- Ekonomia
Czy to brak eksportu do Rosji załamał dochody z truskawek w Polsce?
- By krakauer
- |
- 02 lipca 2015
- |
- 2 minuty czytania
Źródło: rgbstock.com Autor: Sanja Gjenero (lusi)
Kolejna klęska urodzaju, pola truskawkowe są czerwone, w wielu miejscach pomimo w sumie nie najlepszej pogody tak bardzo obrodziło, że plantatorzy nie nadążają zbierać owoców, głównie rękami naszych serdecznych ukraińskich sąsiadów, w których kraju jak wiadomo rząd woli zatrudniać obcokrajowców na dobrze płatnych funkcjach w administracji, bo oni wszyscy po prostu upierają się, żeby zapełniać pola truskawkowe Lubelszczyzny i innych truskawkowych województw.
Jednakże z truskawką w tym roku jest problem, okazało się bowiem że jest ona jak zawsze śmiesznie tania (z punktu widzenia plantatora), że jest jej oczywiście za dużo (ale tak było zawsze) i najgorsze – nie ma co z nią zrobić. Co prawda, eksport na Zachód jest klasyczny, a do naszych serdecznych sąsiadów na Białorusi kwitnie, jednak to nie to samo, co w starych dobrych czasach, gdy polska czerwona i pachnąca truskawka kosztowała na chodnikach Moskwy, Petersburga a nawet Nowosybirska – tak niewyobrażalnie wiele, że opłacało się ją tam zawieść i to w warunkach wysokiej kultury przechowywania, a nie tak jak w kraju, gdzie to co sobie zgniło w samochodzie, po prostu się wyrzuca.
Nie jest tajemnicą, że co roku wielu plantatorów zaorywało całe hektary truskawkowych plantacji, których nie opłacało się zbierać. Nie pomagają żadne akcje np. zapraszanie na plantacje dzieci z domów dziecka, czy szkół, albo nawet więźniów żeby sobie mogli zebrać ile dusza zapragnie za darmo i bez żadnych ograniczeń. Po prostu produkujemy truskawek za dużo, o wiele za dużo. To właśnie dzięki temu, że produkcja jest masowa i na skalę hiper-przemysłową, truskawka jest powszechna, jest bardzo tania i jest jej nadmiar na rynku. Jeżeli plantatorzy ograniczą produkcję, ponieważ brak eksportu do Rosji jest wyraźny, a wszystkiego nie da się przerobić na przetwory i zamknąć w słoikach, to w kolejnych latach truskawka w Polsce może stać się owocem pożądanym i rzadkim, w tym znaczeniu że po handlu na placach i giełdach rolnych nie będą się walać palety niesprzedanych owoców, tylko za każdy owoc trzeba będzie zapłacić.
Produkcja w warunkach rosyjskiego embarga się nie opłaca, zwłaszcza że Polska truskawka musi w Polsce konkurować uwaga z chińską truskawką, gdzie w tym roku owoce obrodziły! Nie da się zrozumieć powodów, dla których Unia Europejska – wykładająca gigantyczne kwoty na Wspólną Politykę Rolną, nie jest w stanie zabezpieczyć rynku przed nieuczciwą konkurencją, ze strony importerów. Czy my naprawdę musimy importować do Europy wszystko?
To się nazywa – „ponosić konsekwencje polityki”, za którą odpowiadają ludzie, których już w naszej polityce nie ma. Jeden odszedł, mówią ze uciekł bo wiedział że doprowadził kraj do upadku, drugi przegrał wszystko, a trzeci został poproszony o odejście i podobno może sobie marzyć o pierwszym miejscu na liście wyborczej. Jednak konsekwencje złej, poronionej, sprzecznej z naszą racją stanu i prowadzonej nie wiadomo w czyim interesie polityki wschodniej będą ponosić polscy plantatorzy, hurtownicy, transportowcy. Można sobie zaorać setki hektarów smacznych owoców, bo ile można tego zamrozić, przerobić na dżem lub w jakiejkolwiek formie sprzedać?
Oczywiście media głównego nurtu nie mówią o dramacie plantatorów, nie mówią o tym że nie ma rąk do pracy, ponieważ nawet Ukraińcy, nie chcą pracować za tak niskie stawki, jakie mogą płacić bankrutujący plantatorzy. Każdy to wie, że bez skali działalności, na truskawce nie ma zysku! Rząd w ogóle nie widzi problemu, pani premier spodobało się podróżowanie pociągami, a opozycja wozi się wypasionym autobusem i zza jego szyb chyba nie widać pustych pól truskawkowych, na których od owoców uginają się całe niezebrane plantacje. Oczywiście można winić plantatorów – po co tyle przygotowali? Odpowiedź jest zawsze jedna i ta sama – ponieważ na truskawce zarabia się tylko dzięki skali. To obowiązkiem władz państwowych jest odpowiednie zagospodarowanie posiadanego potencjału produkcyjnego, który zwłaszcza w tak strategicznej dziedzinie jak żywność musi być odpowiednio planowany. Niestety nie mamy na to szans, ponieważ obóz rządzący swoją destrukcyjną polityką rozłożył nasze stosunki gospodarcze, polityczne i społeczne z Federacją Rosyjską.
O problemie będzie głośno, ponieważ wiele ludzi straci nie tylko pieniądze, ale też sposób utrzymania dla siebie i rodziny. To jest cena za krótkowzroczność i niestety, ale trzeba to powiedzieć – brak właściwej troski o państwo wśród elit.
Wystarczyło zachować neutralność, a TIR-y z truskawkami mknęłyby na wschód, z pożytkiem dla wszystkich: polskich plantatorów, ukraińskich zbieraczy i rosyjskich konsumentów, nie mówiąc już o naszych serdecznych partnerach na Białorusi, których zawsze „czułe” służby drogowe przez lata miały swój „udział” w zabezpieczaniu bezpiecznego i szybkiego przejazdu tranzytem. Wszyscy byli zadowoleni, wszyscy zyskiwali.
Jak jest dzisiaj? Co będzie jutro? Okopiemy się po dwóch stronach granicy i będziemy pilnować drutu kolczastego i powiewających flag? Lepiej jest jeść truskawki!
Tymczasem przykładowo w asortymencie jednej z zachodnich sieci handlowych w Moskwie, można kupić mieszankę owocową jako MROŻONKĘ, znanego polskiego producenta (300 gram w cenie 69,9 Rubla!!!), jednak świeżych truskawek nie uświadczysz, chociaż w Polsce gniją tysiącami ton! Jaki taka polityka ma sens? Czy naprawdę o to chodziło? Jeżeli tak, to mamy sukces!
Rosyjskie tłumaczenie [tutaj]