• 17 marca 2023
    • Ekonomia

    Jesteśmy takimi nędzarzami że nawet deflacja się nie udała!

    • By krakauer
    • |
    • 28 marca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    To przerażające, ale jeżeli bliżej przyjrzymy się dziejącym w naszym kraju zjawiskom społecznym i ekonomicznym, nie wspominając nawet o politycznych, to pod powierzchnią cienkiego lukru, politycznej lub zwyczajowej poprawności – mamy problemy, często sięgające swoimi źródłami czasów dawno minionych. Niektóre zjawiska jednak mają charakter strukturalny i wynikają ze specyfiki naszej transformacji systemowej, której cechą charakterystyczną jest WYROK WYDANY NA NASZE SPOŁECZEŃSTWO, szczególnie bolesny zwłaszcza w kategoriach ekonomicznych.

    Widać to także na przykładzie zjawisk inflacyjnych i deflacyjnych, z którymi właśnie w tej chwili mamy do czynienia w naszej gospodarce. Deflacja to zło i „szatan” współczesnej ekonomii, w której nie obowiązują już żadne ze znanych dotychczasowych dogmatów klasyków, neoklasyków i innych myślicieli. W warunkach gospodarek stabilnych, w których uczestnicy dysponują siłą nabywczą odpowiednią do poziomu ich aktywności lub posiadanego majątku, a zarazem zgłaszają postulaty popytowe względem rynku na poziomie adekwatnym do potrzeb – zachodzi ryzyko spirali deflacyjnej. Jest to zjawisko, które opiera się na oczekiwaniach uczestników rynku, że ceny będą spadać, w związku z czym wstrzymują się z decyzjami o kolejnych zakupach potrzebnych im dóbr lub przesuwają je w czasie. Jeżeli ma to charakter masowy i powszechny, spada wielkość zamówień, w efekcie – spada zapotrzebowanie na pracę, czyli następuje sprzężenie zwrotne – ludzie będący uczestnikami gospodarki mają mniej pieniędzy ze swojej aktywności lub dochodów z posiadanego majątku, ponieważ stopy procentowe spadają. W konsekwencji wszystko w gospodarce się kurczy i zwija.

    U nas pojawiła się deflacja na poziomie około 2% jednakże nie pogłębiła się i w zasadzie nic się nie stało, a ceny wielu wyrobów podstawowych, w tym takich które są stale kupowane jak np. podstawowa żywność – nawet wzrosły. Wiele osób się dziwi – jak to jest możliwe, że skoro mamy rzekomą deflację, to dlaczego ceny nie spadają?

    To bardzo trudne do pojęcia, ale prawdopodobnie jesteśmy takimi nędzarzami, że nawet deflacja się w naszym kraju nie udała. Polacy przeważnie nie mają pieniędzy, jeżeli je mają to praktycznie wszystkie wydają na regulowanie zobowiązań, konieczne świadczenia i zakupy niezbędnych im dóbr lub usług. Ponieważ jesteśmy nadal społeczeństwem totalnie biednym, nasz zgromadzony majątek jest niski, ludzie ciągle mają potrzeby, których nie są w stanie zaspokoić i je substytuują, albo z nich rezygnują (np. mieszkaniowe). Natomiast cały wysiłek finansowy większość społeczeństwa koncentruje na biologicznym przetrwaniu. Oznacza to w praktyce, że dominującą część domowych budżetów ludzie wydają na to co muszą, czyli żywność, opłaty komunalne i inne oraz leczenie.

    Ceny tych dóbr i usług są niewrażliwe na deflację, jak również usług komunalnych, których podaż jest mniej więcej stała i ceny również trzymają się na tym samym poziomie. Składa się na to natura sektora komunalnego i charakter jego usług, jak również – nasza nędza i ubóstwo. Polacy przeważnie wydają pieniądze od razu, mało kogo jest stać na to, żeby móc czekać aż ceny spadną. Nie ma takich przypadków masowych! W związku z tym deflacja rządzi się innymi prawami i wynika raczej z „chomikowania” wielkich pieniędzy, przez wielkich graczy. Konsumenci nie mają znaczenia dla rynku, co pokazuje prawdę o naszej ekonomii a zarazem przerażające fakty o naszym społeczeństwie – ciągle potrzebującym dóbr i usług, ciągle na dorobku, ciągle biednego.

    Ekonomiści, politycy i finansiści powinni z tej obserwacji wyciągnąć wnioski, które muszą sprowadzać się do dążenia za wszelką cenę do podwyższenia przeciętnych dochodów społeczeństwa. Świetnie, że rosną płace w Warszawie i innych aglomeracjach, jednakże jakość życia liczona przeciętnie się nie poprawia, bo Polska to także Bytom, Suwałki, Wałbrzych i Kamień Pomorski! Nie ma żartów z systemem, musimy jak najbardziej jak się to da zrobić przy uwzględnieniu istniejących warunków ekonomicznych – dążyć do wzrostu płac realnych w gospodarce. Nie można tu jednak niczego wymuszać metodami administracyjnymi, jednak pracodawcy powinni odczuć presję państwa na kwestię zarobków. Ponieważ nie da się bezkarnie podwyższać płacy minimalnej, rząd powinien zdecydować się na urealnienie wysokości kwoty wolnej od podatku. Jeżeli będzie to uzasadnione, może wprowadzić jej zróżnicowanie w poszczególnych progach podatkowych, w tym znaczeniu żeby bogaci mieli niższą kwotę, na skutek czego żeby płacili więcej. Bez zwiększenia siły nabywczej społeczeństwa – nadal będziemy skazani na sytuacje, których najlepiej jest sobie nawet nie próbować wyobrażać. O problematyce wysokości rent i emerytur, jak również innego rodzaju świadczeń socjalnych, nie ma nawet co wspominać, to są kwestie oczywiste, z przyczyn społecznych należy robić na tym polu wszystko to, co jest możliwe.

    Model docelowy musi zakładać zdolność społeczeństwa do wypracowania sobie jakiejś poduszki finansowej, albowiem żyjemy w kraju, w którym ludzie ciągle nie mają oszczędności.