- Polityka
Autodestrukcja obozu rządzącego postępuje
- By krakauer
- |
- 12 czerwca 2015
- |
- 2 minuty czytania
Nie ma najmniejszego znaczenia, jakie będą zmiany kadrowe w rządzie. To się zupełnie nie liczy, kto zastąpi tych, którzy będąc jak słyszeliśmy „ofiarami” odeszli dźwigając na sobie jakieś tam brzemię (rok dźwigały biedactwa). Podobnie nie ma znaczenia, kto będzie nowym marszałkiem Sejmu – to w ogóle już jest tylko fikcją. Liczy się tylko jedna rzeczy, czy będziemy mieli nowego premiera, który spróbowałby nadać nową dynamikę państwu i byłby zdolny być liderem.
Sytuacja jest ultra ciekawa, albowiem przegrany prezydent nie jest w stanie, nawet jakby chciał pełnić funkcji lidera – mentora dla całego obozu, były lider prawdopodobnie załamuje ręce z rozpaczy nad pogromem, który ma miejsce, poszczególni liderzy frakcji w partii rządzącej są eliminowani lub zostali wcześniej skompromitowani, a decyzje podejmuje – przy całym szacunku i sympatii – powiatowa lekarka! Fajnie mamy w tym kraju!
Jeżeli partia rządząca nie jest w stanie wykreować z siebie lidera, godnego przywództwa w naszym kraju, to należy się w ogóle zastanowić, jaki sens ma ta cała sytuacja, której jesteśmy świadkami, ponieważ to jakaś żałosna przepychanka. Decyzje kadrowe pani premier sprawiły wrażenie – miejmy nadzieję że mylne – działania pod wpływem emocji, ogłaszającej się pani premier łamał się w górnej części intonacji głos. Dodatkowo powody, które ogłoszono jako przyczyny dymisji są w większości wypadków albo prozaiczne, o ile w całości spowodowanej w istocie przypadkową i nie mającą znaczenia „aferą” po prostu żenujące. Jeżeli upublicznienie fotokopii akt z prokuratury, potrafi wstrząsnąć połową rządu w tym kraju i to jeszcze podobno tak, że wicepremier dowiaduje się z telewizji, to są po prostu jaja – to jest jedyne właściwe słowo, jakie to opisuje.
Aktualne jest pytanie – kto tak naprawdę rządzi dzisiaj naszym krajem? Czy to pani Ewa Kopacz, czy też ludzie, którzy ją na to stanowisko namaścili, bo przecież nie została wybrana na lidera przez swoje środowisko w sposób demokratyczny? Jeżeli to ci ludzie, to konkretnie którzy z nich? Jeżeli koalicja z partią ludową jest już tylko formalna, a prezydent jak widzimy po przegranych wyborach się wycofał, to naprawdę można się przestraszyć, że naszym krajem dzisiaj prawdopodobnie rządzi wypadkowa emocji jednej kobiety i obstrukcja otaczającego ją aparatu, która nie dostrzega w niej lidera i robi tylko to, co musi – w taki sposób, żeby nie można było mu zarzucić złych intencji. Jak to wyglądało w praktyce wszyscy pamiętamy na przykładzie kryzysu w górnictwie.
Problematykę, dlaczego Platforma Obywatelska – kurczowo trzyma się tak słabej premier jak pani Kopacz już wielokrotnie omawialiśmy, to ich sprawa i w istocie poza po prostu stratą czasu dla społeczeństwa jaką są jej rządy, to nie ma znaczenia że ta pani jest premierem. Jednak z punktu widzenia partii – to nie tylko gwóźdź do trumny, to już prawdziwy pogrzeb, właśnie do wykopanego dołu spuszczają ją na linach! Czy tego nie widać z wewnątrz PO? Przecież mogliby zrobić szybkie wybory nowego lidera, chociażby w ten weekend? Wszystko się da, jeżeli się chce. No, a lider jest, tylko trzymany na jakiejś krótkiej i niewidocznej smyczy. Co i kto ma na tego człowieka, że tenże po prostu siedzi w ławie, zamiast przejąc władzę to jedno z ciekawszych pytań politycznych we współczesnej Polsce.
Zastanawia milczenie opozycji i prezydenta elekta, to że nie byli w stanie zareagować natychmiast świadczy o determinacji całego obozu i panującej w nim dyscyplinie wyborczej, ponieważ „normalnie”, rzucono by się na rozszarpanie konkurencji, a wszystko co mieliśmy to pokaz standardowego plucia – dyżurnych komentatorów, których po prostu nie można oglądać z włączonym dźwiękiem – to silnie niehigieniczne. Ciężko, tu coś pozytywnego powiedzieć, ale z perspektywy czasu – niestety trzeba się pochylić przed zdolnością przewidywania lidera opozycji, który w zasadzie tego typu scenariusz z autodestrukcją obozu rządzącego przewidział.
Coraz bardziej – zwłaszcza w kulisach zaczyna to przypominać późny okres Akcji Wyborczej Solidarność, kiedy to cała formacja sypała się szybciej niż była w stanie o tym informować. Dzisiaj przecież w obozie władzy w znacznej mierze mamy tych samych ludzi, którzy wywodzą się z tamtego środowiska politycznego, ewentualnie – ówczesnego koalicjanta, o którym lepiej sobie nie przypominać, również dla higieny psychicznej.
To wszystko jest jednak w istocie smutne, ponieważ widać że partia rządząca może nie dotrwać nie tylko do tworzenia list wyborczych, czemu jak słyszeliśmy ma się poświęcić kilka z „ofiar” nielegalnych podsłuchów. Jednakże taki jest los środowiska, które nie potrafiło nie tylko się uchronić przed byciem podsłuchiwanym i rozgrywanym, ale przede wszystkim nie potrafiło – nie było w stanie ustalić winnych, nie mówiąc o ich schwytaniu lub jednoznacznym zidentyfikowaniu, jeżeli rzeczywiście pochodzą z zagranicy. To smutne, że człowiek wówczas za to odpowiedzialny, którego nawet wicepremier miał rozliczać, po prostu skapitulował – nie będąc w stanie doprowadzić swojej misji do skutku. Jest to jeden z dowodów na to, że ten kto jest mocny w retoryce, nie koniecznie sprawdza się w praktyce. Niestety całość tych spraw zasmuca i po dłuższym rozważaniu przygnębia.