- Ekonomia
Trzeba ograniczyć mechanizm kreacji pieniądza
- By krakauer
- |
- 19 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Jeżeli chcemy uniknąć kolejnych baniek spekulacyjnych i spowodować wzrost wartości waluty, bez względu na to czy to Euro, czy naszej waluty tymczasowej, to powinniśmy dążyć do ograniczenia mechanizmu kreacji pieniądza przez banki komercyjne do zera.
Obecnie banki komercyjne mają prawo kreować pieniądz, poprzez niezabezpieczony w pieniądzu kredyt. Jedynym zabezpieczeniem kreowanego kredytu przez banki są depozyty i kapitały własne banków, jednakże one nie pokrywają wysokości udzielanych kredytów. System opiera się na zaufaniu, depozytariusze wierzą, że banki mają ich pieniądze, – co rzeczywiście w skali ograniczonej do jednego przeciętnego depozytu ma zastosowanie zawsze. Banki posiadają wypróbowane algorytmu pokazujące im, jaką ilość gotówki muszą trzymać i jaką kwotę, o jakiej płynności powinny posiadać w szybko zbywalnych aktywach. Właśnie ten mechanizm decyduje o tym, że banki zarabiają pieniądze, przy czym ich rzeczywistym problemem jest to, że jak pieniądz nie pracuje, to automatycznie traci na wartości, bo inflacja nie śpi, o ile oczywiście występuje w przyrodzie.
Istotą takiego modelu do tej pory było działanie mechanizmu rynkowego, który wraz z udzielaniem kredytów – dystrybuował ryzyko. Banki wraz z każdą jednostką udzielonego kredytu decydują się na ryzyko, oczywiście można się od niego ubezpieczyć, jak również dzięki instrumentom finansowym można je dywersyfikować, generalnie jednak zawsze bank ponosił ryzyko. Jeżeli udzielił zbyt wiele ryzykownych kredytów – bankrutował. Niestety obecnie tak nie jest, dzisiaj banki czekają na luzowanie ilościowe, czyli kolejne pompowania pieniędzy przez banki centralne. System traci środki, ale jeszcze więcej środków absorbuje, stąd może sobie pozwolić na takie ryzyko jak to, które jest związane z Grecją, która przecież nie pożyczała pieniędzy na Marsie, tylko w konkretnych bankach lub konkretne instytucje finansowe kupowały jej papiery dłużne.
Wadą tego modelu jest uzależnienie państwa od dyktatu rynków, które są dzisiaj bardzo dalekie od przejrzystości. Nie może być tak, żeby państwo było niewolnikiem rynku, czyli przeważnie wąskiej grupy chciwych spekulantów.
Jesteśmy w okresie, kiedy stary paradygmat systemu monetarnego i rynku w ogóle dogorywa, ale jeszcze nie wykształcił się żaden nowy model, chociaż kapitalizm typu chińskiego, wygląda nadzwyczaj atrakcyjnie, zwłaszcza z perspektywy duszących się w deflacji krajów Zachodu. Okazało się, bowiem, że centralne planowanie, gdzie o udzielaniu kredytów decyduje centralny planista – sprawdza się lepiej niż model rynkowy. Nie ma, bowiem w istocie różnicy, czy system bankowy udziela kredytów po kluczu realizacji polityki społeczno-gospodarczej, czy też luzuje ilościowo. W obu przypadkach śmietankę z systemu spijają najwięksi drapieżnicy. Z tą jedną różnicą, że gospodarka chińska jest realna, a gospodarka na Zachodzie, opiera się na opcjach na składowe wykorzystywane w znacznej mierze przez gospodarkę chińską. Jeżeli ktoś nie rozumie tej różnicy lub nie chce jej dostrzec to już przegrał życie, może się położyć spać, to będzie najlepsze, co może zrobić. Co oczywiście wcale nie znaczy, że Chiny nie mogą zbankrutować, jak najbardziej mogą, jednakże nie muszą bawić się w żadne windykacje, ani luzowania. Centralny planista, korzystając z omnipotencji państwa może np. przejąć wszelkie zobowiązania odsetkowe w gospodarce lub w ogóle unieważnić wszystkie kredyty, jak również dokonać konfiskaty majątków prywatnych. To wielka przewaga modelu centralnie planowanego nad modelem para-rynkowym. Na kapitalistycznym Zachodzie konfiskata majątku to byłby dramat i rewolucja, a w komunistycznych Chinach, po prostu kolejna konfiskata – taki duży reset systemu, po którym zabawa zaczęłaby się na nowo. Jednak bez kryzysu, bezrobocia, samobójstw, biedy, głodu i innych dramatów.
Jeżeli chcemy utrzymać przewagę nad rosnącymi w siłę Chinami, powinniśmy wyeliminować ryzyko tworzenia się kolejnych baniek w gospodarce. Nie da się od razu wyeliminować mechanizmu kreowania pieniądza, bo gospodarka by padła, jednakże można stopniowo podwyższać bankom stopę rezerwy obowiązkowej. Stopniowo, do 99% ale elastycznie, to znaczy w zależności od sytuacji gospodarczej – poziom rezerwy byłby obniżany lub podwyższany. Liczy się to, żeby banki nie czuły się dalej, jako właściciele sytuacji, decydujący w 100% o możliwościach kredytowania gospodarki. Tego typu regulowanie powinno trwać tak długo, jak długo banki będą bardziej zainteresowane kredytowaniem gospodarki wirtualnej, która karmi sektor finansowy niż gospodarki realnej.
Należy rozważyć model, w którym jedynym generatorem pieniądza w gospodarce byłby bank centralny. Miałoby to kolosalne znaczenie dla Strefy Euro, gdzie przecież banki komercyjne działają w warunkach ograniczonego dostępu do pieniądza.
Przejście na taki system w Polsce spowodowałoby aprecjację wartości naszej tymczasowej waluty narodowej, w stosunku do innych walut. Z pewnością w jakimś stopniu bylibyśmy celem dla międzynarodowych spekulantów, jednakże byłby to dialog na równych zasadach pomiędzy bankiem centralnym posiadającym nieograniczone prawo do emisji waluty, a rynkiem, którego możliwości licytacji są ograniczone ryzykiem straty.
Obecny system, prędzej czy później na pewno doprowadzi nas do pogłębionego kryzysu. Jako kraj, w którym przeciętna emerytura wynosi 300 Euro, jesteśmy bezbronni wobec międzynarodowej finansjery i jej kryzysów. Państwo nie musi być bezbronne wobec dyktatu rynku, owszem niezwykle ciężko jest mu walczyć przeciwko rynkowi, ale o tym nie mówimy, mówimy o zmianie reguł i zakresów swobody na rzecz państwa.