- Paradygmat rozwoju
Państwo wczoraj, państwo dzisiaj, państwo jutro
- By krakauer
- |
- 23 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
Państwo – prawdziwy fenomen, system zawierający w sobie zbiór sprzeczności i różnych interesów, osób i procesów mających jeden wspólny cel – trwanie. Trwanie jest istotą państwowości, przy czym niektóre państwa trwają głównie po to, żeby przetrwać, a inne po to, żeby decydować o trwaniu innych. Niestety mechaniką relacji między państwowych rządzi atawizm i przemoc. Państwa rywalizują pomiędzy sobą o ograniczone zasoby, rzadkość – znany problem ekonomiczny rządzi relacjami międzynarodowymi, ponieważ zbyt wielu chce konsumować ograniczoną ilość zasobów. Stary problem rzadkości – terytorium, dóbr i wszelkich wartości powoduje, że państwa zachowują się w sposób przewidywalny lub nieprzewidywalny, przy czym dla ich otoczenia i wzajemnych związków bywa to przeważnie zabójcze.
Jeżeli popatrzymy na historię naszego państwa z perspektywy rozwijania się atawizmu pomiędzy naszym państwem a jego otoczeniem, to nie można udawać, że nie dostrzega się pewnych analogii pomiędzy przeszłością prowadzącą periodycznie do kolejnych resetów a współczesnością, rysującą się w coraz bardziej kolorowych barwach, których możliwego znaczenia nie możemy nie dostrzegać.
Niestety raczej jesteśmy państwem, które przez wieki musiało starać się o przetrwanie, niż decydowało o tym, jak się rozwijać, nie wspominając nawet o wpływie na trwanie sąsiadów. Współcześnie jest podobnie – jesteśmy w sytuacji, w której nie jesteśmy w stanie decydować nawet o własnym losie. Sytuacja jest skomplikowana do tego stopnia, że nasze elity jeszcze się nie zorientowały, do czego doprowadziła ich polityka, przy najlepszych intencjach prowadząca nas wprost do kolejnego resetu.
Niestety nie ma jak dotąd żadnych okoliczności, ani czynników, które byłyby w stanie ten stan zmienić, głównie dlatego ponieważ nasi decydenci są przeświadczeni o tym, że mają nie tylko rację, ale także działają w celu i na rzecz wykonania wszystkiego co tylko jest możliwe, żebyśmy jako państwo mogli nie tylko trwać, ale przede wszystkim się rozwijać. Być może dopiero reset zewnętrzny – np. zadany przez kryzys systemu międzynarodowego, w którym funkcjonujemy, który spowoduje zmianę funkcjonowania Unii Europejskiej w dotychczasowej formule, będzie w stanie wpłynąć otrzeźwiająco na mainstream polityczny w naszym kraju. Chociaż tak naprawdę, to także nie jest pewne, ponieważ nic nie jest pewne i nie może być pewne w świecie bez zasad, w którym pojęcie zdrady ewoluowało, jako substytut pojęcia patriotyzm.
W istocie, bowiem to jest zadziwiające, że nawet po tzw. odzyskaniu niepodległości, nie byliśmy, jako kraj, jako wspólnota narodowa – spojrzeć w przeszłość tak, żeby wiedzieć skąd przyszliśmy, co spowodowało, że jesteśmy w określonym miejscu i czasie oraz jakie mamy możliwe alternatywy dalszego działania i istnienia na przyszłość. Wiadomo, że katownie hitlerowskie i stalinowskie zrobiły swoje, jak również bufor PRL-u wniósł wiele, nawet bardzo wiele w modyfikację tożsamości percepcyjnej całego Narodu. Jednakże nawet bez ciągłości elit, bez ciągłości państwa i bez ciągłości myśli państwowej – przecież nadal mamy te same problemy. Warto na to zwrócić uwagę, że reset się wydarzył (i to podwójny), zapłaciliśmy „frycowe” kilka razy – ostatnio w trakcie transformacji, a problemy są dokładnie takie same. Nadal jesteśmy biedni, nadal boimy się relacji z potężnymi sąsiadami, nadal nie możemy być pewni przyszłości – „jutro” jest nadal dla nas tu i teraz nieokreślone. To wielka niewiadoma, warunkowana w części czynnikami, na które nie mamy w ogóle wpływu, albo które przez błędy elit możemy tylko zaprzepaścić.
Proszę się zastanowić – jak to było możliwe, że państwo międzywojenne, stworzone przez genetycznych konspiratorów, oparte po prostu na potędze przedwojennych służb specjalnych państwa, które wykorzystywały sięgające głęboko w historie relacje i związki międzypokoleniowe oraz współzależności pomiędzy ludźmi – nie było w stanie się zabezpieczyć na przyszłość. To znaczy, wielcy konspiratorzy starannie „wykształceni” w carskich, cesarskich i kajzerowskich twierdzach – nie byliby w stanie stworzyć systemu, który byłby w stanie przetrwać to, co po prostu trzeba było zakładać i co zakładali już przy literze B swojego zawodowego ABC-adła? Jak to się stało, że po śmierci w trudnych do pojęcia okolicznościach generała Sikorskiego – skończyło się samookreślenie wojskowe i polityczne a rozpoczęła operetkowa rachityczność większej części struktur polskich na Zachodzie? Czy wszystko wisiało na jednym człowieku? 1000 lat historii Narodu? 20 lat wysiłków i starań od odrodzenia niepodległości do jej zniszczenia przez sąsiadów – wszystko pękło i przepadło w zderzeniu o gibraltarską skałę, a pilot przeżył?
Nie ma przypadków, po prostu nie ma, one się nie zdarzają w historii narodów z taka regularnością jak ma to miejsce w naszym przypadku. Piłsudski nie bez powodu przestrzegał przed agenturą, czy dzisiaj przestrogi Marszałka mają w ogóle jakieś znaczenie? Jak zdefiniować wroga w sytuacji, w której myślenie o niepodległości, niezależności i wolności zrównano z obciachem? W razie problemów i kolejnego resetu będzie miał to, kto chociaż wspominać? Może wszyscy wyjadą na Zachód pełnić rolę pomagierów i popychadeł?
Państwo wczoraj upadło, ponieważ nie było w stanie się obronić, to było w dowolnej konfiguracji niemożliwe. Państwo dzisiaj – nie zadawala, co najmniej połowy obywateli. Państwo jutra może się nie wydarzyć, to znaczy flaga, hymn itp., mogą być jeszcze większe i lepiej odgrywane, ale państwowość nie ogranicza się do jej symboliki. Tylko, czy to kogoś interesuje, bez odpowiedniej gry na konsolę? Przecież nikt nie będzie winny, nikt nie będzie przed nikim za nic, nigdy odpowiadał.