- Polityka
Czy ten pan może zepsuć jeszcze bardziej?
- By krakauer
- |
- 20 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Co to za kampania wyborcza, w której kandydaci pokazali się od najgorszej strony lub wcale? Tego, czego właśnie jesteśmy świadkami nie powinno się nazywać jakąkolwiek kampanią, albowiem to po prostu marnowanie czasu i pieniędzy. Jesteśmy prawie przed wyborem najważniejszego polityka w wyborach bezpośrednich w tym kraju, człowiek który przy odrobinie złej woli może rozsadzić działania każdego rządu w tym kraju – i co? I nic! Prawie nic! Prawie nic się nie dzieje!
Trzeba tak zmienić kodeks karny, żeby kandydat na prezydenta RP, jeżeli nie przedstawi, co najmniej na 30 dni przed wyborami swojego programu wyborczego, a co najmniej na 14 dni przed wyborami swojej oceny dotychczasowej prezydentury – odpowiadał karnie, najlepiej przez obligatoryjne więzienie, żadne tam grzywny! Inaczej godzimy się na to, żeby klasa polityczna sobie z nas kpiła.
Co prawda już nie ma takich numerów jak kiedyś słynne wkładki do butów ale, po co kandydują poniektórzy kandydaci, tego nie sposób zrozumieć. Ani to „to”, nie mówi, o co mu lub jej chodzi, ani nie da się tego przeczytać w dokumentach programowych takowego, jeżeli w ogóle takie są.
To jest coś niesamowitego, człowiek chciałby przeprowadzić jakąś uproszczoną prawami felietonu analizę politologiczną programów, chociaż głównych kandydatów i co? Nic nie ma! Przynajmniej nie można się zniżyć intelektualnie do uznawania tego, co większość z tych ludzi przedstawia za program wyborczy. Wiadomo, że kompetencje prezydenta „szału” nie robią, ale to też nie jest tak, że prezydent nic nie może i nic nie znaczy, w to nie uwierzą nawet najbardziej naiwni dziennikarze z zagranicznych bulwarówek.
Byłoby dobrze, gdyby chociaż ze sobą dyskutowali. Niestety jednak cudów nie ma, główni kandydaci chyba umówili się na wzajemne nie atakowanie się i w ogóle nie dzieje się nic. Nie ma żadnego dialogu, żadnej dyskusji, żadnej wymiany poglądów. Tego, co dwaj wiodący panowie wymieniają pomiędzy sobą przez media, to się nie liczy, głównie dlatego ponieważ jest oczywistym, że to ma na celu robienie sobie audytorium, a nie rzeczową dyskusję. Jeżeli ktoś zapomniał, a ma prawo, bo mamy z tym w kraju problem, to warto przypomnieć, że celem dyskusji jest wypracowanie wartości dodanej, czegoś więcej – nowej jakości.
Tymczasem każdy z chociażby rokujących kandydatów i kandydatka w jakiś sposób się pogrążyli. Nikt świadomy swojej wartości intelektualnej nie zagłosuje na człowieka, który sprzeciwia się przyjęciu przez Polskę Euro, w sposób tak infantylny jak zaprezentował to sztab wyborczy jednego z kandydatów. Podobnie, nie da się niestety głosować, na dobrze zapowiadającego się społecznika, który miał odsunąć rządzący establishment, ale chce związać swoją polityczną przyszłość z człowiekiem dopuszczającym w życiu publicznym użycie siły. Trudno jest też głosować na kandydatkę, która realizuje kampanie za pieniądze partii politycznej, która jej udziela wsparcia, ale nie może sobie przypomnieć, czy na nią głosowała, czy nie. O innych w ogóle szkoda mówić. Na placu boju pozostaje jedynie, pan jedynie słuszny kandydat i chyba miał rację, że szkoda drugiej tury.
Owszem, może pan jedynie słuszny i uzurpował sobie prawo do władzy, może i nie potrafił się wiarygodnie rozliczyć ze swoją pierwszą kadencją, co więcej jak najbardziej kwitował skandaliczną politykę społeczną rządu, czy też temuż rządowi przytakując jest współodpowiedzialny za powstanie zagrożenia wojennego. Nie mówiąc już o niezrozumiałych deklaracjach tego pana wobec pewnego kraju na Wschodzie. Powstaje jednak pytanie – czy ten pan może zepsuć jeszcze bardziej?
To jest pytanie najwyższej wagi o zasadniczym znaczeniu, każdy wyborca musi mieć świadomość, że nie głosuje tylko poprzez własne subiektywne preferencje. Istotą dokonywania wyboru szefa państwa jest powierzenie odpowiedzialności za państwo w cudze ręce. Chodzi o odpowiedzialność za siebie samego, swoją rodzinę, mieszkanie, majątek, wszystko, co uważamy za ważne. Kiedyś pisaliśmy o tym, że należy głosować na osobę, której powierzylibyśmy klucze od własnego domu jadąc na wakacje. Dzisiaj jest to jak najbardziej aktualne. Głosując, nie można głosować przeciwko! To jest fundamentalny błąd, głosowanie przeciwko komuś, to jest wyraz intelektualnej słabości. Przy czym trzeba przyznać, że w naszych realiach, niesłychanie trudno jest głosować za kimś.
Jedyną realną alternatywą wobec głosowania na jedynie słusznego kandydata jest nie pójść do wyborów i nie głosować. Tylko w takim przypadku, także jest problem, ponieważ zmniejszenie bazy głosujących powoduje, że kandydaci posiadający najbardziej rozbudowany żelazny elektorat i największe poparcie. Zmniejszanie puli głosujących premiuje takich kandydatów, bo mają wyższy dzielnik głosów.
Trzeba się, zatem zastanowić, czy pan jedynie słuszny może zepsuć jeszcze bardziej? Jeżeli nie, to w tym ograniczonym wyborze – NIESTETY – jest jedynym kandydatem rzeczywiście się do tej funkcji nadającym. Problem z jego głównym kontrkandydatem polega na tym, że jest doskonały, tylko niestety jego otoczenie, czyli ludzie, którzy wraz z nim przyjdą mrozi krew w żyłach i wyklucza przekazanie poparcia. Czy głosować na niego już w pierwszej turze? Dobrze byłoby, gdyby do drugiej tury weszła inna konfiguracja kandydatów niż wszyscy się spodziewają. Co z tym problemem zrobić, trudno powiedzieć, przy czym zupełnie poważnie możemy czuć się oszukani przez establishment. Nie sposób tych wyborów traktować inaczej, niż jako wybory ze wskazaniem.