• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Jeżeli USA chcą zachować bezpieczny dystans – muszą potwierdzać swoją dominację

    • By krakauer
    • |
    • 06 maja 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Problemy z upadającym mocarstwem dla jego otoczenia są prawie zawsze takie same, bez względu na okres historyczny, jeżeli mieliśmy do czynienia z kryzysem mocarstwowości, zwłaszcza w jej wykonaniu imperialnym – zawsze kończyło się to wielką awanturą i problemami, których rozpętanie miało poprzez reset ogólnej sytuacji utwierdzić przewagę niedomagającego mocarstwa.

    Niestety z podobnym procesem mamy do czynienia w przypadku USA, od końca prezydentury B. Clintona. Wojny przeprowadzone przez Amerykę od tego czasu, nie tylko wywołały reakcję, z którą Ameryka nie może sobie poradzić, ale po prostu nie jest już w stanie. Skutki awanturniczej polityki destrukcji są przerażające i dla jej adresatów i dla otoczenia, jak również i dla samych Stanów Zjednoczonych pogrążonych w długach na pokolenia. Inżynieria finansowa, mająca być lekarstwem na bolączki wirtualnej gospodarki, niestety okazałą się kolejną pułapką, która pogrąża ten kraj w otoczeniu czynników stymulacji jego upadku.

    Innymi słowy w przypadku USA, mamy do czynienia z szeregiem czynników zewnętrznych i wewnętrznych, które redefiniują znaczenie tego państwa na arenie międzynarodowej, jak również silnie oddziałują na wewnętrzną mechanikę zachodzących w nim procesów. Teoretycznie, zgodnie z modelem wolnorynkowym – demokracja i wolność gospodarowania, miały być tymi elementami fundamentalnych przewag komparatywnych USA, nad światem, które miały gwarantować zawsze zachowanie pewnego dystansu, dominacji i przewagi nad kluczowymi konkurentami. Tymczasem jednak okazało się – wraz z kolejnymi wydarzeniami na tle rasowym (jak Ferguson), czy klasowym (jak sposób w jaki potraktowano ruch Occupy Wall Street w Zuccotti Park i inne wydarzenia o których media w Europie milczały), że zarówno pojęcia demokracji jak i wolności, są w USA nazwijmy to takie jakie są. Jeżeli do tego dodamy jeszcze fakt, że można zostać prezydentem tego kraju mając mniej głosów obywateli od kontrkandydata, czy też drukowanie pieniądza – nazywane luzowaniem ilościowym jest jak najbardziej akceptowalną praktyką, otrzymujemy mieszankę na jaką składa się fikcja, przekładana z wiarą we własną propagandę lansowaną przez centralę tamtejszego soft power w Hollywood.

    Dotychczasowa doktryna bezpieczeństwa USA, od końca Zimnej Wojny zakładała stałą obecność w różnych częściach świata, uznawanych za kluczowe z punktu widzenia interesów tego państwa i promocję swoich wartości, w tym uznawanie za pożądany stanu równowagi w regionalnych układach odniesienia, w które USA angażowały się po stronie swoich sojuszników.

    Ta doktryna nie sprawdziła się kiedy runęły gmachy WTC w Nowym Jorku, jak również nie jest w stanie sobie poradzić z problemami jakie rodzi nielegalna imigracja, przemyt i rozpowszechnianie narkotyków, czy też wyzwania deindustrializacji kraju. Na tym bowiem polega wielka słabość Stanów Zjednoczonych, prawdopodobnie nawet największa, że bardzo silnym czynnikiem oddziałującym na zdolności sprawcze tego kraju, jest stopień komplikowania się sytuacji wewnętrznej. Nic na to nie są w stanie poradzić i nic nie mogą w tej sprawie zrobić, ponieważ musieliby zmienić wszystko co uważają za święte. Generalnie – im większy rozkład spraw w Ameryce, tym mniejszą ten kraj wykazuje tendencję do wymachiwania szabelką za granicą. Specyfiką USA jest to, że mogą być rozłożone i pokonane wewnętrznie przez tak banalne sprawy, które w innych krajach np. o rzekomo totalitarnym modelu zarządzania jak np. Rosja lub Chiny, w ogóle nie stanowiłyby nigdy problemu. Ta słabość USA, wielokrotnie prowadziła ten kraj ku izolacjonizmowi, to izolacjonizm z okresu Wielkiego Kryzysu był skutkiem mechaniki wewnętrznej. Podobny układ czynników jest obecny teraz.

