• 17 marca 2023
    • Polityka

    Bezpłodność nie zabija, ale rak zabija i inne rzadkie choroby też zabijają!

    • By krakauer
    • |
    • 19 marca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Marnowanie publicznych pieniędzy na Invitro lub Świątynie to dorozumiana zgoda systemowa na umieranie chorych na raka i inne rzadkie choroby, których leczenie wymaga podawania drogich preparatów dających szansę na wyleczenie lub przynajmniej wydłużających życie. Bezpłodność nie zabija, ale rak zabija i inne rzadkie choroby też zabijają! Czy pani premier Ewa Kopacz – podobno doskonały lekarz tego nie wie? Czy pan minister Bartosz Arłukowicz – ZNANY I SZANOWANY JAKO PEDIATRA (pracował m.in. w Klinice Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie) – o tym zapomniał?

    Państwo to odpowiedź wspólnoty na problem rzadkości, w kontekście jego ekonomicznych uprawnień państwo dzieli to, co gromadzi na różne cele. Priorytetyzacja tych celów to zadanie polityków. W krajach o których urzędujący ministrowie spraw wewnętrznych nie mówią w prywatnych rozmowach z kolegami że są kupą kamieni, czy też może raczej że istnieją tylko teoretycznie – przeważnie prowadzona jest polityka równowagi. To znaczy przy pewnym poziomie opodatkowania społeczeństwa można bardzo skutecznie zarządzać publicznymi środkami, tak żeby starczało na główne sfery aktywności państwa, które z istoty roli polityki, stanowiącej odpowiedź na problemy społeczne i systemowe – koncentrują się tam gdzie są problemy i szanse rozwojowe.

    W przypadku krajów na dorobku – zdewastowanych przez historię, złą wieloletnią politykę gospodarczą oraz dobitych przez nieudolną i ludobójczą transformację – problem rzadkości jest jeszcze bardziej odczuwalny. Ponieważ problemów w tym ciężkich chorób może być nawet więcej niż w społeczeństwach sytych i szczęśliwych, ale możliwości finansowe są o wiele bardziej ograniczone. W takich krajach dochodzi do stratyfikacji chorych pod względem ich społecznego znaczenia i majątku, osoby biedniejsze i mniej znaczące – zwykli obywatele, są wykluczeni z powodów ekonomicznych z lecznictwa prywatnego, a z powodów systemowych z dostępu do najlepszych klinik, w których są realizowane specjalne programy terapeutyczne – oferujące o wiele wyższy standard niż przeciętnie. Elita można powiedzieć się wyleczy, oczywiście na koszt wszystkich, którym pozostają czarne od wściekłych ludzi przychodnie, oczekiwanie rok lub dłużej na specjalistę, upokorzenia, drogie lekarstwa, lekarze milczący na temat możliwości leczenia nowoczesnymi – płatnymi preparatami itd.

    Niestety często się zdarza, że w tego typu biedniejszych i gorzej zarządzanych krajach, władze publiczne – po tym jak już wypasą się przy korycie i zabezpieczą swoje możliwości w systemie, to wydają publiczne pieniądze na inne cele niż najważniejsze cele z punktu widzenia człowieka żyjącego we wspólnocie, czyli ratowanie zdrowia i życia. Pojedynczy człowiek, zarabiający około 300-400 Euro miesięcznie przy cenach rodzących koszty egzystencji prawie jak na Zachodzie, nie ma w biednych krajach – do jakich niestety zalicza się Polska, żadnych szans na zakup preparatu np. Wemurafenib (Zelboraf) stosowanego u pacjentów z zawansowanych stadium czerniaka, ponieważ miesięczna terapia to około 30 tyś. złotych.

    Tymczasem, umierający pacjenci i ich zapłakane rodziny mogą obserwować wspaniałą budowę Świątyń, czy też żyjących w dostatku za publiczne pieniądze katechetów, podczas gdy te publiczne pieniądze marnowane na ideologizację przestrzeni publicznej, czy też ideologizację dzieci i młodzieży mogłyby posłużyć do uratowania, czy też nawet zmniejszenia cierpienia tysięcy ludzi ciężko chorych i bezbronnych wobec majestatu choroby nowotworowej lub innej choroby rzadkiej. Dzieje się to wszystko w światłach jupiterów, które pokazują piękną Świątynię, czy też zadowolonych z pracy katechetów – podczas, gdy ludzie umierają w samotności, w bezsilnej złości bycia samemu, porzuconemu – często bez pomocy i opieki ze strony równie biednych najbliższych i państwa, które teoretycznie samo zobowiązało się w ramach umowy społecznej do darmowej opieki zdrowotnej.

