• 17 marca 2023
    • Polityka

    O wyższości macania kury mazurskiej

    • By krakauer
    • |
    • 17 kwietnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ślimacząca się kampania wyborcza nabiera rumieńców, wszędzie tam, gdzie przeciwnicy pana Komorowskiego, mogą mieć z nim względnie bezpośrednią styczność pozwalającą na głośne wykrzykiwanie pod jego adresem tego, co o nim myślą i wielu innych ciekawostek nazwijmy to ornitologicznych.

    Wydarzenia z Lublina to takie „coś” a zarazem „nic”, w każdym bądź razie to nie jest normalne, że za jednym z kandydatów jeździ po kraju grupa krzykaczy, mobilizująca lokalnych przeciwników w celu spowodowania awantury. Nie można tego lekceważyć, ponieważ to nie jest wolność słowa, ani swoboda wypowiedzi, to jest hucpa i bezprawie.

    W Krakowie, w stronę pana Komorowskiego wznoszono w górę krzesło, co generalnie nikogo nie zdziwiło, ale ochrona czy też lokalna Policja, uznała za niekoniecznie wyraz wolności słowa. Czymże nazwać stan, w którym krzykiem przez megafon jedna grupa ludzi, zagłusza innego człowieka? Jeżeli do tego wchodzą przesłanki polityczne, to mamy do czynienia ze zwyczajnym sporem, a nie prawem do wolności słowa i swobody wypowiedzi. Spór polityczny, żeby był kontradyktoryjny – musi podlegać podstawowym regułom. Kluczową jest obowiązek równości stron, rozumianej pozytywnie, czyli każdej z nich musi przysługiwać prawo do swobody wypowiedzi. Zakrzykiwanie drugiej strony, jest elementarnym naruszeniem tego prawa. To złamanie zasad demokracji, albowiem można protestować w taki sposób, żeby oprotestowywany miał poważny problem, ale nie miał argumentów do autostygmatyzacji.

    Chociaż wielu chciałoby wykrzyczeć pod adresem pana Komorowskiego o wiele gorsze rzeczy, niż porady w kwestii indywidualnej troski o kury na mazurach, to jednak na tym nie może się koncentrować nasz dialog w sferze publicznej. To niczemu nie służy, w zasadzie tego nie można tolerować, ponieważ to psucie państwa – w istocie zwyczajne pieniactwo.

    Co prawda pan Komorowski trochę jest sam sobie winien, ponieważ dialog z nim w praktyce przez całą kadencję był niemożliwy, a na pewno to raczej był monolog, – jeżeli już nawet ktoś próbował. Nie chodzi o to, że pan Komorowski nie dopuszczał do siebie głosów krytyki, ale o to, że w ogóle nie brał pod uwagę możliwości przeprowadzenia minimum autorefleksji. To przekonanie o wyższości własnej słuszności zaprowadziło go na „Dzikie Pola” w kontekście złej polityki wschodniej, jak również doprowadziło do dewastacji myślenia przeciętnych Polaków o państwie po tym jak doszło do złamania umowy społecznej przez podwyższenie wieku emerytalnego do „67”.

    Prezydent musi umieć słuchać, a nawet coś więcej – umieć wyciągać wnioski z tego, co usłyszy, w tym z tego, co chciał usłyszeć, jak również, czego nie chciałby nigdy usłyszeć, ale co musiał usłyszeć ze względu na okoliczności. W tym kontekście przeraża logika „znamion ludobójstwa”, uchwalona przez Sejm w Polsce w kontekście wydarzeń na Wołyniu. Czy pan Komorowski nie słyszał głosów rodzin ofiar? Co prawda nie ma ich wiele, ALE TO, DLATEGO BO PRAWIE CAŁA POPULACJA ZOSTAŁA WYRŻNIĘTA W DOSŁOWNYM TEGO SŁOWA ZNACZENIU! Pan Komorowski tego nie słyszał? Nie wziął pod uwagę? Nie był w stanie skrytykować tej HANIEBNEJ uchwały nawet krótkim słowem protestu? To już jest na jego rachunku, to już go obciąża, nawet jeżeli nie będziemy mieli wyjścia i będziemy zmuszeni na niego głosować, to i tak będziemy temu panu tą obojętność pamiętać.

    Być może właśnie z takich i innych powodów, dzisiaj znajdują się ludzie, którzy po prostu widząc pana Komorowskiego chcą do niego krzyczeć. W istocie nie ma znaczenia, co krzyczą, to się w istocie nie liczy, to naprawdę nie ma znaczenia jak już krzyk zastępuje dialog.

    Trzeba jednak rozważyć scenariusz, w którym wszyscy nawzajem staraliby się przekrzyczeć. W praktyce oznaczałoby to rozkład życia publicznego, a naprawdę kolejny krzykacz może krzyczeć głośniej. Czy na tym ma polegać nasz dialog publiczny?

    Zachowania polegające na wszelkich próbach niwelowania pluralizmu trzeba eliminować, a ludzi się tego dopuszczających traktować, jako pohańbionych. Obrona demokracji przed tymi, którzy nie szanują jej minimalnych standardów to fundamentalne zadanie wszystkich członków Wspólnoty – wszystkich razem i każdego z osobna.

    Na zakończenie, tak zupełnie marginalnie można przypomnieć, że to marni politycy musieli sobie zawsze wynajmować „klakę” lub opłacać kogoś, kto spowoduje skandal. Czy pan Komorowski naprawdę zasługuje na tyle uwagi?