- Społeczeństwo
Baltimore – co się dzieje w Stanach Zjednoczonych?
- By krakauer
- |
- 28 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Zamieszki w Baltimore to kolejne amerykańskie miasto wstrząsane przez rozruchy na tle rasowym, w których plaga chuligaństwa przekracza nasze europejskie mniemanie o skali społecznego niepokoju. Specyfika Stanów Zjednoczonych i podziałów klasowo-rasowych, jakie w tym kraju są obecne od zawsze, to jest coś, czego w Europie nie ma i nie było, nawet rasizm u nas ma inny charakter niż w USA. Tam w wielkich miastach, dosłownie kolejny kwartał domów, to inna cywilizacja, inny szczep, inne plemię, inna rasa. Zapuszczanie się w niektóre dzielnice zdominowane rasowo, z aktywnymi gangami – jest trudne dla uzasadnienia, nawet często dla służb miejskich. Wielkie miasta mają takie miejsca, gdzie nie jeżdżą taksówki i gdzie nie ma sposobu się bezpiecznie dostać, co jest bardzo trudne, jeżeli ma się inny niż dominujący kolor skóry. O zamieszkaniu w tego typu miejscach przez mniejszość rasową w ogóle nie może być mowy. Tamtejsze podziały, przeciwko którym formalnie działa to całe wielkie państwo – są dogłębne, totalne i mają charakter genetyczny. O zjednoczonym społeczeństwie można mówić chyba tylko w najbardziej popularnych dzielnicach największych miast. O rasizmie łatwo można się przekonać, jeżeli się odwiedzi miejscowości – monolityczne rasowo od pokoleń w pewnych miejscach amerykańskiej prowincji.
Zastanawiające jest, jak kraj który oparł swój wyróżnik na promocji wolności, mógł upaść tak bardzo, żeby wysyłać policję uzbrojoną i wyposażoną jak wojsko oraz jak trzeba, także wojsko przeciwko własnej ludności cywilnej? Przecież to nie jest normalne! Jak można przemawiać do obywateli przy pomocy karabinów maszynowych? Przecież to jest totalitaryzm! Można zrozumieć, że w warunkach powszechnego dostępu do broni, Policja musi wykazywać się szczególną ostrożnością i asekurować się w sposób systemowy. Jednakże widoki z Baltimore, wcześniej z Ferguson, a jeszcze wcześniej z innych miast – jak np. słynne zamieszki w Detroit w latach 60-tych i 70-tych, to nic innego jak scenariusz wojny domowej, gdzie władze pacyfikują całe dzielnice mieszkaniowe. Godzina policyjna! Posterunki na ulicach miast! Aresztowania pod byle pozorem. Coraz częściej zdarzające się strzelanie do ludzi ostrą amunicją. Ktoś coś mówił kiedyś o standardach demokratycznych?
Emancypacja Afroamerykanów w wielu dziedzinach przyjęła charakter afirmacji mniejszości (Akcja Afirmacyjna), kosztem większości. W wielu przypadkach miejsce na studiach otrzymują uczniowie mniej zdolni, ale pochodzący z nizin społecznych – dzięki promocji rasowej. Taka polityka społeczna nie podoba się bardzo wielu Amerykanom, a wyrazy niezadowolenia często przybierają coraz bardziej skrajne postaci ponieważ coś takiego jak klasa średnia jest tam w odwrocie. Wcześniej zamożność przeważnie białej klasy średniej – amortyzowała wszelkiego rodzaju działania socjalne, albowiem o pracę było łatwo a dzięki bardzo rozsądnemu ukształtowaniu systemu społeczno-gospodarczego, z pracy można było się nie tylko utrzymać, ale przede wszystkim jeżeli ktoś był pracowity i uparty – dorobić. Dzisiaj jest o to o wiele trudniej, a coś takiego jak wykształcenie lub ubezpieczenie zdrowotne, to zagadnienia będące marzeniem wielu Amerykanów.
Ponieważ państwo amerykańskie praktycznie nie opodatkowuje najbogatszych, którzy akumulują najwięcej i mają najwięcej, w zasadzie o wiele więcej niż cała reszta społeczeństwa. Realne koszty utrzymania państwa są na barkach czującej się coraz mniej komfortowo klasy średniej. To jest odczuwalne, zwłaszcza w modelu gospodarczym opartym na kredycie i systemie presji społecznej, po prostu wymuszającej kredyt. Bez kredytu nie da się w USA funkcjonować na średnim poziomie, tam w zasadzie wszystko jest na kredyt.
Z problemami ekonomicznymi ścierają się stereotypy rasowe i klasowe, wedle których w pierwszej kolejności jest wiele negatywów, bardzo głęboko zablokowanych w świadomości od pokoleń. Oczywiście najwięcej negatywnych stereotypów dotyczy Afroamerykanów, których uważa się za np. „leniwych”, „dzieciorobów”, „handlarzy narkotyków”, „darmozjadów”, ewentualnie jak tylko upomną się o swoje prawa, mówi się że żądają za darmo, tego wszystkiego na co inne grupy etniczne muszą pracować w pocie czoła. Te stereotypy nie pomagają, a nie trzeba wiele, żeby je umocnić. Wystarczy włączyć jeden z kanałów lokalnych w dowolnym dużym mieście, żeby zobaczyć na jaką skale jest rozwinięta degradacja społeczna w biednych dzielnicach zamieszkałych głównie przez osoby o innym kolorze skóry.
To wszystko jest bardzo wybuchowe, bo nic poza prawem, nie spaja Stanów Zjednoczonych. Nawet język angielski ustąpił w wielu slumsach językowi hiszpańskiemu i dialektom karaibskim. Kultura, ta masowa jest już od dawna inna dla poszczególnych grup rasowych. Oczywiście wszystko się do jakiegoś stopnia przenika, jednakże nawet Hollywood jest oskarżane albo o rasizm, albo o seksizm albo o cokolwiek. Wielu Amerykanów nie ma poczucia wspólnoty narodowej, a już na pewno obce są dla nich ideały Ojców Założycieli.
W tych realiach, tylko prawo – jest w stanie zapewnić spoistość, a w ich realiach prawo oznacza przemoc, w rękach władzy. W istocie wielkie państwo utrzymuje obywateli w strachu – przez reżim prawny, który inaczej dotyka biedotę, a zupełnie inaczej osoby zamożne lub prawie wcale osoby bardzo zamożne.
Dokąd to wszystko ich zaprowadzi, tego nie da się na tą chwilę wywnioskować. Liczy się przede wszystkim to, że tendencja pogarszania się relacji społecznych w USA jest trwała, a sądząc po częstości „wypadków” związanych z nadużyciem przemocy wobec osób należących do mniejszości etnicznych – narasta.