest winne katastrofie finansów publicznych w Europie to bzdury, albowiem winna jest ludzka głupota i zachłanność, pazerność i chciwość – chęć bycia pasażerem na gapę, skorzystania za darmo i bez konsekwencji, a nawet wzbogacenia się bez pracy. Wielkie zło się stało, winni błędom politycy powinni być rozliczeni, a kraje, które zmarnowały szansę, jaką dało im Euro – muszą pogodzić się z powrotem do sytuacji sprzed ponad 10 lat. Z tą różnicą, że obecnie obracają się w sferze realnej gospodarki, a państwa działają bardziej jak firmy zarządzające całością spraw i ostatecznym wynikiem, przy niemożności doprowadzenia własnych obywateli do nędzy przez zepsucie własnej waluty. W tym sensie Euro jest błogosławieństwem dla obywateli a przekleństwem dla partackich rządów, które źle zarządzają swoimi krajami. Warto o tym pamiętać krytykując ideę wspólnej waluty – albowiem, jeżeli ktoś posiada własność, a zwłaszcza Euro – bez względu na kryzys może być jak dotąd pewny swoich oszczędności. W sferze realnej relacji dochodowo-kosztowych oznacza to, że oszukańcza dewaluacja poprzez inflację nie jest możliwa i ludzie muszą się pogodzić z najnormalniejszym na świecie zmniejszeniem wynagrodzeń, poborów, emerytur – albowiem Euro przestaje być papierem, który rząd może w sposób banalny wydrukować. Euro jest wartością, muszą o tym pamiętać także rządy krajów Euro.

    Nasz kraj zmarnował szansę na szybkie przyjęcie Euro podczas rządów poprzedniej koalicji rządzącej. Patrząc na to z perspektywy czasu, było to dla nas ekonomicznie opłacalne w krótkiej i średniej perspektywie czasowej, – ponieważ uniknęliśmy w ten sposób recesji gospodarczej w rozumieniu nie tylko spowolnienia wzrostu, ale zmniejszenia się produktu krajowego brutto. Niestety to, co korzystne w krótkim i średnim okresie wcale nie musi takim się okazać w długiej perspektywie czasowej. Ze względów politycznych, to strefa Euro będzie rządzić Unią Europejską i czy to się nam podoba czy nie – stanowi unię w unii. Nie mamy na to żadnego wpływu, możemy to tylko akceptować i starać się dostosować. Nie ma, co się oszukiwać, albowiem już zostaliśmy upokorzeni poprzez odmówienie nam prawa do udziału w podejmowaniu decyzji. Na nic się zdały rozpaczliwe próby naszego rządu, mające doprowadzić do uwzględnienia nas w ogólnym planie bogatych. Bez Euro jesteśmy krajem drugiej kategorii politycznej, a nasi obywatele i gospodarka są narażeni na ryzyko kursowe, tak jak obywatele państw z poza Unii.

    Czy to się opłacało? Trudno orzec jednoznacznie, albowiem podtrzymywanie złotówki jest w naszych realiach mimo wszystko pewną fikcją. Za fikcję niestety płaci się w sposób niesłychanie realny, obciążenia ponosi cała gospodarka oraz każda z osób, której byt jest uzależniony od złotówki. W długim okresie czasu, utrzymywanie złotówki w zestawieniu z wyzwaniami politycznymi i ekonomicznymi strefy euro będzie obarczone dramatycznie wysokimi kosztami alternatywnymi. Prawdopodobnie nie ma lepszego katalizatora na przezwyciężenie bariery poziomu życia, dzielącej nas od państw zachodu niż przyjęcie Euro. Wspólna waluta wymusi wiele zmian w funkcjonowaniu naszej gospodarki, przede wszystkim kluczowym problemem jest zadłużenie sektora publicznego i jego dalsza spłata.

    Mając na względzie doświadczenia państw członkowskich strefy Euro, pełne przewalutowanie gospodarki jest błędem zwłaszcza, dlatego ponieważ nie ma odwrotu. Dlatego w naszym interesie jest utrzymanie przez jakiś czas – przynajmniej tak długi jak długo będziemy w stanie wypłacać swoje zobowiązania w Euro – systemu dwuwalutowego. Oznacza to, że pop przyjęciu Euro formalnie wycofalibyśmy złotówkę z obiegu, jednakże honorowalibyśmy zobowiązanie wypłacane w niej po stałym kursie ustalonym względem euro. Przewalutowanie długu na Euro to pułapka w przypadku, gdyby nam się nie udało. Zachowując formalnie złotówkę – nasze stare długi możemy w każdej chwili spłacić w złotówce i zdewaluować ją wobec Euro do realnego kursu.

    Utrzymanie systemu wielowalutowego nie byłoby niczym niezwykłym w naszym kraju, mieliśmy po odzyskaniu niepodległości w istocie 3 waluty, w okresie okupacji także kilka, w PRLu pojawił się nawet unikalny na skalę światową substytut Dolara amerykańskiego. W ten sposób zabezpieczylibyśmy się przed ryzykiem bankructwa tak jak obecna Grecja, problem byłby tych, którzy pożyczyli nam wcześniej w złotówkach. Oczywiście nowe zobowiązania można by emitować tylko i wyłącznie w Euro. Po pewnym czasie opłacałoby się nam przewalutowanie, albowiem stopa odsetkowa w Euro na pewno byłaby niższa. Poza tym, ze względu na obowiązek zadbania o międzynarodowy prestiż państwa – należałoby umożliwić wierzycielom konwersję naszego zadłużenia ze złotych na Euro – na życzenie, oczywiście za dodatkową opłatą. Z pewnością opłacałoby się to wszystkim, a państwo nie straciłoby nic na swojej wiarygodności w tym znaczeniu, że ryzyko wypłaty zadłużenia w złotych – byłoby tak samo obarczone ryzykiem kursowym jak obecnie w stosunku do Euro. To uczciwsze niż proszenie wierzycieli o umorzenie połowy wierzytelności, jak to robi Grecja.

