- Paradygmat rozwoju
Bierność i polityka straconych szans delegitymizują zdolność „jedynie słusznej” do rządzenia
- By krakauer
- |
- 16 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Bierność, której od prawie ośmiu lat jesteśmy świadkami. Polityka straconych szans, która kosztowała nasze państwo wiele utraconych korzyści, w tym przede wszystkim brak skoku rozwojowego. Te czynniki i inne liczne, delegitymizują zdolność „jedynie słusznej” partii politycznej do dalszego rządzenia krajem. Mieli praktycznie dwie kadencje, mieli fundusze unijne, mieli praktycznie dowolność w ich alokowaniu, mieli znaczące poparcie społeczne, przychylność środowiska międzynarodowego. Mieli praktycznie wszystkie przesłanki do dobrego rządzenia, ale niestety wyników nie ma. To znaczy, że nie ma wyników nie tylko na skalę naszych subiektywnych oczekiwań, ale przede wszystkim nie ma ich na skalę potrzeb wynikających z zapóźnienia, biedy, braków i realnych potrzeb. Co gorsze, również z realizacji – trudno ocenić czyich interesów, jak w przypadku złej polityki wschodniej.
Przykłady można mnożyć – co z energią? Gazoport – brak sukcesu. Elektrownie atomowe – fikcja. Węgiel – powrót do przeszłości. Lecznictwo publiczne – podobno lepiej było za okupacji. Polityka wschodnia – spowodowała potencjalne zagrożenie państwa wojną i bezpośrednie jej skutkami u sąsiada. Reforma emerytalna – „67” nieakceptowane społecznie, a zadłużenie osiąga nowe pułapy. Oczywiście to można mnożyć w nieskończoność, podobnie rząd może szczycić się kolejnymi pasmami autostrad, ekranów dźwiękochłonnych, mostami itd. NIESTETY JEDNAK NIE BYŁO SKOKU CYWILIZACYJNEGO W TEJ KADENCJI!
Owszem, Polska się nieco zmieniła, w niektórych rejonach, gdzie samorządy wojewódzkie obficiej zadysponowały dotacjami – zmieniła się nawet bardzo. Jednakże ciągle nie udało się stworzyć strategii, która zakładałaby takie inwestycje publiczne, żeby dana przestrzeń lokalna/regionalna/metropolitalna – w zależności od poziomu programowania, była w stanie zwiększyć cash flow (przepływy pieniężne) na swoim terenie, a docelowo kreować generowanie wartości dodanej.
Bez możliwości zarabiania pieniędzy – NIGDY NIE PRZEBIJEMY SZKLANEGO SUFITU ograniczeń rozwojowych wynikających z przyjętego bez sprzeciwu modelu rozwoju społeczno-gospodarczego. Jego kres uwidocznił 2008 rok, a definitywnie go pogrzebie wzrost kosztów pracy, wymuszony zwiększeniem obciążeń składkowo-podatkowych na rzecz ciężarów publicznych związanych z depopulacją i starzeniem się społeczeństwa.
Nie można się dziwić, że samorządy rozpatrują tą kwestię jako problem, którego po prostu unikają, często nawet umiejętnie maskując się przy pomocy olbrzymich strategii i ideologii, mówiącej o tym, że samorządy to nie są spółki i nie mogą być zarządzane rynkowo. Oczywiście papier przyjmie każdy zapis, a nawet lokalna Rada, czy regionalny Sejmik – wszystko przegłosują, jak jest większość. To jest poważna wada naszego modelu rozwojowego, której wystąpienia nikt nie przewidział lub przewidzieć nie chciał. Co ciekawe już dawno wyeliminowana na Zachodzie, gdzie samorządy obok wolności i dowolności w kształtowaniu swojej polityki społeczno-gospodarczej, w mniej lub bardziej formalny sposób, zawsze poddawane są kodeksom dobrych praktyk lub innego rodzaju systemowym rozwiązaniom, które gwarantują, że w ich myśleniu strategicznym, zawsze będą obecne pewne kwestie pryncypialne. U nas teoretycznie to wchodzi, rzeczywiście rząd pana Tuska próbował regulować sprawy i samej polityki rozwoju, jak również poszczególnych strategii sektorowych, przechodząc na myślenie horyzontalne. Trzeba uczciwie przyznać, że dominująca część tych dokumentów jest wręcz wzorcowa, a na pewno dostosowana do naszych realiów. Jednakże w praktyce, poza nielicznymi wyjątkami – to tylko papier, co najwyżej stanowiący zasób niezbędnych cytatów przy formułowaniu pism urzędowych.