    USA wybrały strategię aktywnej ucieczki do przodu z odciąganiem konkurentów w wyścigu o największą stawkę – panowania nad światem, w taki sposób w jaki są w stanie to zrobić, czyli psując, niszcząc, przeszkadzając. Ich pomysł na ucieczkę do przodu to koncepcja zdania się na technologię, która ma umożliwiać takie rozwiązania jak np. rewolucję w zakresie źródeł energii, gdzie szczególnie ważną kwestią jest dostęp i eksploatacja Arktyki. Natomiast szkodzenie, to mniej więcej to, co identyfikuje się jako kolorowe rewolucje – z ich brunatną kwintesencją na Ukrainie. Ewentualnie podsycanie sztucznych sporów terytorialnych pomiędzy słabszymi krajami Azji a Chinami, które przeważnie nie mają żadnego sensu, ale liczą się jako – kotwice włączające amerykańską niezbędność w regionie. To są działania, które mają spowodować zachowanie odpowiedniego dystansu USA do innych potęg, zgodnie z przyjętymi przez ich planistów założeniami.

    Problem polega jednak na tym, że rzeczywistość jest inna niż to pokazują nawet najlepsze filmy z amerykańskiej fabryki snów. Świat, składa się z graczy, którzy są w stanie powiedzieć względem Ameryki – „sprawdzam”. Dlatego jeżeli chcą zachować bezpieczny dystans – muszą potwierdzać swoją dominację. Nie ma innego sposobu na bycie pierwszym niż zdolność do dyktowania warunków otoczeniu, a jeżeli trzeba – nawet poniżenia najgroźniejszego z pretendentów do bronionej pozycji – o ile był na tyle bezczelny, żeby w ogóle myśleć o próbie zbliżenia się do niej na nieakceptowaną odległość.

    Najbardziej aktywnym w tym zakresie krajem na dzień dzisiejszy są Chiny i inne kraje BRICS, w tym w szczególności Federacja Rosyjska, jednakże strategie tych państw – niestety nieskoordynowane, jak również metody jakimi USA na nie oddziaływują są odmienne, chociaż za wszelką cenę Amerykanie starają się sprowadzić te dwa „problemy” do wspólnego mianownika, w którym czują się najlepiej tj. rozwiązywania problemów za pomocą siły.

    Chiny mają pełną świadomość, że ich zależność od procesów globalizacji jest fundamentalna, dlatego starają się realizować swoje cele poprzez economic power i rozwijające się kontakty bilateralne różnych głębokości. Pekin doskonale wie i rozumie, że konfrontacja zbrojna z USA, spowoduje że wielką górę dolarów jaką mają w postaci zobowiązań amerykańskiego rządu, będą mogli sobie spławić w morzu. Co więcej, jakakolwiek akcja dająca pretekst do uczynienia z Chin „imperium zła” (klasyka retoryki amerykańskiej strategii), to koniec otwartej globalizacji w takim wymiarze, jaki obecnie znamy i który to model Chiny nauczyły się wykorzystywać praktycznie do szpiku. Mogą sobie pozwolić na takie myślenie, ponieważ ich skala jest zupełnie inna, a ona determinuje sposób myślenia o otoczeniu. Dlatego prowadzą działania mające na celu – umocnienie swojej pozycji, na tyle żeby być niewrażliwym na machinacje drugiej strony (koncepcja nowego jedwabnego szlaku, nowego banku inwestycyjnego itp.). Niestety jednak, stopniowo – coraz bardziej nieuchronnie Chiny są wciągane w brudną grę, która jak było widać w Hong Kongu, nie działa na nich drogą kolorowania, czy też parasolkowania rewolucji. Na Chiny jest szykowana strategia – wciągnięcia w konflikt regionalny, który rozstrzygnie o pierwszym akcie dominacji w Dalekiej Azji, jeżeli się wydarzy. Będzie to koniec Pax Americana w tym regionie, w tym znaczeniu, że nowy konflikt będzie wyzwaniem dla wszystkich, a jego skutki odczujemy w cenach smartfonów i nie tylko także u nas. Jest tylko kwestią czasu, aż Chińczykom puszczą nerwy lub pozwolą się zapędzić w nacjonalistyczną retorykę. Skutki będą opłakane, nawet – a może tym większe, im większe Chinom udałoby się odnieść zwycięstwo militarne. Nic przecież bardziej nie stygmatyzuje dzisiaj niż miano państwa agresora!

