- Historia
Śmierć przyszła kiedy nie czekałeś
- By FRINGILLA
- |
- 06 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
O ile wiem, tak gdzieś od Powstania Styczniowego było w mojej rodzinie wielu Stanisławów, Bronisławów, Piotrów – ale „Bronek” był tylko jeden. I jeżeli ktoś w rodzinie mówi „Bronek” – to wiadomo że chodzi o Bronisława, pseudonim „Bronek”.
Bronek życie miał nieprawdopodobne i teraz, wiele lat po śmierci wciąż krążą w rodzinie opowieści i legendy na ten temat. Śmierć miał też co najmniej zagadkową. W czasie jego pogrzebu płakała cała Warszawa. I te Powązki spowite dymem i gazem łzawiącym „wydarzeń marcowych” i ten tłum przyjaciół z partyzantki i lat powojennych…
Po Bronku prócz opowieści rodzinnych została jedna jedyna książka „Śmierć nie przychodzi kiedy czekam”. Dla mnie jest to wzorzec lapidarności języka do czego jedynie chyba w początkach swego pisania zbliżył się Cesarz Reportażu. I tak jak każda książka, także i ta Bronkowa nie mówi prawdy a raczej nie zawiera jej całej.
Bronek swe wspomnienia skonstruował jako list który pisze do Prezydenta Bieruta z prośbą o ułaskawienie od czekającej go kary śmierci. Prawda była barwniejsza niż to co mogło być zapisane w książce. Bronek, owszem miał wyrok śmierci po kilku ucieczkach z polskich więzień. Ale ułaskawienie dostał na drodze amnestii oraz faktycznie specjalnego „rozkazu” Bieruta, bo gdyby się zgłosił oficjalnie, nawet jako „amnestionowany” – nie przeżył by nawet kwadransa. Pamiętam opowieść mojej Babci o tym jak poszła do Bieruta w sprawie Bronka. Jakoś jej się to udało – możliwość tego „posłuchania”. Bierut nie znał sprawy, wezwał jakichś „pomocników” którzy gdy się dowiedzieli o kogo chodzi – jak relacjonowała Babcia – głośno zgrzytali z wściekłości zębami na wieść że najwyraźniej Bierut wyda stosowne polecenia a im wymknie się ptaszek do ustrzelenia…
Ale takie to były czasy, ciężkie szczególnie dla młodych ludzi którzy przeżyli wojnę i nic innego nie potrafili – jedynie walczyć. Bronek także zaraz po wyzwoleniu wrócił do domu – ale pociągnęło wilka do lasu…
Jak komuś uda się zdobyć i przeczytać tę zapomniana książkę, dowie się że Bronek był w KEDYWIE, w ochronie Ponurego, potem w Wachlarzu. Był w niewielkim oddziale do „zadań specjalnych” – czyli mówiąc po prostu najczęściej do wykonywania wyroków KG AK oraz ochrony ważnych osobistości Podziemia…
Jedna z rodzinnych opowieści o Bronku, nie zamieszczona w jego książce mówi o tym jak Bronek wykonywał wyrok na agencie Gestapo na Warszawskiej Starówce. Przy każdej tego typu akcji „wykonawca” miał jednego lub dwóch „ubezpieczających”. Po wykonaniu wyroku, Bronek nachylił się nad zabitym by jak każe procedura obszukać ubranie, gdy nad głową zaświstały mu kule. Padł na ziemię, wokół rozdygotały się salwy karabinów maszynowych. To na strzały skierowane w kierunku Bronka odpowiedziała jego obstawa. Do walki włączył się i Bronek. Po chwili na miejscu leżeli zabici dwaj oficerowie SS którzy na odgłos strzału Bronka wyskoczyli z pobliskiej kawiarni przed którą stało zaparkowane ich auto. Samochód był na „berlińskich” papierach. SS mani zostali obszukani, Bronek „spenetrował” auto mimo nawoływań towarzyszy by już uciekać. Porwał ze sobą znalezioną w bagażniku opasłą skórzaną teczkę i już po nich nie było śladu.
Koło północy do jednego z głęboko zakonspirowanych mieszkań generała Nila przyszedł Bronek. Został obsobaczony przez Generała oraz jego ochronę jak przysłowiowa bura suka za złamanie wszystkich zasad konspiracyjnych. Ale słuszny gniew dowódcy zaraz się skończył, po tym jak Bronek w czasie relacjonowania wypadków zaczął wyjmować ze zdobytej teczki kolejne paczki dokumentów. Okazało się że ci dwaj, przypadkowo zastrzeleni Niemcy właśnie przyjechali z Berlina, z „centrali” na niezapowiedzianą inspekcję. Jazda była długa, przez okupowany kraj i zanim się zameldowali w miejscu gdzie mieli „delegację”, wpadli do pierwszej z brzegu knajpy by się coś napić. Usłyszeli strzały Bronka, wypadli na zewnątrz i dalszy ciąg jak opisałem wyżej…
Teraz najciekawsze. W dokumentach były spisy agentów Gestapo w Polsce i nie tylko. Były spisy osobowe Centrali Gestapo w Niemczech. Nil od razu docenił niezwykłą doniosłość tych materiałów. Podziękował Bronkowi, a na drugi dzień…
Na drugi dzień te dokumenty zostały przetelegrafowane do Londynu. Jednocześnie w ulotkach rozrzuconych na terenie Warszawy ukazała się specjalnie spreparowana wiadomość mówiąca o tym że „dzięki polskim agentom w Centrali Gestapo w Berlinie AK otrzymało informację że do Warszawy przyjeżdżają dwaj wysocy oficerowie. Wyrok na nich został wykonany”. W tym samym czasie Londyn, poprzez sieć swoich agentów rozesłał informacje że w Berlinie jest brytyjska siatka szpiegowska i podano nawet część nazwisk z listy znalezionej przez Bronka. Słyszałem opinię że było to jedno z największych zwycięstw polskiego Państwa Podziemnego. Hitler po prostu się wściekł! O przyjeździe tych dwóch Niemców nie wiedział nikt! Nawet Warszawa! Ewidentnie ktoś musiał zdradzić! Do tego doszły odwieczne zagrywki i wojna pomiędzy SS a Gestapo co zostało w tym przypadku umiejętnie wykorzystane. I tak przez ten zupełny przypadek w ciągu dwóch kolejnych tygodni Niemcy rozstrzelali czy powywieszali po długich przesłuchaniach prawie całe swoje dowództwo SS i Gestapo!
