• 17 marca 2023
    • Wojskowość

    Zamiast lobbowania za dozbrojeniem Ukrainy należy lobbować żeby dozbroić Polskę

    • By krakauer
    • |
    • 06 marca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    To zastanawiające, że Ukraina ma tak wielu lobbystów w Polsce. Warto chyba, żeby odpowiednie służby zainteresowały się ludźmi, którzy stale i bez wyrażania jakiegokolwiek polskiego interesu mówią stale o „konieczności” dozbrojenia Ukrainy, w tym w wariancie na koszt polskiego podatnika. Abstrahując bowiem od oczywistej szkodliwości idei przekazywania broni państwu, które jak samo twierdzi prowadzi wojnę z termonuklearnym supermocarstwem, to nie może być mowy o żadnym osłabianiu potencjału obrony narodowej. W ostateczności nawet jakby miało do tego dojść, to rząd powinien przeprowadzić ten proces w sposób maksymalnie utajniony. Do tego najlepszą metodą na zamaskowanie tego faktu, jest oprócz oczywistej tajności, także milczenie w tej sprawie w ogóle i nie zajmowanie w tej sprawie stanowiska. W tych działaniach bowiem liczy się skutek – można go osiągnąć bez zbędnego gadania i emocjonowania się, które w praktyce jest przeciw skuteczne. Przecież mówiąc o dostarczaniu broni – buduje się obóz przeciwników tej idei, która sięga w Polsce około 65% opinii publicznej (wedle dostępnego sondażu). Co więcej ciągłe mówienie o tym powoduje, że narasta naturalny opór ze strony niezadowolonej z tego procesu Rosji, albowiem w ocenie wielu rosyjskich komentatorów dostarczanie nowej broni na Ukrainie przyczyni się do aktywizacji prowadzenia wojny przez stronę ukraińską, a to przełoży się na jeszcze większy dramat ludności, zamieszkującej na terenach, gdzie toczą się walki. Można przecież milczeć – czyli nie zabierać stanowiska, zwłaszcza jeżeli nikt się nie pyta i niczego nie oczekuje, wówczas można zrobić wszystko.

    Tymczasem jednak równolegle do woli przekazywania broni Ukraińcom, rozkwita fobia zagrożenia wojennego. Wysocy funkcją politycy mówią wprost, że żyjemy w niebezpiecznych czasach, a z ogólnego kierunku licznych wypowiedzi publicznych można wywnioskować, że kraj znalazł się w niebezpieczeństwie. Oczywiście abstrahujemy w tej chwili – z czyjej winy! Jednakże liczą się fakty, a te są coraz mniej zrozumiałe. Rok temu kiedy panował nastrój hurra optymistycznego skakania po Majdanie i zapewniania Ukraińców o zachodnim poparciu, nie było mowy o zagrożeniu wojennym dla Polski. Niestety nie starczyło na to wówczas wyobraźni dominującej części apologetów „wolności”. Wszelkie głosy wołające o rozsądek i pozostanie neutralnym – traktowano jako zdradę, a dzisiaj mówi się o wojnie – z Rosją. Powstaje pytanie kto jest rzeczywistym pożytecznym idiotą? Jednakże to wszystko nie ma już znaczenia, albowiem wchodzimy powoli w okres podniesionego napięcia i przygotowywania się do prawdopodobieństwa wojny.

    Niestety w kraju przez lata o wojsku mówiono się głównie w kontekście rzekomo nadmiernych przywilejów emerytalnych, ewentualnie postrzegano je jako wkład eksportowy w zagraniczne misje nie przynoszące państwu chwały. Obecnie, jak zmaterializowało się zagrożenie stale obecne, albowiem przecież Rosja Polsce nie grozi, po prostu sobie jest, jedynie nasza naiwna i szkodliwa polityka doprowadziła do popsucia relacji i stworzenia atmosfery strachu i dążenia do konfrontacji – zaczęto zadawać pytania o armię.

    Niestety stan wojska jest najdelikatniej mówiąc trudny, w tym znaczeniu, że mamy pododdziały i systemy, na poziomie światowym i nawet wzorcowym, ale mamy też poważne zaniedbania, jak również i przeciętnie bardzo wiele różnego rodzaju zaszłości. Problem jest o tyle bolesny, że nie da się z dnia na dzień stworzyć wojska. To co zrobili Ukraińcy w kategoriach wojskowych nazywa się pospolitym ruszeniem, opartym na zaciągu ochotniczym. Jak widać po wynikach walki tych oddziałów, niestety nie da się zbyt wiele osiągnąć samymi dobrymi chęciami, a nie chodzi dzisiaj o to, żeby się poświęcać, jeżeli są automaty, roboty i odpowiednie procedury. Dzisiejszą wojnę prowadzi się zupełnie innymi metodami niż to, czego sięgają nasze wyobrażenia o czasach II-giej Wojny Światowej, czy też to czego dowiedzieliśmy się o specyfice działania naszego wojska na misjach zagranicznych. Trudność polega na tym, że przygotowanie się na to co jest nieuchronne jest bardzo kosztowne i długotrwałe, oczywiście można skrócić okres ćwiczeń-szkoleń, ale to wymaga większej intensywności i wdrażania gotowych rozwiązań, albowiem na zabawy w adaptacje i dostosowywanie się może po prostu zabraknąć czasu.