    Właśnie tą strategię zastosowano wobec Federacji Rosyjskiej, gdzie nie udało się przenieść rewolucji, pomimo podpalenia połowy sąsiedniej Ukrainy. W konsekwencji – selektywnie pojmowanych wydarzeń wojennych, silnie promowanych w mediach ze względu na ich dramatyczność (tragedia samolotu malezyjskiego w strefie działań wojennych kijowskiego rządu, który nie zamknął przestrzeni powietrznej) – doszło do stworzenia „przyczyny” umożliwiającej próbę gospodarczego izolowania Federacji Rosyjskiej. W praktyce szybko nastąpiło przejście do wojny gospodarczej, w której wylano wiele PR-owej piany (jak słynne polskie jabłka), jednakże pryncypia głównego narzędzia w tym arsenale tj. sankcje technologiczno-finansowe spowodowały istotne bodźce negatywnie oddziałujące na rosyjską gospodarkę, praktycznie wpisaną w międzynarodową globalizację.

    Ta strategia działa, jednak to dopiero przygotowania. Zarówno Rosja jak i Chiny, to poważni przeciwnicy, ale widać jak na dłoni, że stymulowanie militarne Ukrainy przeciwko Rosji, czy też niektórych krajów Dalekiej Azji „w obronie przed chińskim ekspansjonizmem”, to nic innego, jak kroki w kierunku tworzenia dobrze znanych nabrzmiewających stref konfliktu. To kalka ze scenariuszy dla Bliskiego Wschodu, Korei, Wietnamu, jak również samych Chin, gdzie Tajwan miał pełnić rolę niezatapialnego lotniskowca. Z czasem dojdzie do eskalacji w miejscach zapalnych i do konfliktu pomiędzy mocarstwami – za pośrednictwem państw pośrednich. Nie będziemy mieli otwartej wojny amerykańsko-rosyjskiej lub amerykańsko-chińskiej, takie kroki to byłaby desperacja. Jednakże stopniowo i powoli – będzie się wiązać te kraje w konflikty nabrzmiewające, które swoim ciążeniem, będą zatruwały atmosferę społeczno-polityczną w konkurencyjnych metropoliach, a zarazem będą na tyle angażowały siły i środki mocarstw konkurencyjnych, że nie będą one w stanie pójść w kierunkach dla siebie strategicznie pożądanych. W przypadku Rosji chodzi o opóźnienie eksploatacji przez to państwo Arktyki oraz na ile to możliwe, wbicie klina pomiędzy stosunki polityczno-gospodarcze Federacji Rosyjskiej i Unii Europejskiej. Te dwa elementy, nie tyle co osłabią Rosję, że będzie słabsza – plan jest o wiele bardziej perfidny, tam chodzi o niewykorzystane korzyści. Od pewnego etapu będzie widoczny szklany sufit, którego nawet Rosja, nie będzie w stanie, bez przeprowadzenia jakichś zmian przeprowadzić. W przypadku Chin, chodzi przede wszystkim o – uwaga bardzo ważne – utrzymanie uzależnienia tego kraju od rynków zewnętrznych. Jakkolwiek by to machiawelicznie nie brzmiało, cel jest właśnie taki, bo tylko tak można skutecznie wpływać na chińską politykę. Równolegle stopniowo atakując percepcję zwykłych chińczyków przy pomocy „kolorowego” świata, w licencjonowanych urządzeniach elektronicznych, jakie są im wciskane – za zgodą i przyzwoleniem ich państwa, ponieważ stanowią wirtualne zamienniki rzeczywistości, niesłychanie drogiej w ich skali. Chodzi o to, że lepiej jest wciskać Chińczykom nowe konsole do gry, żeby marnowali przy nich czas, niż myśleli np. o wydobywaniu surowców w Afryce lub Ameryce Środkowej, a z czasem – zostaną zwesternizowani na tyle, że przeprowadzi się w ich kraju szybką rewolucję, wybierając nowego „Wałęsę”, który dokona transformacji systemowej, w sposób zbliżający ich wartości do tego, co jest dla nich przewidziane – oczywiście za każdym razem z uwzględnieniem ochrony Digital Right Management i innych kwestii powodujących, że bez względu na to, co się dzieje – firmy amerykańskie zarabiają. Tylko o to tam chodzi, nikt nie ma innych intencji wobec Chin.

    W obu przypadkach – przeprowadzenie odpowiedniej wojny, która niczego nie zmieni i nie stworzy żadnej wartości dodanej, nawet opłaconej krwią, poza nowymi stanami emocjonalnymi w napięciu międzynarodowym – to wręcz nieunikniony element strategii zachowania bezpiecznego dystansu przez potwierdzenie dominacji Ameryki.

    Musimy się na to przygotować, ponieważ jeden z elementów tej strategii, może nas bezpośrednio dotyczyć, jeżeli będziemy na tyle oderwani od rzeczywistości, że w pianie podniecenia poklepaniem po ramionach lub pieniędzmi w kolejnych kartonach przekazanymi z ambasady – nie rozpoznamy natury zjawiska i idącego za nim zagrożenia.

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,