• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Czy władza wygra z roszczeniowością społeczeństwa?

    • By krakauer
    • |
    • 20 kwietnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pieniążki z kastracji reformy emerytalnej się kończą, za niedługo osiągniemy pierwotny poziom długu. Nasze państwo jest pogrążone i przygniecione przez paradygmat zadłużania się. Niestety zadłużamy się zarówno na rozwój jak i na konsumpcję, dużo pieniędzy idzie na wydatki socjalne, których nie jesteśmy w stanie finansować z bieżących dochodów, ponieważ te są zbyt niskie w ujęciu generalnym, ale stanowią zbyt wysokie obciążenia w ujęciu źródeł pochodzenia. Nie da się bardziej obciążać klas niższych, już dzisiaj w Polsce posiadanie dziecka to wyzwanie i wyrzeczenia, jeżeli ktoś to planuje w sposób świadomy i celowy. W przypadku podwyższenia obciążeń – społeczeństwo może zupełnie na poważnie nie wytrzymać, nie być w stanie płacić haraczu na rzecz kapitalistów i systemu państwowego. Już wiele osób wyjechało, bardzo wiele w ogóle rezygnuje z tradycyjnego modelu życia w ramach rodziny, generalnie starzejemy się i zwijamy – cena za transformację jest straszna (nie jest to cena za 45 lat „komunizmu”, takiej bowiem nie płacą ani Czesi, ani Słowacy), to co nas spotkało to typowe problemy kraju, który wydał się na żer drapieżników nazywających się biznesmenami.

    Ponieważ w kraju praktycznie zlikwidowano lewicę, a to co z niej pozostało jest tak słabe, że nie potrafi nawet przedstawić wiarygodnego kandydata w wyborach, tj. co najmniej takiego, który by się jej nie wstydził – nie ma w ogóle szans na jakiekolwiek głębsze pochylenie się nad problemami społecznymi przez rządzący establishment. Przynajmniej w tym sensie, że to pochylenie się nie jest w jego interesie i jemu nie służy do niczego.

    Klasyczne elementy programu lewicowego przejęły dwie największe, skutecznie konkurujące ze sobą i zarazem ze wszystkimi innymi partie prawicowe. Pojawiło się nawet niebezpieczeństwo, jak na razie tylko w zarysie – odpowiedniego wykorzystania tej retoryki, do rozbudzenia uśpionych nastrojów roszczeniowych w społeczeństwie, tak okrutnie potraktowanym w kwestii emerytalnej przez obecną władzę. Opozycyjna partia prawicowa posiada w tym zakresie coś na kształt programu, w którym przebłyskują elementy odwoływania się nastrojów roszczeniowych. Jednakże ma to miejsce głównie w odniesieniu do obecnie rządzących, a nie do sytuacji ogólnej. Problem polega na tym, że odpowiedzialna partia polityczna, będąca pretendentem do władzy nie może w sposób ekstremalnie prymitywny jedynie krytykować, ponieważ to do niczego nie prowadzi. Destrukcja jest oczywiście prawem opozycji, tylko co z tej destrukcji, jeżeli nie ma planu na dzień następny?

    Zagadnienie jest jednak o wiele szersze, co prawda mainstream dziennikarski troszczy się z pietyzmem o to, żeby przypadkiem nie pojawiła się żadna nowa siła, która odwoływałaby się na każdym kroku do kwestii roszczeniowych. Jednakże to społeczeństwo samo w sobie posiada nieskończone pokłady roszczeniowości, albowiem jest totalnie wynędzniałe – i z powodów historycznych, jak i ze względu na doświadczenia ostatniego ćwierćwiecza transformacji, z którego establishment jest taki dumny. Na roszczeniowość Polaków trzeba właśnie patrzeć z tej perspektywy, mówimy o perspektywie rent po 200 Euro i emerytur po 250 Euro lub płacy „na czarno” w wysokości 300 Euro. Jak w takich realiach nie być nastawionym roszczeniowo? To przecież i tak lepsze niż totalny marazm i popadnięcie w letarg socjalny.