    Przy założeniu, że mamy się być w stanie bronić w konflikcie do 90 dni, bo taki ma być okres reakcji NATO, to potrzebujemy armii co najmniej 300 tys., w składzie żołnierzy zawodowych – doposażonej i uzbrojonej po zęby. Dodatkowo taka ilość wojska regularnego powinna być uzupełniona do około 3 mln rezerw, możliwych do powołania w trakcie mobilizacji na pierwszy dzień konfliktu. Rachunek wynika z przeliczenia spodziewanego stosunku siły żywej, większej ilości wojska niż około 3 mln Rosja nie będzie w stanie zmobilizować w pierwszym rzucie wojny totalnej, tj. takiej której założeniem byłaby likwidacja naszej państwowości. Właśnie takich sił należy się spodziewać. Przy czym uwaga, myli się ten, kto myśli że rosyjscy stratedzy „pójdą na masę”, armia Federacji jest dzisiaj bardzo nowoczesna i sprawna, stale ćwiczy – należy się spodziewać połączenia komponentu zawodowego z masowym rekrutem, w tym także osobami z subkręgów kulturowych Federacji Rosyjskiej, wyznających nieco inną etykę niż tą, do której my jesteśmy przyzwyczajeni w naszym kręgu kulturowym. Dlatego trzeba się nastawić na fachowość przeciwnika, jego masowość oraz brutalność na poziomie jakiego się nie spodziewamy.

    Niestety ograniczają nas limity CFE, co prawda jeżeli udałoby się udowodnić, że z Federacji Rosyjskiej był przekazywany sprzęt wojskowy dla powstańców na Wschodzie Ukrainy, można byłoby to uznać za naruszenie traktatu. Następnie na tej podstawie zwiększyć stany posiadania, albowiem każdy czołg jest już prawie na wagę złota. Jednakże w naszym przypadku najważniejsza jest modernizacja posiadanych zasobów i ich uzupełnienie.

    Ze względów politycznych nie ma co liczyć na obecność znacznych sił amerykańskich i zachodnioeuropejskich w Polsce, wraz z amerykańskim arsenałem taktycznej broni jądrowej. Jednakże można próbować lobbować za przekazaniem/odsprzedaniem Polsce dużej ilości sprzętu wojskowego, nie ma problemów z kredytowaniem. Osiągnięcie limitów CFE nie jest dzisiaj dla nas żadnym wyzwaniem, może poza przypadkiem lotnictwa, aczkolwiek ono jak wiadomo jest kluczowym komponentem współczesnego pola walki, aczkolwiek nie można zapominać o Marynarce Wojennej, której potencjał nie może być lekceważony, a ze względu na charakter naszej granicy z potencjalnym agresorem – może być kluczem do sukcesu.

    Niestety sprawa jest poważna, nie może być bowiem tak, że mijają lata, a np. wszystkie „kilka” dział 155 mm o w miarę przyzwoitym zasięgu pokazujemy na jednej defiladzie! Zaniedbania w zakresie usprzętowienia Wojska Polskiego powinny się kończyć już dzisiaj bardzo poważnie, albowiem nie wiadomo ile mamy czasu, co prawda z własnej winy, ale to już może nie mieć znaczenia i to jest w tym wszystkim straszne.

    Potrzebujemy silnej armii i przeszkolonych rezerw JUŻ TERAZ I DZISIAJ. Dopiero na takiej podstawie, moglibyśmy myśleć o „robieniu polityki”. Obserwując to, do czego doprowadziło także działanie naszej dyplomacji, niestety trzeba się bać, ponieważ nigdy jeszcze w historii naszego państwa, tak skrajnie nieodpowiedzialnie nie doprowadzono do zagrożenia wojennego. Sytuacja w której jesteśmy – jest trudna, na Wojsko (i służby specjalne) powinniśmy zacząć przekazywać nie 2% PKB, ale 4% lub 4,5% plus do tego jeszcze otrzymywać sojusznicze wsparcie na poziomie około 1,5%-3% PKB. Wówczas rzeczywiście po 5 latach spokoju moglibyśmy osiągnąć poziom zdolności do konwencjonalnego powstrzymywania Federacji Rosyjskiej, być może nawet konwencjonalnej odpowiedzi.

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , ,