- Ekonomia
Należy rozdzielić działalność inwestycyjną banków od działalności depozytowej i kredytowej
- By krakauer
- |
- 02 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
W interesie depozytariuszy, czyli społeczeństwa, jak również państwa, jako ostatecznego gwaranta depozytów i trwałości systemu bankowego jest rozdzielenie działalności bankowej na działalność inwestycyjną i działalność depozytowo-kredytową. Tylko w ten sposób można uchronić depozyty ludności od ryzykownych operacji na rynkach, do lewarowania, których służą, bez wiedzy i za domniemaną zgodą ich właścicieli.
Bankowość inwestycyjna ma długie i wspaniałe tradycje w wielu krajach świata, jednakże dzisiaj po kryzysie, wiemy już, że pogoń za zyskiem wiąże się z ryzykiem, a jak dochodzi do problemów systemowych, to za ryzyko płacą zwykli ludzie i państwa, a nie banki i ich właściciele. Uleganie wizji wysokich zysków w gospodarce kapitalistycznej, musi wiązać się z ponoszeniem ryzyka – do dosłownych skarpetek i ciemnej celi w więzieniu włącznie.
Właśnie, dlatego trzeba rozdzielić działalność inwestycyjną od depozytowo-kredytowej. Jest przy tym oczywiste, że działalność depozytowo-kredytowa będzie potencjalnie o wiele mniej opłacalna od działalności inwestycyjnej. Dlatego trzeba na nowo przemyśleć kwestie nadzoru bankowego, warunków tworzenia banku i zasad jego funkcjonowania. Nie bez znaczenia jest kwestia przynależności do Unii Bankowej. Zmiany systemowe muszą być jednak jednoznaczne i czytelne dla każdego. Oczywiście nie ma powodów, dla których banki depozytowo-kredytowe nie mogłyby inwestować w banki inwestycyjne, ale nigdy na odwrót. To kwestia zderzenia wolności gospodarczej z odpowiedzialnością za ryzyko rynkowe, jeżeli ktoś chce je ponosić, ludzie muszą mieć taką informację, wybór jest prosty, jednakże nie może być mowy o tym, żeby działalność depozytowo-kredytowa służyła do zabezpieczenia finansowego dla działalności inwestycyjnej, bez świadomości ryzyka dla depozytariuszy – tak jak to jest obecnie. Oczywiście najwyższy poziom bezpieczeństwa miałyby te banki depozytowo-kredytowe, które miałyby w statutach zadeklarowany zakaz włączania się w działalność inwestycyjną, albo jedynie do jakiegoś bezpiecznego procentu kapitału własnego banku – tytułem dywersyfikacji małej części aktywów. Nic ponadto, nie może być zgody na ryzykowanie majątkami ludzi, czy też stawianie państwa przed koniecznością finansowania czyjejś lekkomyślności.
Osobnym problemem jest kwestia zezwolenia na kreację pieniądza. Jest oczywistym, że jeżeli w ogóle może być mowa o kreowaniu kredytu, to tylko z depozytów przez banki depozytowo-kredytowe. Do jakiego poziomu, to kwestia do dyskusji i to chyba bardziej na poziomie unijnym niż krajowym, obecny model jest nie do utrzymania, ponieważ nie ma powiązania ryzyka wynikającego z uprawnienia z zyskami. Jeżeli w ogóle ma być mowa o kreacji pieniądza z depozytów, to nie mogą być to depozyty banków inwestycyjnych. Te jak najbardziej mogą służyć kredytowi po ulokowaniu w bankach depozytowo-kredytowych, ale 1:1 i to bez żadnej dyskusji. Chodzi o to, żeby gospodarka wirtualna wspierała i służyła gospodarce realnej, nawet jeżeli byłaby narażona na inflacyjną stratę zysków – to cóż, takie są koszty funkcjonowania systemu w ogóle i nie może być tak, że „cwańsi” nie chcą w nim partycypować, a w razie kłopotów płacą gospodynie domowe i emeryci.
W naszym interesie jest utrzymanie jak najwyższej stabilności systemu bankowego, zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej, czy też i na świecie. Obecnie jesteśmy tylko małą wyspą uzależnioną od regionalnego i globalnego systemu, stworzonego przez poważnych graczy, jednakże nie możemy sprzedać się za bezcen. Dla każdego jest, bowiem oczywistym, że problematyka banków i związana z nią problematyka Unii Bankowej, a to wszystko w konsekwencji prowadzi nas do problematyki Euro. W naszym interesie jest wykorzystanie dużej stabilności naszego systemu bankowego, właśnie w celu miękkiego wejścia w Strefę Euro, w sposób bezpieczny i korzystny dla gospodarki. Być może elementem wynikającym z takiej strategii byłaby konieczność konsolidacji banków w Polsce, być może wymuszona zewnętrznie przez likwidację części banków i części działalności bankowej – dużych banków, na rynkach Unii Europejskiej. Nasz rynek jest na tyle płytki, że w zasadzie jeden duży bank i kilka mniejszych jest go w stanie obsłużyć, nawet jeżeli zagraniczna bankowość w pełni zlikwidowałaby działalność w Polsce. Chodzi o to, żeby nie płakać po zagranicznych bankach w Polsce. Zawsze można założyć nowy bank, jeżeli komuś się nie podoba, nie musi u nas prowadzić działalności bankowej – liczy się, żeby depozyty były zabezpieczone, zyski zagranicznych banków to ostatni problem naszego państwa. Nasz rynek jest tak płytki, że przy odpowiedniej regulacji nawet nikt się tu nie odważy spekulować.