    Niestety nie mamy szans na wejście do strefy euro bez względu na to jak by ona miała wyglądać, zanim nie doprowadzimy naszych finansów publicznych do pełnej obliczalności. Oznacza to konieczność przeprowadzenia reform systemu emerytalnego, systemu pomocy społecznej i innych po stronie kosztowej budżetu i funduszy okołobudżetowych.

    W naszym interesie jest prowadzenie polityki faktów dokonanych, wskazującej na nasza proeuropejską determinację. Koszty rzędu kilku miliardów Euro rocznie, jako ewentualna konieczna składka na ratowanie bankrutów nie mają znaczenia. Śmiało można uznać, że jeżeli musielibyśmy „dobrowolnie” się składać, co roku do połowy wysokości otrzymywanych środków pomocowych, to i tak się to nam opłaca. Możemy odpowiednio wcześniej samodzielnie związać swój kurs walutowy z Euro – tak jak uczyniły to państwa bałtyckie. Warto przypomnieć zainteresowanym, że pomimo kryzysu i depresji finansowej – żaden z tych krajów nie zdecydował się na dewaluację swojej waluty względem Euro. Przez cały czas od początku kryzysu za wszelką cenę podtrzymywano kurs. Kosztowało to wiele tragedii licznych łotewskich i litewskich emerytów! ERM2 to poczekalnia przed Euro, niesłychanie kosztowna, należy być na te koszty wcześniej przygotowanym.

    Jeżeli obecny rząd zamierza na serio reformować kraj, nie może nie uwzględnić w planach Euro. Mamy „Uwarunkowania realizacji kolejnych etapów Mapy Drogowej Przyjęcia Euro przez Polskę”; „Ramy Strategiczne Narodowego Planu Wprowadzenia Euro”; oraz bardzo ciekawy „Bilans kosztów i korzyści wprowadzenia euro w Polsce w świetle najnowszych badań”. To bardzo ciekawy zestaw tez, warto się przynajmniej pobieżnie zaznajomić z tymi dokumentami, których tez nie będziemy tu powtarzać, jednakże należy wyrazić wdzięczność rządowi za opracowanie takiego studium. Przed wyrobieniem sobie opinii warto także zaznajomić się z „Raportem na temat pełnego uczestnictwa Rzeczypospolitej Polskiej w trzecim etapie Unii Gospodarczej i Walutowej” oraz innych dokumentów. Warto, żeby jak najwięcej osób wyrobiło sobie poglądy na temat Euro i uczestnictwa Polski w tym wielkim projekcie.

    Można zaryzykować twierdzenie, że nawet, jeżeli Euro byłoby tylko walutą kilku najbogatszych i najlepiej zarządzanych państw w Europie, to tym bardziej należy do niego aspirować. Dla osób wątpiących w celowość integracji fiskalnej warto przypomnieć znaczenie marki niemieckiej z początku lat 90 tych – marka była synonimem bogactwa i stabilności. To samo czeka Euro to, co obserwujemy obecnie to tylko i wyłącznie choroba wieku dziecięcego, a że bardzo bolesna i dla części z dzieci prawdopodobnie śmiertelna – to nas nie obchodzi, ponieważ mamy pełną świadomość na coś się decydujemy i wiemy, jakich błędów nie można popełnić. Euro to wyzwanie, to porządek, to dyscyplina, to bogactwo i stopniowe bogacenie się. Złotówka przy mądrym zarządzaniu da nam to samo, plus koszty alternatywne i ryzyko kursowe.

    W naszym interesie jest umiejętne podejście do problematyki Euro, w taki sposób, żeby jak najmniejszym kosztem – bez zubażania własnego społeczeństwa przyjąć tą walutę. Trudno jest wyrokować o kursie przyjęcia, jednakże w naszym interesie ze względów społecznych jest możliwe najwyższa aprecjacja złotówki względem Euro przed dokonaniem konwersji. Ze względu na konieczność uniknięcia spekulacji należy odpowiednio wcześniej umożliwić ludności swobodną wymianę posiadanych oszczędności na walutę, natomiast w przypadku zobowiązań dłużnych – należy zachować podobne rozwiązanie jak w przypadku powyżej proponowanego modelu dwuwalutowości dla celu obsługi długu publicznego. Wszelkie argumenty o utracie konkurencyjności polskich producentów – i generalne osłabienie efektywności gospodarki w przypadku przyjęcia Euro po korzystnym kursie – bledną w zestawieniu z argumentem siły nabywczej społeczeństwa. Ponieważ proces będzie długi i żmudny, warto pomyśleć o odpowiednio wcześniejszym przestawieniu części gospodarki na Euro. Wynagrodzenia w sferze publicznej można wypłacać w części w Euro, a także zachęcić ludzi do oszczędzania w tej walucie, tak żeby stopniowo na dzień przyjęcia waluty osiągnąć „euroizację” gospodarki na poziomie około 30%. Byłaby to niesamowicie istotna poduszka ekonomiczna umożliwiająca uniknięcie rozwiązań szokowych.