Nie ma co jednak wchodzić w kwestie szczegółowe, albowiem największym problemem rozkładającym ten rząd są problemy doktrynalne. Hołdowanie i czołobitność, wobec dawno już zbankrutowanych doktryn neoliberalnych, które doprowadziły zachodnią cywilizację na krawędź upadku – to zbrodnia na żywym organizmie polskiego społeczeństwa. Nie można zrozumieć tej postawy naszej władzy, gdzie ciągle przeważają neoliberalne postawy afirmacji dla doktryny po prostu szkodliwej, która sama wraz z drukowaniem pieniądza zwanym eufemistycznie „luzowaniem ilościowym”, tą swoją autodestrukcyjną szkodliwość wykazała.
Można uważać, że sprawy doktrynalne to „bicie piany”, bo tak przeważnie jest, jednakże jak przychodzi do konkretów w kwestiach strategicznych dla systemu podatkowego, niestety zwycięża myślenie motywowane tego typu negatywnymi ideami, czy wręcz egzegezą zakłamanych doktryn ekonomicznych dokonywaną dla naszych przypadków. Jednym z przykładów występowania skutków tego wielkiego kłamstwa i oszustwa jest w ogóle model finansowego funkcjonowania państwa, a w szczególności model podatkowy. Model finansowego funkcjonowania państwa opiera się na paradygmacie zadłużania się NA RYNKU FINANSOWYM (a inni sobie luzują!). Powoduje to stałe narastanie długu, niestety szybciej niż przyrasta nam PKB, co samo w sobie jest życiem na koszt możliwości przyszłych pokoleń. Mamy naprawdę gigantyczny dług i trudno jest nie zauważać, jego negatywnego wpływu na nasze możliwości funkcjonowania i możliwości rozwojowe. Jeżeli ktoś jest w stanie cofnąć się pamięcią, to jeszcze nie tak dawno – dług był o wiele mniejszy. Czy ktoś zastanawiał się kiedy spłacimy dług zaciągnięty przez ostatnie 24 lata? Ile to potrwa lat? Model podatkowy jaki mamy w naszym państwie, to wynik pogłówno-regresywnego prześladowania klasowego uboższych warstw społeczeństwa przez jego burżuazyjną elitę. W wielkim uproszczeniu chodzi o to, że jakoś tak to sprytnie zostało wykombinowane i wcale temu establishmentowi to nie przeszkadza, że przeciętnie ubożsi, płacą w odniesieniu do swoich dochodów – przeciętnie wyższe podatki, niż przeciętnie zamożniejsi. Była próba w tym roku zwiększenia kwoty wolnej od podatku, ale rządzący establishment (hańba dla PSL-u), zdecydował się ją odrzucić, w ogóle nie traktując jej poważnie.
Nie można dłużej kreować fikcji wobec ludzi. Skoku cywilizacyjnego od czasów wielkiej rozbudowy za czasów industrializacji w Polsce ludowej – nie było, nie ma i nie zapowiada się, żeby był. Ponieważ obecna konstrukcja subwencji finansowych z Unii Europejskiej, generalnie bardziej stymuluje wzrost zadłużenia całej przestrzeni, niż wzrost produktywności w jej wybranych do wsparcia fragmentach. Całość się nie bilansuje, nie składa się. Naprawdę przebudowa skrzyżowania na rondo w prawie każdej polskiej większej wsi, to nie jest rozwój! Fundowanie bezrobotnym szkoleń, gdzie otrzymają „motywujący kubek” i „smyczkę” promującą fundusze pomocowe – to nie jest kreowanie wartości kapitału ludzkiego. Albo będziemy postrzegali całość procesów poważnie, albo już dzisiaj pogódźmy się z porażką, to znaczy, że będzie tutaj, tak jak zawsze bywało. Trochę wesoło, trochę smutno, jakoś tam będzie… Chyba, że jak to bywało już nie raz, przyjdzie do nas z zewnątrz „reset”, wówczas obecne czasy, kiedy to tak „okrutnie” narzekamy na naszą władzę i jej sukcesy, staną się „tymi lepszymi czasami”, kiedy to płynęła ciepła woda w kranie…