Bronek zginął w wypadku samochodowym co samo w sobie nie jest dziwne ale do dziś zastanawiające są okoliczności tego zdarzenia. Jechał swoim pięknym, kolorowym, nowym, sprowadzonym świeżo z zagranicy Garbusem. Auto było „odlotowe” i nawet na ulicach bogatej i kosmopolitycznej Warszawy wzbudzało zachwyt przechodniów. Ponieważ okazało się że coś „nie pasowało” urzędowi celnemu w Gdańsku gdzie odbierał miesiąc wcześniej samochód, musiał się tam wybrać w celu złożenia wyjaśnień. Nie czuł się dobrze więc poprosił znajomego by robił „za szofera”. Już za rogatkami Warszawy wpadli na patrol milicji który ich zatrzymał za nadmierną szybkość. O dziwo po krótkich wyjaśnieniach jakie złożył kierowca zostali puszczeni bez żadnych problemów dalej. Gdzieś pod Płońskiem ich auto wypadło z szosy i rozbiło się o drzewo. Bronek zginął na miejscu. Jego kierowcy nie spadł nawet włos z głowy mimo całkowicie rozbitego pojazdu. Dopiero później rodzina dowiedziała się ze uczynnym kierowcą był pracownik UB…
Rodzinna legenda tłumaczy także okoliczności nagłego poprawienia się bytu materialnego Bronka. Nowy dom, samochód, czas na napisanie książki która została wydana tuż przed jego śmiercią oraz maszynopisy trzech kolejnych gotowych do wydania… Podobno – zastrzegam się „podobno” – Bronek miał dobrego znajomego, słynnego tłumacza literatury pięknej. Słynny tłumacz z kolei często wypowiadał się w wywiadach że musi się kalać przyziemnym pisarstwem „literatury” kryminalnej w celach merkantylnych, by zarobić na nie przynoszące dochodu a pracochłonne tłumaczenia. Legenda rodzinna głosi że Bronek współpracował z Wielkim Tłumaczem robiąc „za Murzyna”, czyli pisząc dla niego te wszystkie znane kryminały. Trudno mi powiedzieć na ile jest to prawda, ale faktem jest niezaprzeczalnym że nagłe i jak na tamte czasy duże pieniądze pojawiły się u Bronka w tym czasie jak Wielki Tłumacz jeszcze był początkującym i nieznanym tłumaczem a zaczął właśnie wydawać swoje tak znane książki detektywistyczne…
Inna zagadka dotycząca Bronka pojawiła się w latach 90-tych. Do Rodziny zgłosił się pewien Pan, przedstawiciel zachodniej agencji która tworzyła rodzaj almanachu literatury światowej. Ponieważ Bronek tajemniczym sposobem znalazł się tam na jakiejś liście, człowiek ten chciał uzyskać informacje do mającej powstać biografii Bronka. W tym czasie już nie żyła wdowa po Bronku i zgodnie z jej testamentem cały dom, wraz z pamiątkami oraz trzema maszynopisami sprawdzonych, poprawionych i gotowych do wydania książek nieżyjącego już od lat Bronka został przekazany pewnej sekcie, która dom sprzedała a wszystko co się tam znajdowało wyrzuciła na wysypisko. Rodzina dowiedziała się o tym zbyt późno i nie dało się uratować ani maszynopisów ani żadnych pamiątek czy dokumentów…
Wracając do Pana „od biografii”. Po uzyskaniu informacji od rodziny, człowiek ten zaczął te wiadomości sprawdzać i weryfikować. Gdzieś po pół roku zgłosił się ponownie i przedstawił wyniki swojego śledztwa. Okazało się, że idąc tropem wskazanym przez rodzinę, odkrył iż ktoś zadał sobie ogromny trud w usuwaniu śladów po Bronku. Na przykład zostały wydarte kartki z więziennych spisów – teraz nie ma śladu że kiedykolwiek i gdziekolwiek przebywał lub uciekał z jakiegokolwiek więzienia.. Nie ma śladu w bibliotekach gazet lub stron z gazet z tamtego okresu które na przykład wspominały o tym że Bronek został honorowym obywatelem pewnego miasta na Mazowszu. Nie ma śladu numerów pewnej znanej stołecznej gazety, gdzie w jej plebiscycie w jednym roku Bronek został „człowiekiem roku” Stolicy…
Została tylko jedna, jedyna książka i coraz mniej osób w rodzinie które jeszcze wszystko jako żywo pamiętają…