    Jak dotychczas ludzie wierzyli, że sytuacja ogólna na tyle się poprawi, że generalnie będzie lepiej. Minęło 25 lat transformacji, minęły pierwsze wielkie pieniądze z Unii Europejskiej, niby jesteśmy na Zachodzie. Jednakże skoku cywilizacyjnego jakoś nie widać, nie słychać i nawet śladu po nim nie ma. Większość widzi, że przy wzroście kosztów stałych – się nie bogaci! Co więcej, że nie jest w stanie się wzbogacić, nawet ciężko pracując. Blichtr najbogatszych ośrodków rozwojowych Polski, jest bardzo pozorny, w zasadzie jest silną fikcją, kreowaną przez strażników i służby etatowe systemu, na różnych funkcjach, głównie po to, żeby przynajmniej „coś było” dla części bardziej łatwowiernej społeczeństwa. Reszta odarta ze złudzeń boi się o pracę, raty, mieszkanie, dzieci, małą stabilizację. Co najwyżej tacy ludzie narzekają pod nosem, niewielu odważy się „blogować”, ewentualnie napisać w windzie co myśli o rządzących. Jednakże ludzie siedzą cicho, ponieważ system tak wszystko ustawił, że nie ma alternatywy i z tą świadomością bezalternatywności, wszyscy którzy przejrzeli na oczy, a nie studiowali informatyki i nie są w niej dobrzy – muszą żyć. To naprawdę straszne, albowiem to są takie blokady, że leżymy i kwiczymy, a po nas może przejechać i pociąg, ale nikt nie odważy się powiedzieć, że to nie jest komfortowe, a nawet trochę niebezpieczne. Ludzie wybrali wariant trzymania głowy jak najniżej, tak żeby się zmieścić pomiędzy hamulcami tarczowymi lokomotywy.

    Do tej pory nawet jeżeli ktoś już nie wierzył, że mu się poprawi, to wierzył w emeryturę i że chociaż dzieciom będzie lepiej. Problem polega na tym, że właśnie nadchodzi pokolenie, którego nie było stać na dzieci – z różnych przyczyn. To oznacza, że to nie jest już pokolenie tak pokorne, jak pokolenie schodzące, ponieważ nie do końca zależy mu na stabilizacji, gdyż nie ma trzymania w postaci najbliższych. Dla większości jednak przejawiło się to emigracją, a biologia zrobiła swoje.

    Stopniowo coraz więcej ludzi będzie dostrzegać beznadziejność tego systemu, brak jakiejkolwiek oferty socjalnej ze strony tego państwa, nawet niemożność zapewnienia bezpieczeństwa i ogólną beznadzieję. Brak perspektyw i totalny chaos w alokacji zasobów, które formalnie powinny być wspólne.

    Im więcej ludzi będzie myślało tak samo, tym bardziej system będzie starał się protezować takie kwestie jak socjal, czy też dostęp do dóbr publicznych chociażby tak ulotnych jak ład przestrzenny, czy zdrowe środowisko naturalne otoczenia człowieka.

    Polacy są jak magma, wie to każdy kto rządzi tym krajem od wieków, pod tym względem się nie zmieniliśmy. Pod wierzchnią warstwą zastygłej skały – zbiera się ciśnienie, które pewnego dnia wybuchnie, rozsadzając skostniałą skorupę istniejącego systemu, tak bardzo że wszyscy pogrążymy się w zadziwieniu. Może to mieć konsekwencje państwowe, a to nie jest bez znaczenia w naszym paradygmacie państwa tymczasowego (siłą rzeczy).

    Władza może umiejętnie włączyć roszczeniowość społeczeństwa do swojego repertuaru oddziaływania na rzeczywistość, jednakże będzie to oznaczało stopniowe odkręcanie śruby. To siłą rzeczy będzie kosztowne dla systemu, ale to i tak lepsze od rewolucji. Scenariusz zderzenia się z roszczeniowością społeczeństwa nad Wisłą oznacza wymordowanie się nawzajem około 20% może nawet 30% społeczeństwa. Jeżeli tylko puszczą wodze emocji, nie będzie zmiłowania dla nikogo. Jest jednak szansa, na ucieczkę do przodu, która obejmie większą część społeczeństwa, jednakże wymaga to zmiany myślenia o państwie w ogóle, a w szczególności o relacjach państwo-obywatel.

    Żyjemy w realiach międzypokoleniowej biedy i nędzy, rzadko kiedy pokolenia schodzące pozostawiają pokoleniom wchodzącym własność, dzięki której możliwe jest utrzymanie i podnoszenie poziomu życia. W takich warunkach – bez kreatywności i bez działania na rzecz jakości, rozwoju i postępu – dochodzi zawsze do szukania winnych na zewnątrz. Tą rolę znakomicie spełnia roszczeniowość, a zwłaszcza presja socjalna (chociaż nie można zapominać np. o presji środowiskowej – narastającej wraz ze wzrostem świadomości ekologicznej społeczeństwa). Istniejący system trzeszczy w szwach, jest elastyczny, mistrzowsko kłamie i zwodzi, jednakże na koniec dnia – Polacy zostają z wizją niezapłaconych rachunków i pustą lodówką. Nie ma silniejszego motywatora do zmian. Trzeba poczekać, aż pojawi się na tyle rozsądna propozycja lewicowa, oparta na paradygmacie socjalistycznym, dostosowanym do współczesnych problemów klasowości napędzanych przez globalizację i rządzonych przez krwiożerczy turbo-kapitalizm, żeby była w stanie być wiarygodna dla społeczeństwa. Potem, może nie być żadnego potem…Niestety taka jest logika przemian, tak jak w okresie transformacji płaciliśmy za jej błędy, w okresie rewolucji zapłacimy za utracone korzyści.

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , ,