- Ogólna
Problem podsłuchów w naszej lukrowanej rzeczywistości
- By krakauer
- |
- 05 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Znowu podsłuchy dały o sobie znać, to dziwne, ale ktoś – rzekomo właściciele, czy też zarządzający jedną z restauracji mieli podsłuchiwać swoich pracowników. Niestety okazało się, że w tejże luksusowej restauracji zagościł jeden z ministrów naszego rządu, co wywołało aktywność kontrwywiadowczą stosownych służb i techniczne szydło z worka wyszło na jaw.
Teoretycznie sprawa jest błaha, jednak w kontekście jeszcze niewygaszonej afery podsłuchowej, która dość silnie wstrząsnęła naszą krajową pulpą jest najdelikatniej mówiąc trudna.
Patrząc na sprawę zdroworozsądkowo, – kto i po co chciałby podsłuchiwać nasze elity? Prawdopodobnie zło tkwi w nich samych, tj. same się podsłuchują w różnych konfiguracjach, żeby łatwiej kopać się po kostkach, natomiast właściwe decyzje podejmowane są przez zupełnie innych ludzi, w zupełnie innych miejscach niż nawet najlepsza warszawska restauracja.
Właśnie to ograniczenie pokazuje, że nie należy bać się podsłuchów, państwu one nie mogą zaszkodzić, poza pokazaniem prawdziwego oblicza i skali hipokryzji ludzi, którzy udają krystalicznych, a w rzeczywistości są przeważnie miernotami i to bez charakteru, albo bardzo cwanymi kłamcami.
Jeżeli ktoś ma coś poważnego do uzgodnienia nie umawia się w restauracji, to tak, co do zasady. Jednakże nawet jeżeli chodzi o kompromitację towarzyską i tworzenie modnych teczek, to rzeczywiście mając w każdym dużym mieście Polski dostęp do miejsc stołowania się elity, rzeczywiście można coś takiego zbudować.
Wystarczy posiadać dostęp do szeregu takich miejsc, a efekty pojawiają się same pod postacią danych, które trzeba przepisać z nagrań i przy pomocy odsyłaczy hiperlinkowych/kontekstowych i semantycznych przetworzyć w matrycę powiązań i z czasem zbudować bazę danych – wypowiedzi i faktów danych osób i o danych osobach. Proste, banalne, wręcz trywialne. Sprzęt można kupić w każdym porządnym sklepie detektywistycznym, a bardzo dobry przywieść z Niemiec, z pewnego bardzo popularnego sklepu dla majsterkowiczów, który także sprzedaje przez sieć i to w Polsce. Oprogramowanie przetwarzające mowę na tekst można kupić w sieci, do tego zlecić napisanie banalnej formuły do popularnego arkusza kalkulacyjnego i posłużyć się edytorem tekstu, a właściwie rozbudowanym słownikiem. Do tego można posadzić trzy względnie zaufane osoby, które będą poprawiać nierozpoznane słowa lub ustalać kontekst, dla przetworzonych wypowiedzi – głosowo i poszatkowanych kontekstowo przez komputer, które nieznające się osoby w wielu poziomach różnych procesów złożą w większe kawałki, a te potem dwie zaufane osoby w jedną całość plus weryfikacja semantyczna całości. Mówimy oczywiście o godzinach nagrań, setek ludzi w różnych miejscach. Naprawdę dla dzisiejszej elektroniki i komputerów to pestka, można tylko pomarzyć o takim zleceniu. Koszt zestawu około 12 tyś zł za jedno stanowisko podsłuchowe bardzo wysokiej, jakości na sprzęcie, którego nie da się rozpoznać i zakłócić jego działanie przy pomocy popularnych „zakłócaczy”. Oczywiście mamy za te pieniądze standard pełnej autonomii i brak numerów seryjnych, nikt nigdy nie trafi pod nasz adres, a nawet jak przechwyci transmisję to jest ona kodowana w taki sposób, że nawet najpoważniejsze służby mają z tym problemy. Do tego potrzebny komputer i wspomniane oprogramowanie do obróbki, to kolejne około 12 tyś. zł, za sprzęt na poważnym poziomie, gwarantującym profesjonalizm. Jeżeli ktoś bawi się na poważnie, zawsze może do tego zaprosić specjalistów z Londynu, Moskwy lub pewnego małego, ale dobrze funkcjonującego państwa na Bliskim Wschodzie. Dwudniowy pobyt dwóch ekspertów powoduje, że mamy na miejscu odpowiednio rozlokowane czujniki, przetestowaną transmisję, a trzeci specjalista bez wychodzenia z hotelu zgrabnie zestawi nam komputer. Szybko, sprawnie i za około 30 tyś. USD mamy zagwarantowane, że wszystko doskonale działa, sprawdza się i nagrywa, a potem przepisuje – oczywiście w wielu językach. Całe „ustrojstwo” można skonfigurować tak, że np. jeżeli jesteśmy zainteresowani problematyką giełdową, można wgrać do programu moduł, odpowiadający za taki zasób słów. Wówczas system, będzie je sam wyłapywał – oczywiście w różnych językach, segregował, łączył i przesyłał nam raporty dostosowane do algorytmu przeszukiwania i raportowania.
Jedna uwaga, nie wynajmuje się „krajowych” fachowców, chociaż są bardzo dobrzy w swojej branży, ponieważ
Nasza lukrowana rzeczywistość jest jednak tak mizerna, że istnieje poważny problem logiczny w podsłuchiwaniu. To wszystko to mieszanie w naszym kociołku, ewentualnie przez obcych, ale jakie to ma tak naprawdę znaczenie? Może poza kontrolą, żeby się nam nie pojawił jakiś nowy „Piłsudski”, bo jego gorsza nie świecka kopia już była.
Chyba na tym pesymistycznym akcencie można zakończyć, jednakże nie można się zgodzić z jednym tj. z tezą, że państwo znowu się nie sprawdziło itd. Być może, żyjemy w kraju wolnych podsłuchów, może na tym polega nasza wolność? Trudno jest oczekiwać, żeby państwo kontrolowało wszystko, wszystkich i wszędzie. Dlatego, najlepiej jest nie korzystać z restauracji dla celów nazwijmy to państwowych.
Trzeba się pogodzić z rzeczywistością, w której „głupia” kserokopiarka, może być urządzeniem szpiegowskim, a jakoś wiele naiwnych instytucji takowe posiada i to nawet podłączone do sieci. Naprawdę nie trzeba nikogo podsłuchiwać w restauracji lub toalecie, żeby wiedzieć, co się dzieje nawet na najważniejszych biurkach.