• 17 marca 2023
    • Polityka

    Łatwo obiecać cokolwiek czyli wszystko, to znaczy niczego nie obiecywać

    • By krakauer
    • |
    • 20 maja 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    W trakcie kampanii wyborczej łatwo jest obiecać cokolwiek, czyli można obiecać wszystko, to znaczy w istocie niczego nie obiecywać. To prawdziwy fenomen, władza wie, że może sobie pozwolić na wersję „full”, ponieważ jak przegra wybory to nie będzie władzą i będzie obiecywał ktoś inny. Z tego prostego powodu, nie można do końca wierzyć władzy i raczej trzeba po prostu filtrować, to co kandydat obozu władzy obiecuje.

    Nie da się chyba inaczej w Polsce prowadzić kampanii wyborczej, obietnice to podstawa – w tym jednak przypadku mamy do czynienia z festiwalem inicjatywy ustawodawczej obecnego pana prezydenta, którego „utwory” ochoczo natychmiast przepuszcza przez siebie Sejm, silny przewagą koalicji, nawet nie gotowy pisnąć, że coś jest bez sensu lub może być niekonstytucyjne, czy też dotyczy ustroju państwa. Władza rozumie, że wajcha przestawiła się w drugą stronę i będzie się działo, więc władza zrobi wszystko, co może – a obiecywać może i potrafi.

    W rzeczywistości jednak jest to szokująco żałosne, to znaczy, że nie dało się przez pięć lat? Ile projektów marznie w zamrażarce? Ile głosów ludzi się zmarnowało pod obywatelskimi projektami ustaw, których Wysoka Izba nie była łaskawa nawet przepuścić na poważnie przez merytoryczne komisje? W końcu sam pan prezydent – okazało się, że wizja wygranej pana Dudy go obudziła i najwyraźniej pobudziła, bo dlaczego nie był taki jak w tych dniach przez ostatnie pięć lat? Wiadomo, że nie da się codziennie tryskać energią, co więcej każdy może mieć zły dzień, a starszy człowiek może mieć i marny tydzień, kiedy się źle czuje i po prostu spowalnia, ale robi swoje. Prezydent może mieć pełną obsługę 24 h na dobę, więc tym bardziej dziwi, że przez pięć lat temu panu się jakoś nie udawało, a teraz nagle z niczym nie ma problemu.

    Przecież to nie jest możliwe, żeby pan Komorowski i ludzie go otaczający wierzyli naprawdę w to, że żyjemy właśnie w „drugim złotym wieku dla Polski”? Nie chodzi o to, że pan prezydent cynicznie mija się z rzeczywistością – nikt tu tak nie twierdzi, albowiem rzeczywiście ten człowiek mógł uwierzyć we własną propagandę i dopiero 20% pana Pawła Kukiza spowodowało, że zrozumiał odrobinę prawdy o naszej rzeczywistości. Nie ma się w sumie co dziwić – limuzyną się fajnie jeździ po Warszawie, no i pan prezydent ma gdzie zaparkować – nikt mu nie zwróci uwagi. Można od tego stracić związek z codziennymi problemami rzeczywistości zwykłych, szarych ludzi. Jednak od czegoś ma się w końcu doradców? Czy otoczenie pana prezydenta utrzymywało go w błogiej nieświadomości i przeświadczeniu o słuszności przejścia z retoryki zielonej wyspy poprzez ciepłą wodę w kranie ku złotej epoce? Chyba nie ma takich oderwanych od rzeczywistości osób nawet wśród chorych w zakładach psychiatrycznych?

    Wyborcy w Polsce są zbyt doświadczeni, żeby pozwolić sobie wciskać „kit”, czy „kiełbasę” wyborczą, na to wszystko nikt się nie nabierze, nawet jeżeli klaszcze swojemu kandydatowi. Takie mamy po prostu standardy, politycy obiecują – nie licząc się z kosztami obietnic, tak jak słynne miliony mieszkań – główny „konik” poprzednich kampanii wyborczych. Czy z powodu niedotrzymania obietnic wyborczych cokolwiek się komukolwiek, kiedykolwiek stało? Przecież wyborcy wszystko wspaniale zapominają już dzień po wyborach. To do dnia wyborów kiedy wszystko jest możliwe, politycy są klientami wyborców, zaraz potem – po rozpoczęciu ciszy wyborczej, politycy mogą już mieć wyborców – tam, gdzie generalnie ich mają, nie szczególnie przejmując się ich problemami i czasem przeszłym, w tym obietnicami.

    Czy jest jakiś sposób, żeby to unormować? Nie ma instrukcji wyborczych, mandat jest wolny – nie można związać wybieranego kandydata zakresem ustaleń, nawet jeżeli były podawane publicznie. Przynajmniej do póki ludzie nie będą przywiązywali większej wago do słowa, ponieważ to właśnie słowo jest tutaj najważniejsze. Odpowiedzialny polityk – nawet w zakresie demagogii, licytuje się tylko w takim zakresie, w jakim musi i w taki sposób, żeby później móc wytłumaczyć wyborcom, że określone punkty jego programu są lub nie są realizowane za pomocą różnego rodzaju polityk. Przecież tak łatwo obiecać cokolwiek czyli wszystko, to znaczy niczego nie obiecywać…

    Tags: , , , , , , ,