- Paradygmat rozwoju
Nikt nie ma wizji rozwoju w erze Gospodarki Opartej na Wiedzy
- By krakauer
- |
- 02 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
Nikt we współczesnym świecie nie ma wizji kompleksowego rozwoju w erze Gospodarki Opartej na Wiedzy. Unia Europejska stanęła w miejscu, USA myślą, że uciekną do przodu w technologię (strategia ucieczki w niszę technologiczną lub ambitniejsza strategia samonapędzającego się postępu) i odbudują przemysł dzięki taniej energii, Japonia ma już wszystko, wyprodukowała bogactwa na kilka pokoleń do przodu i niczego nie potrzebuje. Chiny rozwijają się poprzez wykorzystanie czynników prostych, właśnie osiągając kres wydolności swojej przestrzeni. Rosja również podąża ścieżką prostych – skutecznych reform i jak tylko zaczęło się jej udawać (plan rozwoju infrastruktury przy okazji Igrzysk Olimpijskich), to spotkała ją kara ze strony konkurentów, którzy po prostu wypowiedzieli jej wojnę gospodarczą i podpalili sąsiednie państwo. Indie mają rozwój jeszcze przed sobą.
Okazało się, bowiem równolegle we wszystkich krajach świata, że nie da się uciec do przodu w technologię, jak również nie da się oderwać od gospodarki przemysłowej, a to oznacza, że ten, kto ma przemysł jest wygranym, ponieważ może sam zapewnić sobie potrzebne wyroby, jak również zaoferować je światu. Poważny przemysł pozostał w Rosji, Japonii, części Unii Europejskiej i w niektórych gałęziach w USA. Na nowo zbudowały swoją pozycję Chiny, budują Indie i Brazylia.
Takie kraje jak Polska, a nawet Turcja, w ogóle nie liczą się w globalnym dialogu konkurencyjnym, poza wybranymi niszami, w których udało się im znaleźć dla siebie opłacalność dzięki jakimś przewagom komparatywnym (przeważnie taniej sile roboczej i/lub bliskiej odległości od głównych rynków zbytu). To wszystko to za mało i zbyt mało ważne, żeby gospodarka mogła samodzielnie uczestniczyć w procesach globalizacji, – jako ich beneficjent i moderator, a nie jedynie bierny uczestnik. Te różnice są zasadnicze i mają bezwzględny charakter, kto się nie dostosuje – przegrywa.
Tymczasem problem jest w swojej istocie banalny. Nikt nie zauważył lub nie chciał zauważyć, że cała idea Gospodarki Opartej na Wiedzy, to dla większości państw, które o niej marzą to bujda na resorach stworzona na potrzeby rzeczywistych rekinów, którzy mają szansę na skok technologiczny, jednakże potrzebują do tego zasypać świat swoją bezwartościową walutą za bezcen, czy też manipulować cenami bezcennych i wyczerpujących się surowców, w celu osłabienia konkurencji. Neoliberalni kłamcy nie powiedzieli wszystkim, tego co wiedzą sami najlepiej i co jest oczywiste, dla każdego, kto analizuje przyrost technologii bez klapek na oczach. Technologia pojawia się na wyspach rozwoju, te wyspy ma Zachód, technologia NIGDY nie będzie czymś powszechnym – rodzącym się pod strzechami, czy po prostu wszędzie. Tam, gdzie pojawi się odkrycie naukowe, jest szansa na stworzenie wyspy rozwoju, pod warunkiem, że ma się odpowiednie otoczenie, zdolne technologię wykorzystać – przede wszystkim potrzebny jest kapitał i marketing, w tym w szczególności branding, żeby móc skutecznie wdrożyć wynalazki do powszechnej percepcji. Bez tego, nawet najlepsze wynalazki może spotkać los wynalazków zapomnianych, albo przechwycą je rekiny, co się z zasady dzieje, już na poziomie drenażu mózgów z krajów biedniejszych i gorzej zarządzanych do krajów wiodących w technologii.
W konsekwencji być może jednemu, lub maksymalnie kilku państwom uda się wdrożyć nowy paradygmat rozwoju i funkcjonowania oparty na technologii i postępie technologicznym. Jednakże inni za to zapłacą – marzeniami, zmarnowanymi inwestycjami w technologię, której nie będą w stanie produktywnie wykorzystać, czy też po prostu skończą, jako uzależnieni producenci od wielkich graczy, zmuszeni do wydawania wielkich środków na rozwój technologiczny, właśnie na rzecz tego podwykonawstwa, ewentualnie zakupu licencji, żeby utrzymać swój potencjał. W im większej skali to się dzieje, tym lepiej z punktu widzenia korzystającego na tak ustawionych procesach produkcji i licencjonowania.
Jeżeli globalizacja wysunie swoje kły i pazury jeszcze bardziej, odchodząc od paradygmatu współpracy w łańcuchach wytwarzania, na rzecz konkurencji pomiędzy zamykającymi się gospodarkami w układach regionalnych, czy też narodowych – to będzie jeszcze gorzej, ponieważ generalny tort do podziału się nie powiększa. Standardowe koncepcje linearnego wzrostu prostego się wyczerpały, poza tym jak je realizować, jeżeli nie ma się przemysłu i NIE STWORZYŁO SIĘ DLA NIEGO ALTERNATYWY! Wydarzy się to, co właśnie się rozpoczyna, czyli walka o nowy podział „tortu” i śmiertelna walka o okruszki. Można to przeprowadzić w ramach współpracy międzynarodowej – mniej więcej tak jak dotychczas działo się to w Unii Europejskiej, albo na zasadach pełnego atawizmu, zgodnie z najlepszymi wzorcami turbo-kapitalizmu, który kosztował świat już, co najmniej dwa poważne kryzysy – w czerwcu 1997 roku w Azji i w 2008 roku, który rozlał się na cały świat. Dzisiaj w najpoważniejszych światowych pismach ekonomicznych, mówi się o kolejnym kryzysie, ponownie o globalnym zasięgu.
Zanim świat się pozbawi złudzeń, co do możliwości rozwoju wygenerowanego w giełdowych komputerach Ci, którzy mają się wzbogacić na obecnym stanie nieustalonym – będą już na tyle bezpieczni, że będzie możliwy kolejny reset. Potem odbudowa, pomoc, ustalanie nowego światowego ładu – znane, sprawdzone metody…