• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Państwo to przede wszystkim wspólna odpowiedzialność a Unia Europejska?

    • By krakauer
    • |
    • 26 kwietnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Państwo to przede wszystkim wspólna odpowiedzialność. Bardzo łatwo oddaliśmy suwerenność na rzecz wspólnoty, której mechanizmów działania nie do końca rozumiemy i jak się okazało, na której realne decyzje nie mamy wpływu, bo decydują mechanizmy do których nie mamy dostępu. Niestety na tą chwilę i w dającej się przewidzieć rzeczywistości – jest to i pozostanie jedyna alternatywa, dla – no właśnie, czego? Na tym polega ciekawość sytuacji, że nie do końca wiadomo, czym moglibyśmy obecną sytuację zastąpić, tak żeby nie stracić na efektywności funkcjonowania posiadanej struktury i nie zdewaluować wypracowanej już wartości? Ewentualnie, żeby straty opłacały się, na rzecz np. przyszłego przebicia szklanego sufitu, od którego odbijamy się bez wdzięku.

    Arogancja rzadko chodzi w parze z rozsądkiem, a widać dzisiaj, jakimi nierozsądnymi arogantami byli ludzie, którzy wpisali nas do klubu, w którym pełnimy rolę dostawcy taniej siły roboczej i półproduktów, jako przestrzeń przeznaczona do rychłego wyludnienia i przekształcenia w krainę pięknych lasów. Co takiego dało tym ludziom prawo do zdecydowania za przyszłe pokolenia? Co takiego dało tym ludziom prawo do oddania wszystkiego w zamian za nic.

    Jeżeli komuś się wydaje, że historia się skończyła, to niech włączy telewizor, bardzo łatwo można się przekonać, że jest wręcz przeciwnie. Właśnie widzimy przed sobą jej nowe rozdziały, na pewno nie mniej ciekawe niż wcześniejsze. Budowanie przyszłości w oparciu o doświadczenia przeszłości to w najlepszym wypadku błąd. Jeżeli ma się pecha, albo nazwijmy to trudne położenie geostrategiczne, to błąd może się przemienić w śmiertelną pułapkę, którą stworzyło się samemu, albo samemu się do niej weszło i ją zamknęło. W naszym przypadku jednak było jeszcze bardziej perfidnie i cynicznie, albowiem sami sobie wmówiliśmy złotą klatkę, czy też raczej złotą spłuczkę. Sami przyjęliśmy ograniczenia, licząc na to, że suma korzyści przekroczy sumę kosztów, strat i niewykorzystanych szans. Efekty po stronie niepowodzeń na razie są nazywane kosztami transformacji. Dla strażników systemu prawda nie ma znaczenia, bo za 20 lat nie będzie prawie nikogo kto potrafiłby lub w ogóle był w stanie się o nią upomnieć. Degradacja społeczeństwa jest porażająca!

    Niestety, podkreślmy niestety – jak zwykle okazało się, że nie ma ani żadnego elitarnego klubu, ani żadnej ziemi obiecanej, ani niczego za darmo – przynajmniej dla nas. Oczywiście nie można odmówić pewnego cywilizacyjnego kroku na przód, jaki dokonał nasz kraj, czy też w ogóle zajęcia stosunkowo dającej przeżyć niszy. To wszystko to są pozytywy i nie można krytykować Unii Europejskiej z samego powodu przynależności. Problem leży w braku perspektyw, które byłyby w stanie zagwarantować nam, że przyszłość nie będzie na gorszych zasadach niż obecnie. Takiej pewności nie mamy, co więcej to nasi sojusznicy i współgracze decydują dzisiaj swoimi grami o wirtualne pieniądze, jaka będzie nasza przyszłość.

    Co z odpowiedzialnością na poziomie europejskim? Kto odpowiada za Unię Europejską? Kto dzisiaj kieruje się interesem Wspólnoty? Czy ktoś w ogóle czuje się odpowiedzialny za całość? Czy też wszystko, z czym mamy do czynienia to suma partykularnych interesów – już w istocie korporacyjnych i finansowych a nie narodowych? Co z odpowiedzialnością właścicieli pieniądza i zarządzających pieniędzmi wobec tych, którzy odpowiadają politycznie? Pola odpowiedzialności się nie zazębiają, wręcz są rozbieżne – a jak dowiódł kryzys z 2008 roku – politycy nie mają żadnych zahamowań, żeby pieniędzmi publicznymi zapłacić za błędy zarządzających i właścicieli pieniądza. Jak to jest możliwe, że nikt w całej Unii Europejskiej tego nie kontroluje? Nawet mizerny podatek od transakcji kapitałowych to zbyt wiele dla strażników systemu.

    Problem systemowy polega jednak na tym, że wszyscy mogą czuć się podobnie zawiedzeni, zarówno my, którzy przystąpiliśmy oczekując stopniowej ewolucji w kierunku zamożności, jak i oni, którzy nie mają najmniejszego zamiaru zbiednieć. Zło tkwi w samej konstrukcji systemu napędzanego długiem publicznym i długiem prywatnym. Dobrze jest mieć władze nad pieniądzem, ale to musi oznaczać odpowiedzialność, którą trzeba się umiejętnie dzielić, na pewno jej wystarczy dla wszystkich. Nie można popierać inwestycji bez odpowiedzialności za przegraną, po co wychodziliśmy z Socjalizmu?

    Stany Zjednoczone zbudowały swoją jedność i obecną potęgę na wspólnocie odpowiedzialności za przyszłość zbuntowanych kolonii, które swoje głównie wojenne długi uznały za wspólne. Unia Europejska, chociaż jest w o wiele bardziej komfortowej sytuacji, nie decyduje się na wspólną odpowiedzialność za przeszłość, chociaż los jest determinowany przez wypadkową czynników, o których w praktyce decydują inni.

    Jesteśmy, więc w sytuacji, gdzie, jako aspirujący do klubu bogaczy, widzimy już, że rzeczywistość jest ciekawsza od fikcji i nie ma wiele wspólnego z naszymi wyobrażeniami, natomiast bogaci – nie za bardzo wiedzą, dokąd zmierzają. W konsekwencji podążamy za ludźmi, którzy nie wiedzą, co będzie na kolejnym piętrze, o ile już jest ono wybudowane…

    Wnioski? Sytuacja jest na tyle dynamiczna i trudna do przewidzenia, że nie da się jednoznacznie określić, czy rzeczywistość, jaką znamy współcześnie uda się przenieść w przyszłość, a jeżeli tak to, jakim kosztem i na jakich zasadach? Dobrze było nie mieć wiele do stracenia, wówczas można byłoby się nie przejmować. Obecnie szkoda nawet tej ciepłej wody w kranie…