    Szczytem wszystkiego jest to, co właśnie zrobił rząd pani Kopacz, czyli zatwierdził Invitro, przy całej świadomości problemów z leczeniem chorób rzadkich, których pacjenci często są skazani na śmierć w pełni dramatu choroby, ponieważ np. program ich nie obejmuje, albo za długo muszą czekać na decyzję, a zarobki nie pozwalają im i ich rodzinom na cokolwiek. To dzieje się w tej chwili – trwa dramat chorych na czerniaka, których grupa została w jakimś stopniu ograniczona w dostępie do ww. leku, który jest w wielu krajach oceniany za bardzo pożyteczny w terapiach czerniaka zaawansowanego. Tymczasem pani Kopacz – lekarka w świetle fleszy i do kamer troszczy się o ludzi, których jest więcej bo około 3 mln Polaków cierpi na bezpłodność, ale OD BEZPŁODNOŚCI SIĘ NIE UMIERA. Trzeba dodać, bez rozróżnienia, czy bezpłodność jest wynikiem czynników naturalnych i losowych – jak najczęściej nowotwór KTÓRY ZABIJA, czy też wynikiem swobodnego podejścia do życia ze strony kobiety, która traktowała swój organizm jako mechanizm, który może regulować farmakologicznie.

    Niestety – Invitro, na KTÓRE SIĘ NIE UMIERA wygrało z rakiem i innymi chorobami, NA KTÓRE SIĘ UMIERA, ponieważ aktualnie zachorowalność na czerniaka w skali kraju może dotyczyć około 2500 osób rocznie. Te osoby, jeżeli nie są wcześnie rozpoznane i leczone – co daje bardzo duże prawdopodobieństwo wyleczenia, niestety czeka tragiczny los. To oczywiście już rządu – jak widać – nie interesuje.

    Gdyby najpierw załatwiono sprawy właśnie takie, które mogą dotyczyć każdego, bez jego woli, wpływu i stanowią jeden wielki wyrok śmierci, a potem jak już będziemy w stanie pomagać ludziom, których rak nie wybiera – wydawalibyśmy pieniądze na Świątynie, katechetów (w tym katechetów świeckich) i Invitro, to byłaby zupełnie inna sytuacja. Natomiast my mamy odwrócenie skali wartości. Państwo rządzone przez panią Kopacz – dodajmy – podobno znakomitą lekarkę, marnuje olbrzymie środki finansowe na indoktrynację religijną, która powinna być WYŁĄCZONA ze sfery właściwości publicznej – a do tego jeszcze będzie finansować leczenie przypadłości mających różne źródła na które SIĘ NIE UMIERA – KOSZTEM CHORYCH NA CHOROBY RZADKIE!

    To jest bardzo zły stan rzeczy i nie można się na to godzić w dalszej kolejności. Nauczanie religii należy natychmiast usunąć ze szkolnictwa publicznego, chyba że osoby prywatne – zapłacą z własnych pieniędzy, należy to umożliwić na dotychczasowych zasadach. Podobnie państwo nie może finansować budowli sakralnych, chyba że przemawia za tym np. interes społeczny lub potrzeby ochrony dziedzictwa narodowego. To znaczy – należy chronić mniejszości religijne, którym jeżeli jest taka potrzeba – można nawet ufundować państwową świątynie za publiczne pieniądze, wszędzie tak gdzie państwo się już do tego zobowiązało (np. do budowy Meczetu w Warszawie zobowiązało się państwo po wojnie z Rosją w 1920 roku, z wdzięczności za ofiarność i poświęcenie Muzułmanów w walkach). Czy też w przypadku, gdy mamy do czynienia z ratowaniem zabytków – o ile wspólnota wiernych sobie nie może poradzić. Wówczas po przejęciu zabytku przez Skarb Państwa, można finansować to co jest potrzebne. Jednakże nie można dopuszczać do takich działań, w których pod pozorem wspierania muzeum wewnątrz Świątyni dominującej i liczącej wielu wyznawców religii – finansować jej budowę ze środków publicznych. Wszystko musi mieć jakieś proporcje. Państwo ma mało pieniędzy i MUSI UZNAĆ PRIORYTET RATOWANIA ŻYCIA SWOICH OBYWATELI JAKO NAJWYŻSZĄ WARTOŚĆ – O WIELE WAŻNIEJSZĄ NIŻ BUDYNKI LUB INDOKTRYNACJA RELIGIJNA! To są kwestie prywatne, niech pozostaną w pełni w sferze prywatnej, a nie publicznej.